Dlaczego ja i Toyah nie lubimy naszych? To jest pytanie, które nie dręczy już jak przypuszczam nikogo, bo wszyscy, którzy zaglądają na nasze blogi jakoś sobie tę kwestię wyjaśnili. Najprostsze wyjaśnienie jest takie, że obaj jesteśmy frustratami i nie możemy znieść, że ktoś lepiej od nas pisze i do tego ma sukcesy medialne.
Drugie wyjaśnienie skrajnie różni się od pierwszego i brzmi: toyah i coryllus mają rację, bo wszyscy ci tak zwani „nasi” to jedna ściema i handelek. Jeśli nie coś gorszego.
No dobrze, ale my także uprawiamy swój handelek i to ludziom także szalenie przeszkadza. Ja oczywiście to rozumiem, ale nie zamierzam z niczego rezygnować.
Spróbujmy dziś wzbić się nieco ponad płaskość tych wyjaśnień i rzecz całą zbadać głębiej. Że co? Że na tym blogu badanie takie będzie nie miarodajne? A gdzie będzie miarodajne? Nikt o tym nie napisze przecież z zawiści i strachu, żebyśmy nie zrobili sobie jeszcze większej reklamy. To jasne. Ja muszę więc to zrobić.
Pytanie o „naszych” jest w istocie pytaniem o to, czy istnieją inne media poza publicznymi. Moim zdaniem i myślę, że także zdaniem Toyaha, takie media nie istnieją. Nie ma czegoś takiego jak media prywatne. To jest złudzenie, któremu poddają się każdorazowo ludzie z pieniędzmi inwestujący na rynku mediów. Oczywiście można się łudzić, że jest inaczej, tak jak sto lat temu dyrektorzy teatrów robiących plajtę łudzili się, że zatrudnienie klakierów, przyniesie im sukces. To się jednak nie powiedzie. Argument – bo media prywatne są prywatne i właściciel robi co chce, jest argumentem, który ucina dyskusję na temat TVN24. Po co o tym gadać? Właściciel jest prywatny i robi co chce. Może pluć na zmarłych, może kłamać, może wszystko. Nic mu nie zrobimy, bo jest wolność, kapitalizm i takie tam. Jak kto!? Zawoła ktoś – a etyka? W kwestii etyki wypowiedziała się wczoraj albo dziś pani Jankowska w salonie24 i myślę, że ta jej wypowiedź zamyka na zawsze dyskusję o etyce w mediach. Oto ona:
Wywiady Teresy Torańskiej, kunsztowne, literackie wymagają autoryzacji. To nie jest odtworzenie realnego przebiegu rozmowy, tylko skomponowany utwór posiłkujący się "cegiełkami" czasem wyjętymi z różnych miejsc i okresów spotkań. Dla celów artystycznych. Pewne partie efektowne w czytaniu mogą mieć wymowę niezgodną z intencjami i przekonaniami rozmówcy, słowem mijać się z prawdą. (Wszystko, co słyszymy przechodzi przez filtr naszych poglądów i emocji) Stąd konieczność autoryzacji i chwała za to autorce.
Jest to najszczersze wytłumaczenie manipulacji jakie udało mi się przeczytać w życiu. Nawet sławne – nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi – nie może się z tym równać. Dlaczego? Bo tu manipulacja usprawiedliwiana jest sztuką. Otóż, o czym pani Jankowska może nie wiedzieć z racji młodego wieku, ani wywiad, ani reportaż sztuką nie są. To jest taka figura wymyślona za komuny po to, by Kapuściński mógł sprzedawać te swoje zakłamane i pełne niedomówień gnioty. Żeby – w razie gdyby ktoś gdzieś się przyczepił do jakości informacji w tym śmieciu zawartych, można było powiedzieć – pan nic nie rozumie, reportaż to sztuka. To jest za przeproszeniem – gówno prawda, że zacytuję księdza Tischnera. I ta „gówno prawda” stanowi jeden z filarów mocy i potęgi „naszych”.
Wracajmy jednak do meritum. Nie ma mediów prywatnych bez niezależnych autorów, bo nie istnieje etyka mediów. To kłamstwo wyjątkowo brutalne. Media, mające w szyldzie niezależność, a niekorzystające z treści niezależnych autorów, zasłaniając się prywatnością, zajmują się po prostu manipulacją. W imię prawdy oczywiście i wolności - to jasne. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to „nasza” prawda i „nasza” wolność. Obcym od niej wara. I tak się złożyło, że założył sobie bloga w salonie24 niejaki Gociek, Piotr Gociek. Ja go nie znam, ale jak można się zorientować pan ów jest w jakiś szczególny sposób represjonowany, otóż nie może pisać w „Rzeczpospolitej”, ale może pisać w „Uważam Rze”, o czym donosi nam już w pierwszym wpisie. I pod tym tekstem mamy całą plejadę niezależnych komentatorów, którzy spieszą z pokłonem i brawami, tak jakby pana Goćka znali do dawna. I możliwe, że znają. Klakierzy też byli przecież nieodłączną częścią życia teatralnego i znali wszystkich aktorów. Na tym polegała ich praca.
I nie potrafię za nic zrozumieć po co Goćkowi salon, skoro ma „Uważam Rze” i radio „Wnet”. Jedynym wytłumaczeniem jakie przychodzi mi do głowy, jest to, że on tu przyszedł po to, by już w ogóle uniemożliwić dystrybucję treści niezależnych, żeby już nikt poza Czarkiem, Ufką i szczurem nie mógł się eksponować na pudle. Gociek przyszedł ratować niezależne media po prostu. „Nasze” media. I teraz – co za przygoda – nie dość, że będzie represjonowany w pracy, to jeszcze tutaj w salonie będziemy go represjonować ja i Toyah. Ileż on się nacierpi biedaczek.
Ja to wszystko piszę wprost, ponieważ walczę o swoje miejsce w przestrzeni publicznej, podobnie jak Toyah i to jest jedyny dostępny mi sposób walki. Nie mam do dyspozycji radia „Wnet”, ani tygodnika „Uważam Rze”. Mam tylko blog i swoje książki. I takie samo prawo do obecności w niezależnych mediach jak inni. Co ja mówię? Takie samo? Mam o wiele większe prawo do obecności tutaj, bo w przeciwieństwie do Goćka płacą mi czytelnicy, a nie biskup Głódź, który podobno całe to radio „Wnet” utrzymuje czy wręcz pan Chajdarowicz.
Moja postawa i postawa mojego kolegi Toyaha, nie podoba się wielu ludziom, a to z tego względu, że w Polszcze naszej kochanej, za najcenniejszą przywarę uchodzi pokora. Ja nie wiem dlaczego mam okazywać pokorę, no i wobec kogo. I nie o to chodzi, że ja nie potrafię. Potrafię, ale doświadczenia z pokorą mam takie, że im więcej się jej okazuje tym mocniej człowieka kopią po tyłku. Tak więc pewnego dnia, dawno temu zrezygnowałem całkowicie z okazywania pokory i przy tym pozostanę. Nich się tym sportem zajmują blogerzy komentujący u Goćka, to może im tekst na pudło wstawią. Pokorne ciele dwie matki ssie – to znana prawda.
Obecność ludzi takich jak pani Jankowska i Gociek oraz posłowie Migalski i Libicki oraz Poncyljusz odbiera całkowicie wiarygodność przekaziorowi o nazwie salon24. Być może przynosi jakieś profity, ale nie mają one nic wspólnego z wolnością mediów. Ta bowiem zależy od niezależnych autorów, a nie od właścicieli, którzy robią biznes. Niestety tak się składa, że wolności jest coraz mniej, za to coraz więcej mamy reprezentujących wolność dziennikarzy, pośredników dystrybuujących wolne słowo, którego za nic samemu wypowiedzieć nie wolno. Musi to zrobić autoryzowany Gociek albo jeszcze bardziej autoryzowany Kłopotowski. Albo - przebacz Panie – sam Ziemkiewicz. Bez tego się nie liczy. Takie jest prawo stada rabów wyjących o ogórka i garnek wódki, jak to kiedyś barwnie opisał Łysiak. Nie zmienimy tego na pewno. I nawet nie będziemy próbować. Możemy jednak, na razie przynajmniej, pisać i mówić otwarcie, co o tym wszystkim myślimy. Na tym polega wolność. I myślimy właśnie tak: obecność „naszych” to zakładanie kagańca. My nie potrzebujemy żadnych pośredników na forum publicznym, radzimy sobie sami, a jeśli oni sobie nie radzą i potrzebują nas, to mówimy wprost – zjeżdżajcie. Publiczność nie chce ani kiepskich aktorów, ani klaki. Precz.
I póki co takie rzeczy będą pisane tylko na tym blogu, no i na blogu Toyaha. Ale to się kiedyś zmieni. Trzeba wierzyć.
Kiedy zaczynałem blogowanie w salonie było tu wielu dobrych autorów. Ja czytałem głównie Toyaha, Jareckiego, FYM-a i Tad9. Dziś ich teksty pojawiają się sporadycznie. Ja nadal uważam ich za dobrych autorów i dziwię się, że tu nie piszą. To znaczy FYM pisze, ale on się poświęcił Tragedii Smoleńskiej, co uważam za rzecz raczej nieprzemyślaną. Jeśli zrobił to z nadzieją na wydanie książki to muszę mu powiedzieć wprost, że nic z tego nie wyjdzie. Przyczyny są identyczne jak te związane z obsadą pudła w salonie24. Tam muszą być Goćki i koniec - na tym rynku książki. I nic się z tym nie da zrobić. Jeśli zaś FYM napisał swoją książkę kierowany jakimiś innymi motywami, to ja przepraszam i wychodzę.
Nie należę do ludzi, którzy będą wzywać sojuszników wielkim głosem na pomoc. Już wolałbym się sam ze wszystkim mozolić niż prosić o coś kogokolwiek. Teraz jednak zmienię na chwilę zwyczaj – szanowni niezależni autorzy, Jacku Jarecki i reszto – widzicie ten fajans i serce was nie boli? Szabli nie chwytacie? To po co było to w ogóle zaczynać. To nie jest zabawa wbrew temu co twierdzi pan Sowiniec. Gdyby to była zabawa nie było by tu Poncyljusza i reszty. Jeśli to nie jest wielki kłopot może jednak coś zaczniecie pisać. Pudło niech szlag trafi, ludzie przyjdą do nas, jeśli będziemy mieli atrakcyjne treści, a będziemy je mieli, bo jesteśmy najlepsi. Po prostu. I w przeciwieństwie do Goćka i jego kolegów z „Uważam Rze” nie potrzebujemy do naszej pracy ani biskupa Głódzia, ani tym bardziej Chajdarowicza. Jak wam się nie chce, to trudno, obejdzie się. Będziemy sobie tu z Toyahem stukać w klawiaturki we dwóch. Jakoś to będzie. Z poważaniem.
Coryllus.
Zapraszam wszystkich na stronę www.coryllus.pl, gdzie można kupić książki moje, toyaha, oraz płyty z polską muzyką ludową. Książki można także kupić w księgarni Tarabuk w Warszawie przy Browarnej 6, w sklepie Foto Mag przy stacji metra Stokłosy, w księgarni Karmelitów w Poznaniu przy Działowej 25, oraz w pensjonacie „Magnes” w Szklarskiej Porębie. Są także w Londynie, w polskiej księgarni mieszczącej się w budynku POSK.
Aha, byłbym wdzięczny, za niekorzystanie w publicznych, medialnych dyskusjach z treści publikowanych na tym blogu. Prywatnie można – do upadłego. Jeśli zaś chodzi o przepychanki publiczne macie Goćka, Jankowską, Poncyljusza, szczura biurowego i innych patriotycznych kołczów. Oni mają znakomity warsztat i świeże myśli. To powinno wystarczyć wszystkim. Prawdziwa kopalnia pomysłów. To powinno wystarczyć nawet Ziemkiewiczowi. Mnie i moje pomysły zostawcie w spokoju.
Inne tematy w dziale Polityka