Jeśli wydaje wam się, że ostatni wyrok skazujący w sprawie o czary zapadł w naszym kraju w stuleciu XVIII lub XIX to jesteście w błędzie. Rozprawa taka miała bowiem miejsce w roku 1926, a głównym oskarżonym był znachor z miejscowości Nowy Sielec położonej w powiecie Makowieckim.
Policjanci, których wezwano w styczniu 1926 roku do wsi Wieliszew nieopodal Nieporętu, gdzie odbywały się egzorcyzmy prowadzone przez 35 letniego Stanisława Stachnika zastali w jego domu dość osobliwą sytuację. Nad półnagą okrwawioną kobietą, śpiewano pieśni i odmawiano modlitwy. Sam Stanisław stał po środku izby i nie zdradzając oznak zdenerwowania zaczął wyjaśniać policjantom całą sytuację. W chałupie znajdowała się także 66 letnia teściowa Stachnika Katarzyna Dupska. Wszyscy obecni dali się bez oporów odprowadzić na komisariat i tam składali wyczerpujące zeznania.
Wszystko zaczęło się na początku poprzedniego roku, mniej więcej w marcu. Wtedy właśnie żona Stanisława Stachnika zaczęła zachowywać się bardzo dziwnie. Straciła mowę i nie poznawała domowników. Potem objawy nasiliły się, kobieta przestała chodzić i całe dnie spędzała w łóżku. Mąż woził ją do lekarza w pobliskiej Jabłonnie a potem jeździli do samej Warszawy. Nic nie pomogło. Wtedy właśnie Stachnik wpadł na pomysł, by szukać pomocy u znachora. Najsłynniejszy na Mazowszu znachor mieszkał w powiecie Makowieckim, we wsi Nowy Sielec i nazywał się Ludwik Organowski. Mąż chorej zawiózł do Nowego Sielca mocz swojej żony „na badania”. Wiejski czarownik obejrzał próbkę przez szkło powiększające i stwierdził, że choroba jest wynikiem uroku rzuconego na Stachnikową przez niewysoką, czarnowłosą kobietę. Jako lekarstwo zalecił wyciąg z mchu zbieranego spod trzech krzyży przydrożnych, piasek z rozstajnych dróg i dziewięć słonych kąpieli, które musiały odbywać się o północy. Według czarownika podczas ostatniej ablucji Stachnikowa powinna wskazać kto jest sprawcą jej choroby.
To wystarczyło, żeby uspokoić Stachnika. Mężczyzna wrócił szczęśliwy do domu i rozpoczął kurację swojej żony. Jak się okazało, bardzo skuteczną.
„Weźmisz czarno kure…”pisał Andrzej Pilipiuk w swojej sadze o Jakubie Wędrowyczu. Stachnik co prawda nie musiał zarzynać kur, ale jego egzorcyzmy były także bardzo malownicze. Cała rodzina zbierała mech spod potrójnych krzyży stojących przy drogach, a także piasek z rozstajnych dróg. Wszyscy asystowali przy kąpaniu przerażonej Stachnikowej w balii wypełnionej osoloną wodą. Kiedy kuracja dobiegała końca Apolonia Stachnik, żona Stanisława rzeczywiście wskazała winną swojej choroby. Tak, jak to przewidział znachor z Nowego Sielca. Kilkakrotnie powtórzono pytanie o przyczynę choroby i Stachnikowa wyznała, że za całą sprawę dopowiada Józefa Sołtysowa z domu Zdunek, która wbiegła pewnego dnia do ich mieszkania, kiedy akurat odmawiali poranną modlitwę i rzuciła na nią urok poprzez podniesienie spódnicy. Józefa znana była we wsi z niekonwencjonalnych zachowań. Tamtego dnia uciekała przed jednym z mężczyzn, który podejrzewał, że rzuciła ona urok na jego narzeczoną przez co ta nie chciał z nim sypiać tylko oglądała się za innymi.
Kiedy wszystko stało się jasne rodzina postanowiła ratować chorą i postępować według dalszych wskazówek których udzielił znachor. Kazał on mianowicie schwytać winną, utoczyć jej trochę krwi i wysmarować tą krwią piersi chorej kobiety. Rodzina Stachników zanim wyruszyła zbrojnie pod dom Sołtysowej próbowała się z nią porozumieć i skłonić „czarownicę” do tego by dobrowolnie oddała trochę krwi. Nic z tego jednak nie wyszło bo przestraszona Józefa Sołtys z domu Zdunek pobiegła na skargę do proboszcza, a zaraz potem na policję.
Stachnik nie mógł czekać, zebrał siedmiu ludzi i ruszył wraz z teściową Katarzyną Dupską pod chałupę czarownicy. Sołtysowa postanowiła drogo sprzedać swoją wolność, chałupy bronili bowiem jej dwaj synowie uzbrojeni w noże sprężynowe oraz siostra, która polewała napastników wrzątkiem z kociołka. Oblężeni nie mieli jednak szans na długa obronę, bo przybyli ze Stachnikiem mężczyźni mieli przy sobie broń palną. „Czarownica” została więc wyprowadzona z chaty i powleczona przez wieś wśród okrzyków i złorzeczeń wprost do domu chorej.
W obecności chorej, jej mąż bez żadnych wstępnych rozważań czy też modlitw powalił Sołtysową na podłogę ciosem w pierś. Usiadł potem na niej okrakiem i dwa razy uderzył ją pięścią w twarz rozbijając kobiecie nos i wybijając dwa przednie zęby. Potem podniesiono nieszczęsną „czarownicę” a teściowa podstawiła miednicę pod jej pochyloną głowę, tak aby spłynęło tam jak najwięcej krwi. Kiedy już uzbierało się trochę tej czarodziejskiej posoki, Stachnik wysmarował nią piersi żony, zebrani zaintonowali modlitwę a teściowa Katarzyna Dupska zaczęła okadzać mieszkanie. Zrobiło się małe zamieszanie, z którego skwapliwie skorzystała Józefa Sołtys z domu Zdunek – biegiem opuściła dom Stachników i ruszyła przez wieś złorzecząc swoim prześladowcom.
Policjanci, którzy wysłuchali tej całej historii bezzwłocznie ruszyli do miejscowości Nowy Sielec w powiecie Makowieckim, aby tam odnaleźć i aresztować Ludwika Organowskiego najsłynniejszego na Mazowszu znachora. Organowski nie stawiał oporu. Przed sądem wyczerpująco odpowiadał na wszystkie pytania. Wyjaśnił dlaczego kąpiele w wodzie z solą musiały odbywać się o północy, otóż mają one wtedy większą skuteczność. Podobnie wyjaśnił sprawę mchu spod krzyży. Okazało się, że nocami pot ze świętych figur spływa do ziemi i tam pozostaje, a potem przechodzi do mchu rosnącego pod krzyżami co nadaje tej roślinie czarodziejską moc. Piasek z rozstajnych dróg ma z kolei moc dlatego, że nocami wiatr nawiewa go wprost z nieba.
Prokurator domagał się dla całej ekipy wysokiej kary argumentując, że ciemnota nie może być okolicznością łagodzącą. Sami oskarżeni nie wykazywali przed sądem strachu i wydawali się raczej szczęśliwi. Okazało się bowiem, że leczenie Organowskiego pomogło, a Apolonia Stachnik chodzi, rozpoznaje bliskich i odzyskała mowę. Jednym słowem wyzdrowiała. Wyrok sądu, który skazał Stachnika na 3 miesiące więzienia, a znachora na pół roku, oskarżeni przyjęli z łagodnymi uśmiechami. Na jeden miesiąc więzienia w zawieszeniu na dwa lata skazana została także Katarzyna Dupska, teściowa Stachnika. Sam Stachnik musiał ponadto zwrócić Józefie Sołtysowej z domu Zdunek koszta wstawienia dwóch przednich zębów w wysokości 45 złotych polskich. I niech kto powie, że życie dawniej, na wsi, w epoce przedtelewizyjnej nie było ciekawsze i weselsze.
Zainteresowanych moją książką "Pitaval prowincjonalny" zapraszam na stronę www.coryllus.pl
Inne tematy w dziale Kultura