Kiedy księżna Dino - Dorota Talleyrand de Perigord de domo Biron zatrzymała się po raz pierwszy nad rzeką Bóbr, w miejscu gdzie rzeka ta tworzy łagodny łuk był tam zaniedbany pałac jej ojca księcia Kurlandii i zapyziałe miasteczko karmiące się dwustuletnią już legendą jednego z wcześniejszych właścicieli księcia Wallensteina. Kiedy księżna Dorota zmarła na jej pogrzeb przyszło 10 tysięcy ludzi. Mieszkańcy Żagania, który był już sławny w całej Rzeszy chcieli oddać hołd swojej pani.
Dziesiątki Tycjanów, Velasquezów, Goi, Rembrandtów i van Dycków, autografy Goethego, Schillera, Karola Maurycego de Talleyrand, listy Napoleona do Józefiny i Stanisława Augusta Poniatowskiego do księżnej Doroty Biron de domo von Medem. Olbrzymi pałac i park, świetnie utrzymane miasto i tereny rolnicze – wszystko to było w roku 1944 własnością Paula Louisa Marii Archambault Boson Talleyrand de Perigord potomka księżej Dino. Była to zaledwie resztka wspaniałego księstwa żagańskiego, kawałka Francji w sercu niemieckiej Rzeszy, ale resztka ta budziła niezdrowe i niezrozumiałe pożądanie. Zbliżał się radziecki front i koniec wojny – wiadomy koniec, a mimo to Adolf Hitler wystąpił do właściciela dób żagańskich z propozycją ich odkupienia. Dokonano wyceny majątku nieruchomego i ruchomego, policzono obrazy, wykonano kwerendę w archiwum. Padła cena i okazało się…że III Rzeszy nie stać na zakup Żagania. Same zbiory sztuki wyceniono na 4 miliony marek. Były to czasy kiedy za markę niemiecką płacono 20 francuskich franków. Kiedy minęło osłupienie, stało się to czego wszyscy się i tak spodziewali. Miasto i dobra żagańskie zostały zajęte siłą. Do pałacu wkroczyli wysztafirowani gestapowcy i nieco przykurzeni oficerowie Wermachtu, przybyli prosto z frontu, który był już tak blisko, że trzeba było myśleć o ewakuacji zgromadzonego tutaj dobra.
Do ewakuacji zabrano się z podziwu godną starannością, obrazy umieszczano na specjalnych ramach transportowych, wszystkie meble, do ostatniej konsolki zostały rozkręcone, owinięte w pakuły i złożone do wielkich drewnianych skrzyń. Kierowcy ciężarówek, na które ładowano żagańskie zbiory z niepokojem nasłuchiwali huku radzieckich armat. Konwój w końcu ruszył. Był to jeden z setek konwojów, które w 1945 roku wyruszały z dolnośląskich, pruskich, lubuskich i pomorskich miast i pałaców. Wszystkie one wiozły dzieła sztuki i archiwa, czasem złoto. Nikt do dziś nie wie dokąd wyruszyły ciężarówki z Żagania. Podobno do pałacu w Miodnicy lub w Borowinie pod Szprotawą. Tak blisko? Wierzyć się nie chce! Po cóż więc było tyle pracy z inwentaryzacją i załadunkiem, to przecież tylko kilkanaście kilometrów. Jeśli zaś zbiory z Żagania trafiły tam właśnie to dlaczego nic nie znaleziono w tych miejscowościach? Przetrząśnięte dziesiątki razy Miodnica i Borowina nie odsłoniły poszukiwaczom żadnej tajemnicy. Tajemnicze było natomiast to, że w podziemiach żagańskiego pałacu pozostało 47 skrzyń z archiwaliami, których nie załadowano na samochody. Skrzynie owe zniknęły i były po wojnie intensywnie poszukiwane przez wszystkie zainteresowane tym tajne służby a także przez prywatnych kolekcjonerów.
Po opuszczeniu pałacu przez Niemców wkroczyła doń armia radziecka. Zamiłowanie żołnierzy z czerwonymi gwiazdami na czapkach do pięknych przedmiotów były już znane w tych okolicach i wszyscy spodziewali się najgorszego. Tymczasem dowództwo radzieckie, zezwoliło by pałac był przeszukany przez dwóch tajemniczych oficerów przybyłych z drugiej strony Łaby – Amerykanina i Francuza. W pałacu pojawił się także pełnomocnik rodziny Talleyrand de Perigord, który usiłował dowiedzieć się co się stało z pozostawionymi tu zbiorami. Do niedawna żyli jeszcze świadkowie, którzy przysięgali, że w 1945 roku nad pałacem powiewała francuska flaga. Niemożliwe? A dlaczego?
Cała żagańska kolekcja była dokładnie zinwentaryzowana, mikrofilmy zawierające ową dokumentację znajdują się Bibliotece Kongresu USA. Część zbiorów została po wojnie odnaleziona na rozmaitych aukcjach i w galeriach o nie zawsze dobrej renomie. Niektóre obrazy są dziś w rodzinnym zamku Talleyrandów w Valencay. Nie ma tylko listów, nigdy i nigdzie nie wypłynęły, nie sprzedano ich i nie rozkradziono. Ludzie mówią, że czerwonoarmiści przerobili je na skręty, ale nie warto wierzyć we wszystko co mówią ludzie. O wiele lepiej pomyśleć, że 47 skrzyń pełnych listów i rękopisów spoczywa w jakiejś dobrze przesklepionej i zasypanej ziemią krypcie pod zrujnowanym kościołem, gdzieś nad Nysą Łużycką, albo w dolnym biegu Bobru.
Osoba, która podniosła Żagań do rangi kulturalnej stolicy regionu – księżna Dino, Dorota Talleyrand de Perigord, córka Piotra Birona zmarła w roku 1862, miała wtedy 70 lat. Pozostawiała po sobie wspomnienie, które każdy chciałby zostawić w pamięci bliskich i potomnych. Była osobistą przyjaciółką Franciszka Liszta, Aleksandra Fredry, Chopina i króla Prus Fryderyka Wilhelma IV. To ona gromadziła obrazy i meble, to ona skupowała książki i rękopisy. Kim była? Najmłodszą córką starzejącego się Birona, pupilka petersburskich elit, księcia Kurlandii, który przekazał tę Kurlandię pod kuratelę Rosji złożywszy uprzednią z jej tytułu hołd królowi Polski. Stary Biron miał cztery córki, najmłodszą interesował się najmniej. Może to i lepiej, bo nie wiadomo czy wówczas odebrała by tak staranne wykształcenie. Rodzice oddali małą Dorotę na wychowanie do jej chrzestnej matki, księżnej Luizy Radziwiłł, osoby wyraźnie różniącej się poziomem od klękających przed carem i jego generałami niemieckich książątek. Na dworze księżnej przebywał do niedawna osobisty sekretarz króla Stanisława Augusta Poniatowskiego ksiądz Scypion Piattoli, on także miał swój udział w wychowaniu Doroty. Młoda, urodzona w Berlinie Niemka, nie miała więc nic wspólnego z właściwymi ludziom z jej kasty obyczajami. Z portretu Francois Gerard’a patrzy na nas wielkooka, ubrana na wschodnią, polską modłę młoda kobieta. Chciano wydać ją za maż za księcia Adama Czartoryskiego, ale plany te spaliły na panewce. Dorota została żoną Edmunda de Talleyrand, bratanka słynnego Karola Maurycego ministra spraw zagranicznych Napoleona Bonaparte. Paryż nie był dla niej ani zaskoczeniem ani oczarowaniem, był raczej rozczarowaniem. Jej młody i energiczny mąż zaczął ją zdradzać właściwie od razu. Samotność pchnęła Dorotę w ramiona o trzydzieści lat starszego mężowskiego stryja. Talleyrand – kulawy diabeł – pokazywał się z Dorotą kiedy tylko mógł i gdzie tylko mógł, wzbudzając zawiść, wściekłość a czasem drwinę. Kiedy umarł Dorota przeniosła się do Żagania i temu miastu poświęciła resztę życia. Jej wnuczka Maria Dorota Radziwiłł brała w Żaganiu ślub, a na organach w kościele Augustianów przygrywał młodej parze Franciszek Liszt. Syn owej wnuczki, prawnuk księżnej Dino – Stanisław Radziwiłł był adiutantem Marszałka Piłsudskiego.
Dorota de Talleyrand nie była jedyną niezwykłą osobą związaną z Żaganiem. 25 lipca 1628 roku sprowadził się tu z Pragi Jan Kepler, ten sam który udowodnił że orbity planet mają eliptyczny, a nie okrągły kształt. Kepler mieszkał w Żaganiu dwa lata, nie istnieje niestety dom przy bramie Kożuchowskiej gdzie żył słynny uczony, zburzono go wraz z samą bramą. W 1630 roku Jan Kepler wybrał się pewnego dnia w zimową podróż do Ratyzbony, gdzie zmarł na zapalenie płuc. Jedyną pamiątką po Keplerze jest kawiarnia mieszcząca się w jednej z kamieniczek przy rynku. Po śmierci uczonego jego syn wydał w Żaganiu dzieło zatytułowane „Somnium seu opus posthumum de Astronomia Lunari, Anno MDCXXXIV” – „Sen czyli dzieło pośmiertne o astronomii księżycowej, 1634”.
Początki świetności Żagania związane są z wspomnianym już Albrechtem Wallensteinem, dowódcą cesarskich armii w wojnie trzydziestoletniej, bohaterem i śmiałkiem, którego posądzono o zdradę i chęć zawładnięcia koroną Czech, po uprzednim oderwaniu jej od domeny Habsburgów. To Wallestein zaczął rozbudowywać Żagań i rozpoczął budowę pałacu, którą przerwano na 40 lat na skutek śmierci głównego inwestora.
Wallenstein został zamordowany z rozkazu cesarza, w zamku Cheb w północnych Czechach. Po jego śmierci dobra żagańskie przeszły na własność rodziny Lobkowitz, która odsprzedała je Bironom. Resztę już znamy.
Dziś Żagań jest ciągle piękny, choć ciągle widać tu ślady wojny. Na rynku stoi ratusz, którego XIX wieczny forma nawiązuje to architektury włoskiego renesansu. Choć świetność minęła i nie da się ukryć architektonicznych ingerencji rodem z PRL, ludzie wciąż pamiętają o Żaganiu, wizerunek miasta znalazł się nawet na monecie dwuzłotowej, w serii „Miasta zasłużone dla kultury Polski i Europy”.
Inne tematy w dziale Kultura