Trwają zawody w dorabianiu gęby Mateuszowi Morawieckiemu. W społecznościówkach na lewej nodze ostro galopuje Adrian Zandberg. Z kolei Łukasz Warzecha kręci nosem, węsząc dalszy montaż etatyzmu y socjalizmu nad Wisłą. Obu się może nie sprawdzić.
Spór o Morawieckiego z jednej strony dotyczy szerokiej publiki, z drugiej to kłótnia w pisowskiej rodzinie. Dobrze to ujął Grzegorz Wszołek, wykazując się przy tym niekoniecznie trafnie podniesionym do potęgi optymizmem: „Jeszcze nigdy nie zaobserwowałem tak wielkich podziałów wśród zwolenników PiS, jak w przypadku rekonstrukcji rządu. Czy żal i niezrozumienie sporej części wyborców prawicy może doprowadzić do spadku popularności partii rządzącej i odwrócenia doskonałych sondaży? To praktycznie niemożliwe”.
Naprawdę, Grześku, niemożliwe?
Dla niemałej części obozu dobrej zmiany premier Szydło jest ikoną spełnionego marzenia, politycznego sukcesu i prosperity kraju. Wiele osób się niepokoi: skoro szło tak dobrze, to po co narażać się na rozłam i dryfowanie ku porażce? – nie dziwię się takim głosom. Zbyt szybko w PiS zapomina się o ośmiu latach stania w politycznym kącie. Tym bardziej, że poparcie dla tej partii nie opiera się jedynie na błędach totalnej opozycji. Ono ma realne podstawy w „satysfakcji małych portfeli”, czyli w społecznym programie gabinetu premier Szydło. Jeżeli ewentualny gabinet premiera Morawieckiego zacznie ten kapitał zaufania trwonić – to niezdecydowani wyborcy dadzą temu wyraz. Dla nich jest ważna ich własna poprawa warunków życiowych, a nie na poły metafizyczna wiara w partię i jej przywództwo.
Mateusz Morawiecki: bankster czy socjalista? W odpowiedzi na to pytanie kryje się klucz do prób określenia możliwych nastrojów społecznych. Według mnie, ani jedno, ani drugie. Z całą pewnością dialog społeczny nie jest najmocniejszą stroną tego polityka o tożsamości bankiera. Ale równocześnie nie jest to lumpenliberał, jakich sporo było w polskiej polityce. To prawda, Mateusz Morawiecki pomagał Platformie, ale pamiętajmy, że był to też moment gdy Donald Tusk mówił, że jest „trochę socjaldemokratą”. Mateusz Morawiecki to nie Tadeusz Syryjczyk, ani Janusz Lewandowski, nawet jeśli wiele w nim z gospodarczego liberała.
Znamienne jest, że to szef ministerstwa gospodarki i rozwoju napisał przedmowę do „Przedsiębiorczego państwa” Mariany Mazzucato. Pozwolę sobie na cytat: „Warunkiem, by państwo lepiej i aktywniej wspierało gospodarkę, jest wypracowanie odpowiedniego modelu instytucjonalnego. W przeciwieństwie do najbogatszych państw świata, takich jak chociażby Stany Zjednoczone, Wielka Brytania czy Francja, Polska utraciła ciągłość instytucjonalną i 27 lat temu musieliśmy od nowa budować nasze instytucje. Szybko doszliśmy do wniosku, że uchwalenie konstytucji i zaprowadzenie elementarnego ładu na poziomie centralnych organów władzy to za mało, by państwo działało sprawnie i było sprawiedliwe. Zbudowanie dobrych i współdziałających ze sobą instytucji to przede wszystkim praca nad tym, co najmniej rzuca się w oczy – regulacjami ustrojowymi, racjonalnym i celowym podziałem kompetencji między instytucjami czy utrwalaniem dobrych praktyk. Jest to często długotrwały proces wymagający stosowania metody prób i błędów. Nie zawsze wystarczy też podpatrywanie tych państw, którym taki system udało się stworzyć. Ważne jest bowiem dostosowanie rozwiązań do lokalnych potrzeb. Zawsze jednak warto naśladować dbałość instytucji o interes państwa, na rzecz którego pracują.
Jeśli chodzi o publiczne wsparcie innowacyjności to jednym z wyzwań, przed którym stoi Polska, jest stworzenie i wykorzystanie istniejącej infrastruktury instytucjonalnej do międzyresortowego koordynowania polityki innowacyjności. Poczynione zostały już kroki w tym kierunku, włącznie z uznaniem tego zagadnienia za jeden z priorytetów państwa i powołaniem ciała koordynacyjnego na poziomie rządowym, na stałe wpisanego w system administracji publicznej. Wiemy, że skuteczność wsparcia innowacyjności wymaga koncentracji na całym narodowym systemie innowacji”.
Gdyby myślenie Morawieckiego zostało połączone z dalszą dbałością o kwestie społeczne, PiS może uzyskać piorunujący efekt: budować dalsze zaufanie uboższej części społeczeństwa i próbować w naszych warunkach tworzyć przedsiębiorcze państwo, takie, które ułatwi rozwój dużemu własnemu biznesowi, stawiającemu na długofalowy rozwój także lokalnego rynku pracy, a nie jedynie zdolne promować cudze montownie samochodów i samozatrudnienie w peryferyjno-neokolonialnym klimacie. Nie twierdzę, że to się uda stuprocentowo, ale jakoś nie mam ochoty dołączać do grona marud.
Jeśli nowe rozdanie wypali – skorzysta na tym Polska. A na wytykanie błędów przyjdzie czas, gdy minie choćby pięćdziesiąt, a nie zwyczajowych 100 dni.
PS I jeszcze jedna interesująca perspektywa. Zacytuję Łukasza Molla, wypchniętego niedawno z Razem: "Straszenie bankierami nie ma sensu także dlatego, że praca w banku wyznacza ogólne aspiracje społeczeństwa. Jest pracą w ciepłym, ładnym miejscu, a dla osób z klasy ludowej jest ukoronowaniem awansu społecznego. Bank niekoniecznie kojarzy się z banksterami z Wall Street i z kryzysami zadłużeniowymi - to są tematy atrakcyjne dla przekonanych lewicowców, ale dla większości wyborców niestety są one abstrakcyjne. Te bliższe to kredytowe zdzierstwo czy strach przed obcym kapitałem - na tym polu PiS ma jednak nad konkurencją przewagę, m.in. dzięki wyciągnięciu profitów politycznych z afery reprywatyzacyjnej i Amber Gold. Dzięki temu, że politycy PiS mają wizerunek szeryfów, Morawiecki będzie odbierany raczej jako ten, kto stoi po "dobrej", a nie "złej" stronie mocy. I w tym momencie nie da się tego zmienić (...) Jeśli wiesz, że w obozie władzy szykowana jest co najmniej rekonstrukcja rządu, a najprawdopodobniej zmiana premiera i na dodatek na mównicy sejmowej jakiś schetyn po raz n-ty próbuje tych samych zgranych kart, próbujesz odróżnić się od "totalnej opozycji" i wprowadzasz do debaty publicznej swoje tematy. Pokazujesz, co konkretnie nie działa i co można by poprowadzić w najgorszych ministerstwach. Wrzucasz swój pomysł i rozliczasz PiS z tego, czy rekonstrukcja jest w stanie mu sprostać. Biorąc pod uwagę, że od ogłoszenia Morawieckiego do głosowania w Sejmie masz 5 dni, a rekonstrukcja ciągnąć się będzie tygodniami - masz na to wszystko szmat czasu. Nie jest wcale tak, że Polki i Polacy są tak zachwyceni PiS, że nie chcą słuchać o jego ograniczeniach. Mają już jednak dość skowytu opozycji, która nie ma żadnego pomysłu. Niestety, argument o "banksterze" (najlepiej użyć słowa z zagranicznej prasy, wiadomo) się w ten skowyt wpisuje. Kiedy go wygłaszasz, mówisz przy okazji coś znacznie bardziej czytelnego: "przepraszam, ale nie mam nic do powiedzenia"".
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka