Dogmat: „nie stać nas na politykę społeczną” coraz wyraźniej razi swoją nieodpowiedzialnością w kraju, który wciąż płaci koszty transformacji opartej w dużej mierze na komercjalizacji wszelkich sfer życia
Niedawno Polskie Towarzystwo Psychiatryczne wystosowało list otwarty, wskazując na obniżające się nakłady na opiekę psychiatryczną i leczenie uzależnień. Prowadzi to choćby do znacznego wyhamowania Narodowego Programu Ochrony Zdrowia Psychicznego, gdyż obecny poziom finansowania psychiatrii nie pozwala na rozwój tego obszaru opieki zdrowotnej. Autorzy listu wprost piszą o jej „postępującej zapaści”. Obok kwestii gospodarczych zwraca uwagę sprawa niebagatelna: pogarszający się stan zdrowia, także psychicznego, polskiego społeczeństwa.
Coraz więcej samobójców
Wyeksponuję tutaj dwa wątki. Po pierwsze, jak czytamy w liście: „dane epidemiologiczne wskazują na istotny wzrost częstości zachorowań na zaburzenia depresyjne, obniżenie się wieku pierwszych epizodów schizofrenii, wzrost częstości uzależnień od środków psychoaktywnych u młodzieży, wzrost skokowy liczby samobójstw. Śmiertelność z tego powodu przekroczyła w ubiegłym roku częstość zgonów spowodowanych nowotworem piersi”. I po drugie: „starzenie się społeczeństwa jest dzisiaj podstawowym trendem cywilizacyjnym w Polsce”. Ale nie istnieją u nas nawet teoretyczne założenia rozwoju psychogeriatrii.
Wzrost liczby samobójstw w Polsce jest regularnie odnotowywany przez media, bo to nośny temat. Dane policyjne za 2013 r. mówi o liczbie 6097 osób, które skutecznie targnęły się na swoje życie. To tragicznie największa liczba w ostatnim ćwierćwieczu i o niemal 2 tys. osób większa niż rok wcześniej. Zdaniem psychiatrów te dane są społecznie bardzo mocno skorelowane z rosnącym życiowym zmęczeniem Polaków. O samobójstwie jako znaku niemożności wytrzymania rosnącej, społecznej „presji na sukces” w polskich realiach powstała już książka. Mówię o pracy prof. Marii Jarosz z Polskiej Akademii Nauk, zatytułowanej „Samobójstwo. Ucieczka przegranych”. Bolesnym świadectwem polskich realiów jest jednak to, że „sukcesem” bywają po prostu próby utrzymania siebie (i rodziny) za jako taką pensję.
I jeszcze jedno: statystyki policyjne wskazują, że najczęściej zabijają się dziś w Polsce mężczyźni (sześciu na jedną kobietę), w dodatku ludzie bezrobotni z małych miejscowości. Trudno nie spostrzec, że wiąże się to z szerszą tendencją, czyli zapaścią prowincjonalnych obszarów III Rzeczpospolitej. Także w tej materii dane są bezwzględne. Opublikowany niedawno przez Instytut Wsi i Rolnictwa PAN raport „Monitoring rozwoju obszarów wiejskich” wskazuje, że coraz bardziej powiększają się dysproporcje między jakością życia w miastach i na wsiach. Wymownie odbijają się one także na demografii: choć jeszcze niedawno na polskiej wsi rodziło się więcej dzieci niż w miastach, to ta tendencja uległa wyhamowaniu. Już w 40 proc. polskich wsi zanotowano w ubiegłych latach ujemny przyrost naturalny. Życie na polskiej prowincji staje się zatem coraz trudniejsze. Wyludnia się ona, jak widać, na różne sposoby: nie tylko za sprawą emigracji zarobkowej za granicę i ucieczki do miast.
Przemęczeni, zdołowani
Idźmy dalej. Wbrew mitowi, że Polacy są bardzo leniwi i gdy tylko mogą uchylają się od zawodowych obowiązków, w rzeczywistości jesteśmy przepracowanym i przemęczonym społeczeństwem „na dorobku”. Zdaniem prof. Włodzimierza Pańkowa, socjologa, byłego kierownika Katedry Nauk Społecznych, emerytowanego profesora w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk 25 proc. całej populacji Polaków ma kłopoty psychiczne. I ta tendencja wzrasta. W opinii naukowca sprzyja temu właśnie życie w stresie, do którego w ogromnym stopniu przyczynia się niepewność zatrudnienia. Ale tego typu opinie formułują nie tylko ludzie, których można by podejrzewać o „lewicowe odchylenie”. Zdaniem Magdaleny Witek z firmy Sedlak & Sedlak (doradztwo HR) „jedną z przyczyn chronicznego zmęczenia jest przepracowanie. Rosnąca konkurencja, nadmiar obowiązków oraz zwiększające się wymagania ze strony organizacji i klientów, sprawiają, że pracujemy coraz więcej” (cytat za „Dziennikiem Gazetą Prawną”).
A tu warto dodać jeszcze jedną rzecz: niskie polskie zarobki bardzo często powodują, że ludzie decydują się na więcej niż jedną pracę, w efekcie czego ich realne szanse nie tylko na odpoczynek, ale wręcz na życie osobiste zdecydowanie maleje. I to także jest istotny przyczynek do dyskusji o coraz częstszych problemach psychicznych Polaków. Ceną za materialne przeżycie, czy nawet bardziej komfortowe życie jest psychiczne wyczerpanie w nieustającym turnieju życiowym: „szansa na sukces”. Czasem szansa mocno iluzoryczna.
Jest jeszcze jeden wart poruszenia problem: kwestia coraz powszechniejszej wśród Polaków depresji. Część specjalistów mówi już o epidemii. Niedawno powstał raport na ten temat. Jego autorzy – co charakterystyczne dla naszych czasów – zwracają uwagę m.in. na gospodarcze koszty tej choroby. Jak wyliczają, nasza gospodarka traci rocznie 760 milionów złotych z powodu depresji Polaków. Równocześnie ze środków Narodowego Funduszu Zdrowia na leczenie tej choroby przeznaczanych jest 160 milionów złotych. Depresja generuje choćby koszty pośrednie, związane z rosnącą absencją w pracy, przechodzeniem na renty, wielomiesięczne rehabilitacje wśród chorujących pracowników. W innych częściach świata zachodniego problem depresji, cywilizacyjnego schorzenia czasów, jest już postrzegana także przez pryzmat społeczno-gospodarczych. Choćby w USA (a także części krajów europejskich) istnieją już podmioty, które specjalizują się w diagnozowaniu pierwszych symptomów depresji wśród pracowników firm i ułatwiają podjęcie leczenia. W Polsce, choć depresja chyba nie jest już tematem tabu, pracodawcy nie wiążą problemów w pracy z problemami psychosomatycznymi swoich pracowników. Bądź co bądź, najłatwiejszą strategią jest przecież zastąpienie zepsutego trybiku mniej wyeksploatowanym.
Polityka antyspołeczna
Wskazałem wyżej na kwestię starzenia się polskiego społeczeństwa i fakt, że zdaniem psychiatrów nie ma dziś w Polsce żadnego przyszłościowego programu dotyczącego psychogeriatrii. Ale cóż mówić o takich „luksusach”, jeśli mamy do czynienia z o wiele banalniejszymi problemami na styku: ludzie starzy-zdrowie-leczenie. Warto zatem wskazać na inne społeczno-gospodarcze powiązania tego wątku, czyli gospodarczą słabość polskich emerytów, która będzie się w kolejnych dekadach pogłębiać. Otóż okazuje się, że znacznej części emerytów nie stać na wykupowanie nawet refundowanych leków. Wskazują na to badania Polskiej Izby Aptekarskiej z których wynika, że z realizacji recept rezygnuje u nas co trzeci pacjent, a ponad połowę tych osób stanowią emeryci i renciści. Tendencja stopniowo narasta: w 2009 r. 25 proc. pacjentów przyznawało się, że nie wykupuje leków. W 2014 r. to już ponad 33 proc. chorujących. A zatem starzejącego się społeczeństwa coraz częściej nie będzie stać na to, by spełniać jeden z podstawowych wymogów leczenia (czy to somatycznego, czy psychiatrycznego), czyli wykupywania/przyjmowania leków. A takie są właśnie problemy realnej Polski, które determinują rodzime życie społeczne. Zupełnie inne od wielu tematów, które stanowią polityczno-publicystyczną „karmę dla ludu”. Niestety, nic nie wskazuje na to, by w oczach samej opinii publicznej doszło do zmiany oceny wartości tego, o czym naprawdę warto rozmawiać.
Problemy polskiej psychiatrii wiążą się z szerszym trendem polskiej polityki antyspołecznej, realizowanej przez kolejne rządy. Otóż na służbę zdrowia w relacji do PKB przeznaczamy niemal najmniej w regionie, czyli poniżej 5 proc. PKB. W odróżnieniu od nas Czesi wydają na ten cel prawie 8 proc., a średnia unijna wynosi ponad 7 proc.
Dodajmy, że choć Narodowy Program Ochrony Zdrowia Psychicznego został uchwalony przez Sejm w 2010 r., to ponad dwa lata zajęło przygotowanie odpowiednim instytucjom przepisów wykonawczych.
Boleśnie znamienny jest ponadto fakt, że mimo teoretycznie przyjętej w Polsce strategii profilaktyki i leczenia depresji (zakładano m.in. stworzenie w każdym powiecie ośrodka zdrowia psychicznego), w praktyce nic z tego nie wyszło. A jak wynika z cytowanego wyżej listu otwartego PTP, Narodowy Program Ochrony Zdrowia to dziś właściwie martwy program. Ponadto finansowanie opieki psychiatrycznej sięga dziś u nas niecałych 4 proc. kwoty wydawanej z budżetu na zdrowie, a w kolejnych latach ma ulec dalszemu zmniejszeniu. Tymczasem nawet w krajach gorzej sytuowanych niż Polska te sumy zajmują w budżetach służb zdrowia od 5 do 12 proc. A zatem: jest źle i będzie gorzej.
Skończyć z nieodpowiedzialnością
Wskazanie na narastającą degradację finansowania usług publicznych (w kontekście coraz to nowych wyzwań społecznych) wiąże się choćby z pytaniem o jakość polskiego systemu podatkowego, jego szczelność i racjonalność. Bo nie można tego widzieć osobno, podobnie jak związku między obecną i przyszłą kondycją psychiczną Polaków a jakością naszego życia społecznego/publicznego, a także wyzwaniami dla gospodarki. Dogmat: „nie stać nas na politykę społeczną” coraz wyraźniej razi swoją nieodpowiedzialnością w kraju, który wciąż płaci koszty transformacji opartej w dużej mierze na komercjalizacji wszelkich sfer życia (nawet jeśli drugą stroną medalu jest niska jakość instytucjonalno-urzędniczej Polski). Ale to już tematy na osobne teksty.
Artykuł został pierwotnie opublikowany na łamach pisma "Nowa Konfederacja" nr 36 (48)/2014
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo