Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko
2038
BLOG

Żydzi, Izrael, Ameryka

Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko Polityka Obserwuj notkę 9

Tony Judt to angielsko-amerykański historyk (idei) o żydowskich korzeniach, autor słynnego „Powojnia”. „Rozważania o wieku XX” są zapisem obszernej rozmowy, jaką przeprowadził z nim Timothy Snyder, pokaźnym przypisem do równie pokaźnego naukowego i publicystycznego dorobku. Stojący u kresu swojego życia Judt (zm. 2010) „zdaje w nim sprawę” z własnej biografii intelektualnej, która sprawiła, że stał się buntownikiem z wyboru zarówno w świecie żydowskiej diaspory, jak i wielu intelektualnych środowisk współczesnej lewicy.

Polski czytelnik zna Judta przede wszystkim z takich prac jak „Źle ma się kraj. Rozprawa o naszych współczesnych bolączkach”, „Powojnie. Historia Europy od roku 1945” czy „Historia niedokończona. Francuscy intelektualiści 1944–1956”. Niewielu wie jednak, że to także autor wyrzucony z wpływowego amerykańskiego pisma „The New Republic”, które od połowy lat 70. XX w. wspiera proizraelską politykę Białego Domu. Bezpośrednią przyczyną zakończenia przez pismo współpracy z Judtem były oskarżenia pod jego adresem o… antysemityzm.

Choć „Rozważania o wieku XX” to książka wielowątkowa, warto opisać te wydarzenia i idee, które uczyniły angielskiego autora źle widzianym przez znaczną część (pro)izraelskiej opinii publicznej na Zachodzie i w Izraelu. Także po to, żeby zrozumieć nasze problemy z częścią środowisk Żydów amerykańskich, które łatwo szafują wyrokami w sprawie „zoologicznego antysemityzmu” Polaków i zapominają o polskim istotnym wkładzie w ratowanie europejskich Żydów w czasach Holokaustu.

Rodzinna Europa Wschodnia

Sięgnijmy najpierw do źródeł, czyli rodzinnych korzeni Judta. Korzeni wschodnioeuropejskich. Dziadek Judta ze strony matki dorastał w carskim Sankt Petersburgu. Babka ze strony matki była rumuńską Żydówką z Mołdawii. Poznali się w Londynie, do którego rodzina jego babki przeniosła się po pogromie w Kiszyniowie w 1903 r. Dziadek Judta ze strony ojca pochodził z Warszawy. Z kolei jego babka ze strony ojca pochodziła z Pilwiszek, wioski niedaleko Kowna. Los zetknął ich w Belgii, z której emigrowali do Anglii w 1914 r. w obawie przed wojną. Natomiast rodzice Judta poznali się w roku 1940 r. w Oksfordzie w czasie niemieckich nalotów na Anglię.

Judt urodził się w roku 1948 w rodzinie świadomie dążącej do asymilacji, a równocześnie wciąż akceptującej na poziomie obyczaju społecznego swoją religijną żydowską tożsamość. Dobrze oddają to słowa historyka: „Urządzono mi bar micwę, bo dla dziadków byłoby nie do pomyślenia, że mogłaby się nie odbyć. Ale poza tym w naszym domu nie było nic żydowskiego”.

Bardzo interesujący jest pewien element przeżywania swojej tożsamości przez ojca Tony’ego, który mimo że na stałe osiedlił się w Anglii, zachował „kontynentalne upodobania” także co do marek samochodów. Judt wspomina: „Nawet samochód, którym jeździliśmy, sugerował pewien rodzaj »nieżydowskiej żydowskości« mojego ojca. Był wielkim fanem zakładów Citroëna, ale nie sądzę, by kiedykolwiek wspominał, że należą one do żydowskiej rodziny. Ojciec nigdy nie poprowadziłby renault, prawdopodobnie dlatego, iż Louis Renault był znanym kolaborantem, którego firmę znacjonalizowano po wyzwoleniu jako karę za jego sympatie do rządu Vichy. O peugeotach wspominano w rodzinnych rozmowach z uznaniem. W końcu były dziełem protestantów i nie zostały skompromitowane katolickim antysemityzmem Francji reżimu Vichy”.

Ten cytat skłania do refleksji o tym, jak kształtują się relacje między kulturą, kapitałem a technologią w krajach, które dysponują długimi tradycjami własnego przemysłu. A dla nas niestety brzmi dziś tak egzotycznie…

Rozczarowany Izraelem

W 1963 r. Judt wyjechał do Izraela, do kibucu Chukok w Galilei dzięki pośrednictwu lewicowego skrzydła ruchu kibucowego związanego z izraelską socjaldemokratyczną partią Jedność Pracy. Jak wspominał: „Widziałem Izrael przez różowe okulary, jako wyjątkowy lewicowy kraj, gdzie wszyscy należeli do kibuców i gdzie mogłem rzutować szczególny, żydowski, socjaldemokratyczny idealizm na całą żydowską populację”. Jednak fascynacji lewicowym syjonizmem położyła kres wojna sześciodniowa 1967 r., kiedy Judt został tłumaczem między żydowskimi oficerami oraz anglo- i francuskojęzycznymi ochotnikami służącymi w oddziałach Izraela.

Wtedy zobaczył inne oblicze żydowskiego państwa: „Marzenie o wiejskim socjalizmie było tylko marzeniem […]. Spotkałem Izraelczyków, którzy byli szowinistami w każdym znaczeniu tego słowa – ich niechęć do Arabów graniczyła z rasizmem […]. Pogardzali »dziedzicami Holokaustu« oraz Żydami urodzonymi poza Izraelem, którzy nie rozumieli i nie cenili nowych Żydów, rodowitych Izraelczyków”. Był to kraj, opowiadał Judt, „który nienawidził swoich sąsiadów i szykował się do katastrofalnego, mającego trwać pokolenia zerwania z nimi na skutek zajęcia ich terytoriów”. To głębokie młodzieńcze rozczarowanie państwem żydowskim z pewnością zaważyło na późniejszej perspektywie Judta.

Ale temat Izraela zniknął z pola zainteresowania historyka na blisko trzy dekady. Jesienią 2003 r. powrócił do tej kwestii, publikując wiele krytycznych artykułów poświęconych polityce żydowskiej na Zachodnim Brzegu i zbyt daleko idącemu jego zdaniem amerykańskiemu wsparciu dla Izraela.

Swoją decyzję o zaangażowaniu w tę sprawę Judt tłumaczył następująco: „Jako Żyd poczuwam się do obowiązku ostrego krytykowania Izraela, na co nie mogą sobie pozwolić goje z obawy przed nieuzasadnionymi, ale skutecznymi zarzutami o antysemityzm”. Ta w miarę bezpieczna pozycja sprawiła, że Judt stał się gościem na licznych dyskusjach dotyczących Bliskiego Wschodu, na których swobodnie mógł krytykować i żydowskie państwo, i świat arabski.

Holokaust i polityka

Ostrze krytyki Judta wymierzone było nie tylko w Izrael, ale także jego „amerykańskich klakierów”. Jak brzmiał główny zarzut historyka wobec tego kraju? „Wyróżnia go nieco paranoiczna narodowa kultura polityczna i niezdrowe uzależnienie się od Holokaustu – swojej moralnej protezy i broni, którą odpiera wszelkie zarzuty”.

Judt odwołuje się do argumentu, że takie instrumentalne podejście do Szoah spowoduje w końcu erozję tej tragedii cywilizacyjnej i etycznej, tragedii wciąż należącej do depozytu kultury pamięci naszej epoki. Jak mówił Snyderowi: „Pojedź do Turcji, Amsterdamu czy Londynu (chociaż wciąż nie do Ameryki): w każdej poważnej dyskusji na temat Bliskiego Wschodu czy Izraela ktoś zapyta cię, w dobrej wierze, czy nie przyszła pora rozróżnić między Izraelem a Holokaustem, gdyż Zagłada nie powinna służyć jako alibi bandyckiemu państwu”.

Judt nie przeczy, że istnieje oczywisty antysemityzm i „antyizraelizm” (nie tak rzadko już ze sobą zbieżne). Uważa jednak, aż i tylko, że Izrael jako Państwo-W-Stanie-Ciągłej-Wojny, nakierowane wiecznie na konflikt, „to nie jest normalne życie”. Odnotowuje przy tym, że część odpowiedzialności za tę sytuację ponoszą amerykańscy Żydzi i część nieżydowskiego establishmentu Stanów Zjednoczonych, który rozgrywa „kwestię izraelską” jako szczęśliwie zesłaną przez historię kartę przetargową na Bliskim Wschodzie.

Rytualne poparcie

W opisach Judta jest całe mnóstwo niuansów dotyczących przykładowo analiz specyfiki amerykańskiej diaspory żydowskiej. Wskazuje on choćby na swoisty – tak to nazwę – „rytuał przebłagalny” w którym bezkrytyczna afirmacja Izraela stanowi zadośćuczynienie wobec ofiar hitlerowskich Niemiec.

Jak stwierdza autor „Powojnia”: „Historia amerykańskich Żydów to pod wieloma względami opowieść o spóźnionej, często o pokolenie lub więcej, odpowiedzi – na wydarzenia w Europie i na Bliskim Wschodzie. Świadomość kataklizmu, jaki stał się udziałem Żydów – i stworzenia w jego efekcie Państwa Izrael – przyszła o wiele później”. Odnotujmy jeszcze jedną, sarkastyczną wypowiedź Judta: „Zwykliśmy mówić, że syjonista to Żyd, który płaci innemu Żydowi, żeby zamieszkał w Izraelu. Ameryka pełna jest syjonistów”.

Przyznam, że jako zdeklarowany filosemita fragmenty opowieści Judta poświęcone tematyce żydowskiej czytałem z pewnym dyskomfortem, ale i ze świadomością, że nie sposób ich nie zauważyć i nie odnotować.

Przez Judta nie przemawia mniej lub bardziej ukrywana nienawiść do Żydów, oczywista w przypadku zdeklarowanych antysemitów. To dystans wobec własnego życia i tożsamości oraz elementarna uczciwość wobec faktów dyktowały mu takie a nie inne słowa w rozmowie ze Snyderem. I stąd także ten felieton, a właściwie wprowadzenie do recenzji, jako konieczność zdania relacji z prawd trudnych, lecz wymagających opisu w debacie publicznej.

Tony Judt, Timothy Snyder, „Rozważania o wieku XX”, REBIS, Poznań 2013

Tekst pierwotnie ukazał się w tygodniku internetowym "Nowa Konfederacja".

 

Krzysztof Wołodźko Utwórz swoją wizytówkę Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty. Wyją syreny, wyją co rano, grożą pięściami rude kominy, w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną, noc jest przelaną kroplą jodyny, niechaj ta kropla dzień nasz upalny czarnym - po brzegi - gniewem napełni - staną warsztaty, staną przędzalnie, śmierć się wysnuje z motków bawełny... Troska iskrą w sercu się tli, wiele w sercu ognia i krwi - dymem czarnym musi się snuć pieśń, nim iskrą padnie na Łódź. Z ognia i ze krwi robi się złoto, w kasach pękatych skaczą papiery, warczą warsztaty prędką robotą, tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery, im - tylko radość z naszej niedoli, nam - na ulicach końskie kopyta - chmura gradowa ciągnie powoli, stanie w piorunach Rzeczpospolita. Ciąży sercu wola i moc, rozpal iskrę, ciśnij ją w noc, powiew gniewny wciągnij do płuc - jutro inna zbudzi się Łódź. Iskra przyniesie wieść ze stolicy, staną warsztaty manufaktury, ptaki czerwone fruną do góry! Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi drogę, co dzisiaj taka już bliska? Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi, gniewną, wydartą z gardła konfiskat. Władysław Broniewski, "Łódź"

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Polityka