Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko
1537
BLOG

Świątyń konsumpcji nie święcić!

Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko Gospodarka Obserwuj notkę 35

Czas jakiś temu media obiegła informacja, że podczas „poświęcenia” otwieranej właśnie galerii handlowej w Gdyni abp Leszek Sławoj Głódź wodą święconą „zniszczył sukienkę” celebrytce Magdzie Mołek. Myślę, że to niezły przyczynek do dyskusji o pracy w niedzielę, która w znacznym stopniu dotyczy osób zatrudnionych w sieciach handlowych.

Gdy usłyszałem powyżej przywołaną informację, nie mogłem pozbyć się nieco złośliwej refleksji, że tak właśnie wygląda katolicka nauka społeczna w Polsce: „święcenie” galerii handlowych przy okazji uroczystych bankietów z udziałem hierarchów kościelnych. Później eminencje wychodzą z przyjęcia i nikt nie pyta, w jakich warunkach pracują tam ludzie, za jakie stawki, kosztem jakich wyrzeczeń, ze szkodą dla dobra własnego domowego ogniska.

Rzadko kto pyta też, czy w Polsce koniecznie sieci handlowe muszą działać w niedzielę. I jeszcze jedno. Jak to jest, że część hierarchów w naszym kraju bezrefleksyjnie sankcjonuje kulturę hiperkonsumpcji, pojawiając się na imprezach związanych z otwieraniem kolejnych galerii handlowych? To ma być ewangelizacja? Jeśli tak, to bardzo płytka, ulatująca wraz z bąbelkami musującego w kieliszkach „możnych tego świata” szampana. Mało to franciszkowe…

Problem pracy w niedzielę, a szczególnie tej wykonywanej w „świątyniach konsumpcji”, jest przede wszystkim objawem tego, jakie zmiany zaszły w obyczajowości Polaków, także naszych katolików, w ciągu ostatnich ponad dwudziestu lat.

Otóż istnieje ogromne przyzwolenie społeczne na niedzielny shopping. Niejednokrotnie ludzie wprost z kościołów idą spędzać wolny czas do galerii handlowych czy mniejszych, prowincjonalnych sklepów wielkopowierzchniowych.

Taki utarł się zwyczaj. I jest on dobrze widziany, a przynajmniej – bardzo rzadko głośno kontestowany, również ze strony osób duchownych. Kiedy Polak wychodzi z kościoła w niedzielę i idzie do hipermarketu, to czy myśli choćby o tym, że współodpowiada także za to, czy inni jego współwyznawcy znajdą czas, by „dzień święty święcić”? Praktyka wskazuje, że taki wywód logiczny jest już dość trudny do przeprowadzenia…

W każdą niedzielę w sklepach w Polsce pracuje ponad 250 tys. osób. Tylko część ma etaty, większość zarabia na umowach śmieciowych i to oni właśnie najczęściej są przymuszani do pracy w niedzielę.

Z całą świadomością używam słowa „przymuszani”, gdyż rynek pracy, obawa przed bezrobociem stawiają ludzi pod murem. Jakiekolwiek, nawet bardzo niskie zarobki albo żadne – to w Polsce realna alternatywa. A ponieważ w handlu zatrudnione są najczęściej kobiety – czyjeś córki, żony, matki, kobiety samotnie wychowujące dzieci – to ich rodziny ponoszą koszta tego, że w naszym kraju duże sieci handlowe i obyczaj społeczny dyktują warunki pracy.

Truizmem będzie uwaga, że nie we wszystkich krajach europejskich sklepy wielkopowierzchniowe są otwarte w niedzielę. Wśród krajów, które zakazują lub poważnie ograniczają niedzielne handlowanie, są Niemcy, Austria, Wielka Brytania, Hiszpania, Szwajcaria, Włochy, Holandia, Belgia, Ukraina, Norwegia. Handel niedzielny to z reguły domena krajów peryferyjnych o gospodarce silnie uzależnionej od zagranicznego kapitału czy szerzej: byłych demoludów, czyli choćby Polski, Słowacji, Czech, Bułgarii. Ale są w tej grupie także takie kraje jak Szwecja czy Finlandia.

Trzeba jednak zaznaczyć, że także u nas świeccy katolicy działają na rzecz ograniczenia handlu w niedzielę. I bynajmniej nie dlatego, że są „socjalistami”. Chlubny przykład daje choćby Społeczny Ruch Świętowania Niedzieli. W jego ramach podkreśla się choćby to, że człowiek nie jest istotą stworzoną do nieustannej eksploatacji w imię czyjejś korzyści finansowej.

Polacy i tak pracują bardzo dużo, są niejednokrotnie przemęczeni, fizycznie i psychicznie. A to właśnie w sieciach handlowych śrubowane są tzw. normy tempa skanowania. Kasjerki muszą bardzo się spieszyć z przeciągnięciem towarów przez czytnik. Z reguły na zeskanowanie produktu mają ok. 2 sekund.

Konsekwencje wolniejszej pracy mogą być różne: od zwolnienia przez utratę części zarobku po szykany (bo tak po imieniu trzeba nazwać mniej wymowny, zapożyczony z angielskiego termin „mobbing”).

Czy podczas „święcenia” galerii handlowej w Gdyni abp Głódź wspomniał coś na temat takich praktyk? Czy może nakazy Ewangelii i „troska o wartości” w Polsce dotyczą tylko spraw obyczajowych, ale już nie traktowania ludzi jak trybików w odczłowieczonej maszynie rynkowej?

Częstym kontrargumentem wobec ustawowego zakazu pracy w niedzielę jest to, że w jego wyniku firmy stracą dochody, a ludzie pracę. Tyle że w Polsce sieci handlowe wciąż zwiększają dochody, równocześnie zatrudniając coraz mniejszą liczbę pracowników na coraz gorszych warunkach (coraz mniej etatów, coraz więcej umów śmieciowych). Ludzie wyciskani są jak cytryna, a gdy protestują, słyszą jedynie, że może być jeszcze gorzej.

Dokąd to doprowadzi nasze społeczeństwo? A przecież zakaz handlu w święta państwowe i religijne nie spowodował kryzysu w branży handlowej! Z kolei przykład krajów zachodnich, gdzie obowiązuje zakaz handlu w niedzielę, pokazuje, że „ruch zakupów” rozkłada się tam po prostu na inne dni tygodnia, a zyski również nie maleją.

W znacznej mierze to polska obyczajowość konsumpcyjna decyduje o tym, jak wygląda naszkicowana tu sprawa. W gruncie rzeczy żyjemy w bardzo egoistycznym świecie, gdzie sprawy innych ludzi, którzy właśnie nas obsługują, kompletnie się nie liczą. Dla części katolików to także nie jest żaden problem – nawet jeśli sarkają na otaczający nas świat, w wielu sprawach są do niego świetnie przystosowani.

Na szczęście działalność takich organizacji jak wspomniany wyżej Społeczny Ruch Świętowania Niedzieli pokazuje, że wciąż istnieje w Kościele w Polsce myśl społeczna ambitniejsza niż „święcenie” sieci handlowych.

 

Tekst ukazał się pierwotnie w internetowym tygodniku "Nowa Konfederacja", NR 4/2013, 31 PAŹDZIERNIKA–6 LISTOPADA.
 

Krzysztof Wołodźko Utwórz swoją wizytówkę Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty. Wyją syreny, wyją co rano, grożą pięściami rude kominy, w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną, noc jest przelaną kroplą jodyny, niechaj ta kropla dzień nasz upalny czarnym - po brzegi - gniewem napełni - staną warsztaty, staną przędzalnie, śmierć się wysnuje z motków bawełny... Troska iskrą w sercu się tli, wiele w sercu ognia i krwi - dymem czarnym musi się snuć pieśń, nim iskrą padnie na Łódź. Z ognia i ze krwi robi się złoto, w kasach pękatych skaczą papiery, warczą warsztaty prędką robotą, tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery, im - tylko radość z naszej niedoli, nam - na ulicach końskie kopyta - chmura gradowa ciągnie powoli, stanie w piorunach Rzeczpospolita. Ciąży sercu wola i moc, rozpal iskrę, ciśnij ją w noc, powiew gniewny wciągnij do płuc - jutro inna zbudzi się Łódź. Iskra przyniesie wieść ze stolicy, staną warsztaty manufaktury, ptaki czerwone fruną do góry! Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi drogę, co dzisiaj taka już bliska? Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi, gniewną, wydartą z gardła konfiskat. Władysław Broniewski, "Łódź"

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (35)

Inne tematy w dziale Gospodarka