Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko
1231
BLOG

Odczepcie się od Polski

Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko Polityka Obserwuj notkę 25

Doczekaliśmy nowej, świeckiej tradycji. Pojęcie „Polska” stało się szyldem partyjnym, napisem na szalupie ratunkowej, z który politycy, na czele z Jarosławem Gowinem, uciekają z tonącej Platformy Obywatelskiej.

Szalupy ratunkowe nie są niczym nowym w polskiej polityce. Dwa największe obecnie ugrupowania partyjne (PO i PiS) powstały przecież w wyniku rozpadu Akcji Wyborczej „Solidarność”. Zasługi tej formacji dla kraju były zresztą „ogromne”: od wprowadzenia gimnazjów (o których dziś już wiemy, że kumulują problemy wychowawcze i edukacyjne) do reformy emerytalnej (OFE), którą odradzali nam niemieccy fachowcy od ubezpieczeń, twierdząc, że nawet ich państwa nie stać na taki system. Mieli rację, ale Jerzy Buzek spełnił się jako reformator i dzięki krótkiej pamięci Polaków wylądował na ciepłej posadce w Europarlamencie.

Na gruzach AW„S” powstały zatem Platforma Obywatelska a także Prawo i Sprawiedliwość. Gdyby przejrzeć nieco wstecz biografie prominentnych postaci naszych partii, zobaczymy tych ludzi pod kolejnymi szyldami, z których każdy miał być ocaleniem dla kraju... Notabene, żyją jeszcze ludzie kultywujący pamięć o projekcie reaktywacji jedności prawicy, czyli POPiS-ie. Warto przy okazji odnotować, że w politycznym kalejdoskopie III RP najtrwalsze okazały się dwie formacje postkomunistyczne, Sojusz Lewicy Demokratycznej i Polskie Stronnictwo Ludowe. Są jak tratwa: niby wciąż podtopione, ale na dno (pechowo) nie idą.

Wśród uciekinierów z kolejnych tonących statków politycznych pojawiła się nowa maniera. Ponieważ ideowo nie są już w stanie zaproponować niczego wiarygodnego, wytargali na szyld nazwę „Polska”. Najpierw powstała Polska Jest Najważniejsza, stworzona z uciekinierów (czy jak chcą inni: rozłamowców) z Prawa i Sprawiedliwości. Miała swoje pięć sekund (nie więcej) na medialnych salonach, a później cicho gasła, aż uległa samorozwiązaniu. Ale jej politycy bynajmniej nie przepadli: przeskoczyli do kolejnej politycznej szalupy pełnej gwałtownie wiosłujących postaci, które przejrzały na oczy, jak tylko w Platformie zaczęło się dziać gorzej. I znów, na nasze nieszczęście, poczuły się odpowiedzialne za Polskę... Mówię o projekcie Jarosława Gowina.

Bo oto powstała Polska Razem, kolejna nadzieja dla kraju. Projekt wieloletniego prominentnego polityka Platformy Obywatelskiej, Ministra Sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska. Pan Gowin po wizycie na Pomorzu w ramach „Godziny dla Polski” opowiadał, że zaskoczyło go, jak bardzo ludzie pod wpływem rządów PO boją się angażować w oddolną aktywność polityczną. Nie wiem, czy to tupet, czy może Jarosław Gowin dokleił sobie sztuczne wąsy i brodę i liczył, że nikt w nim nie rozpozna polityka, który od 2005 roku był ściśle związany z rządzącą obecnie formacją, a od 2011 r. pełnił urząd Ministra Sprawiedliwości. Blisko osiem lat... W skali państwa, które liczy swoją obecną postać na nieco ponad dwadzieścia, to chyba dużo?

Przy okazji warto przypomnieć, że niegdysiejszy rektor Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera wcześniej należał do Forum Prawicy Demokratycznej Aleksandra Halla, a później związany był z partiami wyznającymi kult Leszka Balcerowicza, czyli Unią Demokratyczną i Unią Wolności. Wspominam o tym, bo wśród dwudziestoparoletnich zwolenników pana Gowina, przy tym zaciętych przeciwników tych właśnie tradycji politycznych, lata 90. to już prehistoria. Ale cóż, nawet ludzie z większym bagażem pamięci mają dziś problem ze zrozumieniem, że kolejne „nowe jakości” polityczne to wciąż te same slogany, te same persony, obietnice rządzenia dla dobra Polski/obywateli i potężny ładunek pewności, że „ciemny lud to (znów) kupi”. Niestety, dotąd często kupował, także z braku lepszej oferty.

Tu jednak ktoś może – nie bez racji – dopowiedzieć, że to problem systemowy, nie personalny. Nasza klasa polityczna stanowi jedną z nielicznych grup społecznych, której naprawdę dobrze się wiedzie w III RP i mocno pilnuje swojej uprzywilejowanej pozycji. Można określić ją mianem „układu zamkniętego”. Rzecz nie tylko w tym, że ton nadają ludzie obecni w życiu publicznym przynajmniej od początku lat 90., albo związani z opozycją i nomenklaturą czasów PRL. Znacznie ciekawsze jest to, że 38 milionowe społeczeństwo ma tak ubogą scenę polityczną: szyldy się zmieniają, ale stojące za nimi środowiska/grupy wpływów są właściwie niezmienne. Ile partii się przebiło przez ten „układ zamknięty”? Na chwilę „Samoobrona”. I na dobrą sprawę nikt więcej. Pytanie, czy ta sztuka uda się choćby Ruchowi Narodowemu, pozostawiam w tej chwili otwarte, choć mam sporo wątpliwości.

Poparcia Jarosławowi Gowinowi i Polsce Razem udzielił Rafał Ziemkiewicz, „dinozaur xero-thatcheryzmu”, który rzuca się z nadzieją na wszystkie projekty, jakie uważa za wystarczająco konserwatywno-liberalne. Tyle że jest już jednym z nielicznych – bardzo przepraszam – frajerów, którzy żyją tym mitem politycznym, zapożyczonym zresztą z Zachodu w pierwszych latach transformacji. Ilekroć partie polityczne szły w Polsce po władzę z hasłami liberalizacji gospodarczej i troski o rodzinę, kończyło się to podobnie: krzywdą osób i rodzin gorzej sytuowanych, korzyściami dla wąskiej grupy wielkomiejskiej klasy średniej (tak, to jest właściwy i jedyny rzeczywisty elektorat konserwatywnych liberałów), a wreszcie – dwumilionową emigracją. Tyle że klasa średnia już nie potrzebuje konserwatystów u władzy. Ponad dwadzieścia lat życia w kulturze konsumpcji i kulcie indywidualizmu zrobiło swoje. Ta warstwa w większości jest już liberalna obyczajowo i wszystko wskazuje na to, że będzie w następnych latach szukała dla siebie takiej oferty politycznej, która połączy właśnie liberalizm gospodarczy z liberalizacją prawa w dziedzinie obyczajowej.

Na koniec: przydałby się ustawowy zakaz wycierania sobie szyldów „Polską” przez polityków. Bo większość obywateli nie chce Polski Razem z Jarosławem Gowinem. A Polska Jest Najważniejsza, ale nie jako slogan uciekinierów z PiS. Jeśli politycy i politykierzy są na tyle nieudolni, że nie mają pomysłu na program i nazwę partii – niech jadą na zmywak. Tam czekają już na nich rodacy, których swoją wieloletnią, nieudolną polityką na emigrację wysłali...

Krzysztof Wołodźko Utwórz swoją wizytówkę Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty. Wyją syreny, wyją co rano, grożą pięściami rude kominy, w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną, noc jest przelaną kroplą jodyny, niechaj ta kropla dzień nasz upalny czarnym - po brzegi - gniewem napełni - staną warsztaty, staną przędzalnie, śmierć się wysnuje z motków bawełny... Troska iskrą w sercu się tli, wiele w sercu ognia i krwi - dymem czarnym musi się snuć pieśń, nim iskrą padnie na Łódź. Z ognia i ze krwi robi się złoto, w kasach pękatych skaczą papiery, warczą warsztaty prędką robotą, tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery, im - tylko radość z naszej niedoli, nam - na ulicach końskie kopyta - chmura gradowa ciągnie powoli, stanie w piorunach Rzeczpospolita. Ciąży sercu wola i moc, rozpal iskrę, ciśnij ją w noc, powiew gniewny wciągnij do płuc - jutro inna zbudzi się Łódź. Iskra przyniesie wieść ze stolicy, staną warsztaty manufaktury, ptaki czerwone fruną do góry! Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi drogę, co dzisiaj taka już bliska? Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi, gniewną, wydartą z gardła konfiskat. Władysław Broniewski, "Łódź"

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (25)

Inne tematy w dziale Polityka