Im dłużej musimy żyć na cudzym chlebie, tym większy chwyta nas głód, gdy myślimy o chlebie polskim. Żaden inny w świecie nie nasyci nas tak, jak polski. Jesteśmy głodni tego właśnie chleba, na którego bochenku matka nożem robi znak krzyża. Ten chleb pachnie. On mówi. On – jedyny w świecie – jest nasz (Zygmunt Nowakowski).
Przed lekturą tekstu krótkie info: odnowione popiersie Inki powróciło dziś do Parku Jordana w Krakowie.
Nowa teka „Pressji” (XXX-XXXI, I 2012), zatytułowana „Tu mówi Londyn”, to lektura obowiązkowa dla każdego, kto postrzega polską tożsamość jako liczący się wyznacznik swojej kultury umysłowej. Historia emigracyjnego Londynu czasów (po)wojennych to także fragment rodzimych dziejów idei, filozofii i znakomitej publicystyki, kompletnie zapoznanej, a zdecydowanie wartej przywrócenia almanachom naszych tradycji intelektualnych.
Czy znacie państwo takie nazwiska: Zygmunt Nowakowski, Ryszard Wraga, Zygmunt Czarnecki? Co wiecie o losach londyńskiej emigracji, dziejach tamtejszej myśli, jej bohaterach i szaleńcach? Niezłomnych i konformistach? Zazdroszczę tym, których wiedza w tej materii jest ponadprzeciętna. A wszystkich zachęcam do sięgnięcia po najnowsze „Pressje”. Tym razem krakowska redakcja postanowiła zmierzyć się z opowieścią o naszych londyńczykach – tych, co rozstali się z Polską w czas II wojny światowej, by za życia nie wrócić już do odmienionej ojczyzny. Dla mnie, laika, wybór tematu i sposób jego przeprowadzenia to strzał w dziesiątkę. Zarówno artykuły stanowiące wprowadzenie do zagadnienia, jak i teksty źródłowe, zdecydowanie poszerzają horyzonty i dają asumpt do solidnej refleksji nad polską tożsamością, jej kondycją, meandrami i wielonurtowością ojczystej myśli i dziedziny rozumienia polskości. W skrócie, bardzo subiektywnie: to najlepszy numer „Pressji” od czasów „czerwonej teki” poświęconej lewicy.
Lekturę zacząłem od tekstu naczelnego „Nowego Obywatela”, Remigiusza Okraski. To rzecz o Adamie Ciołkoszu czytającym Różę Luksemburg w kluczu antysowieckim/antystalinowskim. Lektura obowiązkowa dla każdego szanującego się polskiego socjalisty początku XXI wieku. Na marginesie: miejmy nadzieję, że doczekamy wreszcie solidnego opracowania biografii intelektualnej „londyńskiego” etapu życia Ciołkosza, pióra profesora Andrzeja Friszke.
Na uwagę zasługuje także tekst Jana Maciejewskiego i Krzysztofa Mazura, „Tamiza wpada do Wisły”, w którym autorzy jasno pokazują różnice między paryską a londyńską emigracją i wyjaśniają, skąd wynikały różnice ich charakteru, a także wpływu na polską rzeczywistość czasów Polski Ludowej i III Rzeczpospolitej. Nieprzejednani, radykalni londyńczycy, często bezkompromisowi w swoim traktowaniu PRL, chcieli ocalić bez uszczerbku depozyt ojczystej samoświadomości, geopolitycznej, cywilizacyjnej samodefinicji. Ten depozyt opierał się także na legalistycznym poczuciu i coraz bardziej beznadziejnym podtrzymywaniu ciągłości – wierności (przed)wojennym, zmarginalizowanym i politycznie unicestwionym władzom emigracyjnym w stolicy Anglii. Jak twierdzą autorzy: „wierzymy, że silną Polskę odbuduje jedynie elita, która będzie umiała odrobić zarówno lekcję pragmatyzmu Paryża, jak i idealizmu Londynu”.
Z kolei Jakub Moroz, w metaforycznym tekście „Czułość i nieprzejednanie. W.G. Sebald o polskim Londynie” w wyśmienitych frazach podaje argumenty, dlaczego naszym obowiązkiem jest pamięć, czy ściślej – powrót do prawdy przez anamnezę, przypominanie. Jak stwierdza: „Po roku 1989 tylko w niewielkim, może wręcz znikomym stopniu udało się nam spełnić obowiązek Antygony. Liczni zmarli wciąż czekają na swój pochówek – jeśli nie dosłowny, to przynajmniej w sensie symbolicznym: na pamięć, wyrażającą się w całym bogactwie form i praktyk przywracania ciągłości: lektur, filmów, pomników, wydarzeń. Życie licznych zmarłych nigdy nie zostało opłakane, ich historie nie były opowiedziane”.
Rzeczywiście, jeśli niepamięć, zawiniona i niezawiniona, są krzywdą dla człowieka i ludów, są kalectwem, osieroceniem wreszcie, wyzbyciem z ojcowizny – to jesteśmy dziś wciąż skrzywdzeni, okaleczeni, jesteśmy sierotami pozbawionymi części dziedzictwa. Nie należy jednak poddawać się rozpaczy – trzeba na nowo odbudowywać i przebudowywać, odtwarzać i przetwarzać polskość: przeszłość jest darem dla przyszłości, choćby bolesnym. Pamięć ma także charakter etyczny: tu w tekście Moroza następuje nawiązanie do twórczości niemieckiego pisarza, który nigdy nie przebolał nazistowskiej części dziejów swojego narodu. Pamiętać, to także oddzielać dobro od zła, wpierw je określiwszy. Nie przywrócimy – symbolicznie – życia zmarłym, jeśli nie pojmiemy przeszłości także jako dziedziny wyborów moralnych. Podobną myśl, wprost wyrażoną, zawiera wydana niedawno po polsku książka Tony’ego Judta, „Historia niedokończona. Francuscy intelektualiści 1944-1956” (Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2012).
Polecam także życzliwej uwadze potencjalnych czytelników dwa artykuły Pawła Chojnackiego: „Mała stabilizacja nad Tamizą” i „Mesjanizm Drugiej Wielkiej Emigracji”. Pierwszy z nich opowiada o codzienności emigracyjnego Londynu, „wżyciu się” w nowe miejsce, czas i okoliczności. Uzupełnia go mapa rodzimych miejsc nad Tamizą, stanowiących przystanie „polskości na wygnaniu”. Drugi to podróż w świat biografii i idei stworzonych przez kilku „szalonych myślicieli” emigracyjnych: Bogdana Wielkopolskiego, Tadeusza Dzieduszyckiego, Zygmunta Nałęcza. I znów rzecz ważna dla lewicy, szczególnie chrześcijańskiej: punktem wyjścia dla drugiego tekstu jest bardzo ważna, w znacznej mierze źródłowa, a mało dziś znana praca Damiana Kalbarczyka „Wskrzesić Polskę. Zbawić świat. Antologia polskiej chrześcijańskiej myśli społeczno-radykalnej 1831-1864”. (PAX, Warszawa 1981). Nota bene, przeprowadziłem niedawno wywiad z jej autorem.
Za najważniejszy jednak artykuł zamieszczony w tej tece „Pressji” uważam „Orzeł czy reszka” pióra Zygmunta Nowakowskiego (1891-1963), krakusa, aktora, dramaturga, pisarza, krytyka teatralnego, kibica „Cracovii”, felietonisty „Ikaca”, czyli „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”. Ten tekst to precyzyjnie uargumentowany, równocześnie pełen odniesień historycznych esej polityczny, wskazujący szereg powodów dla których powrót z emigracji do Polski (Ludowej) jest niemożliwy. Autor ukazuje z zimną logiką zarówno całe zakłamanie sowieckich namiestników powojennego, zdewastowanego kraju, jak i hipokryzję władz Anglii. Odmalowuje też tragedię pozbawionych ojczyzny emigrantów, którym zakończenie wojny nie przyniosło rzeczywiście wolnej Polski, lecz jej namiastkę. Ten bolesny rys eseju zmusza do refleksji nad tożsamością Rzeczpospolitej po PRL, ukazuje równocześnie z całą siłą tę niezmierzoną, trudną dziś do wyobrażenia tęsknotę polskich tułaczy. Tułaczy – bo nie dane im było pielgrzymować do Polski, którą w zgodzie z własnym sumieniem mogliby uznać za prawdziwą i swoją. Tułaczy, którym odebrano prawo do własnego kraju, a nierzadko pamiętali jeszcze poprzednie, ponad stuletnie upodlenie ojczystej wolności.
Świetny język, znakomicie przeprowadzone paralele historyczne (opowieść o losach i upokorzeniu polskich żołnierzy armii Napoleona, wracających w roku 1814 do Warszawy ze wszystkich stron świata), ogromna erudycja autora czynią jego artykuł perłą ojczystej publicystyki. Przytoczę tylko jeden fragment: „Powtarzamy słowa Mickiewicza, choć niezbyt ściśle stosują się do nas: »Pielgrzymie polski, byłeś bogaty, a oto cierpisz ubóstwo i nędzę, abyś poznał, co jest ubóstwo i nędza; a gdy wrócisz do kraju, abyś rzekł: Ubodzy i nędzarze współdziedzicami moimi są«. Nie cierpimy tu »ubóstwa i nędzy« w znaczeniu fizycznym, ale poznaliśmy czym jest moralne ubóstwo i nędza pobytu na obcej ziemi. Chcielibyśmy ubogimi być i nędzarzami, lecz na ziemi własnej. Pragniemy dzielić ubóstwo i nędzę z tymi, którzy pozostali w Polsce. Obawa przed nędzą byłaby pobudką nikczemną i podłą w najwyższym stopniu. Odrzucamy ten motyw. Nadto, im dłużej musimy żyć na cudzym chlebie, tym większy chwyta nas głód, gdy myślimy o chlebie polskim. Żaden inny w świecie nie nasyci nas tak, jak polski. Jesteśmy głodni tego właśnie chleba, na którego bochenku matka nożem robi znak krzyża. Ten chleb pachnie. On mówi. On – jedyny w świecie – jest nasz”. Ten passus może mieć jedno tylko podsumowanie. Kilka słów: „gorzki to chleb jest polskość” (C.K. Norwid).
Esej Nowakowskiego wzbogaca kompilacja jego wypowiedzi, ukazująca sylwetkę intelektualną i żywo opowiedzianą biografię tego pisarza i publicysty, ułożona w formę wywiadu, autorstwa Grzegorza Lewickiego – „Jam krakowiak! Z Półwsia Zwierzynieckiego!”.
Tu mówi Londyn: „jeszcze Polska nie zamilkła”.
PS I na koniec: wart też lektury tekst Jerzego Brauna, zatytułowany prosto: „Stanisław Brzozowski”. To niepublikowane wcześniej wystąpienie z lat sześćdziesiątych, zachowane w archiwum siostry filozofa.
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura