Wysłuchałem właśnie w radiowej Trójce audycji "Co w mowie piszczy", której autorka próbuje rozwiać językowe dylematy słuchaczy. Czyni to ze swadą, wynikającą zapewne z językoznawczej kompetencji, ale też z dużej dozy czegoś, co sobie bardzo cenię – zdrowego rozsądku. Ten, z natury rzeczy, jest a-ideologiczny i właśnie dlatego jest zdrowy.
Tym razem ktoś pytał, czy użycie rzeczownika "Murzyn" jest w polskim poprawne i czy nie ma niewłaściwych podtekstów. Pani Katarzyna Kłosińska, w końcu nie byle kto, bo sekretarz Rady Języka Polskiego, podała etymologię słowa i wyjaśniła, że nie niesie ze sobą żadnych negatywnych konotacji, w związku z czym jest określeniem właściwszym od określenia "czarny", który to przymiotnik w języku polskim często takie konotacje posiada. Wspomniała też, że odwrotnie jest w języku angielskim, gdzie Negro może zawierać niewłaściwe podteksty, a black jest w porządku.
Czyli wszystko jasne. Ale nie dla lewicowych stróżów politycznej poprawności. Pojawiła się w studio jakaś mądrala, która próbowała zawracać kijem Wisłę, dopatrując się w słowie Murzyn reliktów kolonializmu. Uwagę prowadzącego, że nie dotyczy to chyba języka polskiego, bo przecież Polska nie miała kolonii, zignorowała. Nie wiem kim była owa niewiasta ani jak się nazywa, jedynie z rozmowy wynikało, że pracuje pół na pół – w Stanach Zjednoczonych i w Polsce.
I tu leży pies pogrzebany – pies czyli fakt, że polscy lewicowi toleraści, jak ich trafnie określa Waldemar Łysiak, intelektualnie jałowi są jak gaza opatrunkowa. Zero własnych pomysłów, mających jakiś związek z tym co miejscowe, Polsce i Polakom właściwe. Kompletne oderwanie od rzeczywistych tutejszych problemów. Wszystko Made in USA – na siłę przenoszone na nasz grunt; od Afroamerykanina, poprzez gender studies aż po skrót LGBT. O, przepraszam – z jednym wyjątkiem: promowanym od pewnego czasu użyciem form: politolożka, socjolożka itp. – to rzeczywiście nadwiślański wynalazek. Gdyby nasi lewicowi specjaliści od politpoprawności byli bardziej twórczy, miast przenosić na nasz grunt amerykańskie problemy, zastanowiliby się na przykład nad innym określeniem Żyda. Tak się bowiem dziwnie składa, że ta nacja budzi wśród Polaków negatywne emocje znacznie częściej niż Murzyni.
Ostatecznie jednak, rzecz nie w słowach a w głowach. Pomimo aplikowanej nam coraz częściej językowej sanobrabotki, utalentowana siatkarka grająca w sopockiej drużynie z numerem 11 na koszulce pozostanie dla mnie przesympatyczną Murzynką. Ale są i tacy, którzy publicznie do znudzenia będą powtarzać "Afroamerykanka", co wcale nie wyklucza ich całkiem prywatnego rasizmu.
Inne tematy w dziale Rozmaitości