W czasach głębokiego PRL-u mówiło się, że w gazetach są 3 rodzaje wiadomości: prawdziwe, prawdopodobne i inne. Do tych pierwszych zaliczano nekrologi i wiadomości sportowe, a do drugich prognozę pogody.
Wiele osób w tamtych czasach ograniczało więc lekturę prasy codziennej do wiadomości prawdziwych i prawdopodobnych, pozostałych informacji szukając gdzie indziej. Nie było wtedy Internetu ani telewizji kablowej z zagranicznymi programami, ale były nadające po polsku rozgłośnie, takie jak Wolna Europa czy Głos Ameryki; kto znał język obcy mógł też szukać wiadomości w rozgłośniach zagranicznych, które miały tę przewagę nad RWE czy GA, że nie były przez komunę zagłuszane. Wszystkich tych rozgłośni słuchało się na falach krótkich, a najlepsze do tego celu radia produkowano, o paradoksie, w ZSRR, a konkretnie – na Łotwie.
Co to ma wspólnego z publiczną telewizją? Ano, ma, bo od pewnego czasu jesteśmy świadkami kolejnego odpolityczniania mediów publicznych przez będącą u władzy ekipę. Jak rozumieć stwierdzenie, że media są upolitycznione, wyjaśniałem już w zamieszczonym wcześniej na tych stronach leksykonie (O czym mówią…). Obecne odpolitycznianie polegało najpierw na zastępowaniu wrażych jednostek w KRRiT i w decyzyjnych gremiach TVP jednostkami swoimi, a teraz na wycinaniu z ramówki dziennikarzy krytycznych wobec rządów PO-PSL.
Gwoli sprawiedliwości, obecna ekipa nie jest pierwszą w naszej najnowszej historii, która taką operację przeprowadza. Jedyna różnica jest taka, że tym razem efektem może być swoisty monopol informacyjno-propagandowy, w ramach którego już wszystkie najbardziej wpływowe telewizje będą się zajmowały zwalczaniem opozycji miast patrzeniem na ręce aktualnej władzy.
Nie zamierzam jednak popadać w czarnowidztwo, mając jeszcze w pamięci powiedzenie śp. Jerzego Turowicza: Sytuacja jest poważna, ale niegroźna. Mój umiarkowany optymizm opiera się na następujących przesłankach:
po pierwsze, historia nie tylko uczy, ale czasem nawet – jak cukier – krzepi. Poprzednia próba ideologicznej monopolizacji mediów zaowocowała aferą Rywina i erozją wpływów Wysokich Umawiających się Stron.
Po drugie, taż historia pokazuje, że w Polsce przejmujący kontrolę nad mediami publicznymi przegrywają następne wybory.
Po trzecie, można jak za komuny szukać w mediach publicznych jedynie wiadomości prawdziwych i prawdopodobnych, a pozostałych gdzie indziej. Wprawdzie rozgłośnię polską RWE (lekkomyślnie?) rozwiązano i mało kto ma dziś w domu radioodbiornik z zakresem fal krótkich, ale Internet jak na razie zagłuszany nie jest.
A po czwarte, jak się okaże, że głównymi oglądającymi wiadomości o 19.30 są sami politycy, zarząd TVP będzie zmuszony zdjąć program z anteny z uwagi na jego znikomą oglądalność.
I w ten oto sposób dożyjemy chwili, gdy politycy raz na zawsze odp…. się od telewizji publicznej, czego sobie i Czytelnikom serdecznie życzę.
Inne tematy w dziale Rozmaitości