…śpiewał w czasach zamierzchłych nieoceniony Wojciech Młynarski.
Język polski cechuje niezwykłe wprost bogactwo przedrostków, więc gdyby zamiast użytego przez autora s- zastosować roz-, byłaby to najkrótsza recenzja rządów miłościwie nam panującego Donalda, z którym mam jedną cechę wspólną. Obaj nie dotrzymujemy obietnic – pan Premier wyborczych, a ja obietnicy danej sobie prawie piętnaście lat temu, że nie będę na tych łamach zajmował się bieżącą polityką. Do tej pory mi się to udawało, choć nie zawsze było łatwo.
Kiedy jednak po rozpieprzeniu paru ważnych i mniej ważnych instytucji w naszym kraju zabrano się za placówkę naukową (od prawdziwej, a nie pseudo-nauki), nie zdzierżyłem. Na pytanie dlaczego to robią można dać pewnie kilka odpowiedzi. Można zacytować innego nieżyjącego nieocenionego – Stefana Kisielewskiego – i powiedzieć, że mamy w Polsce (znowu) dyktaturę ciemniaków, ale to jednak wszystkiego nie wyjaśnia.
Wróćmy na chwilę do nie tak odległej historii i przypomnijmy sobie jak po 1989 roku widzieliśmy swoje miejsce w Europie. Kulturowo zawsze należeliśmy do Zachodu, więc członkostwo w NATO i Unii Europejskiej wydawało się czymś oczywistym. Sądziliśmy też, że nasze położenie między Zachodem a już nie ZSRR tylko demokratyzującą się (tak nam się wtedy wydawało) Rosją to okazja do pełnienia gospodarczo korzystnej roli pomostu między Wschodem a Zachodem. Wszak było tu jeszcze sporo ludzi władających jako tako językiem rosyjskim, znających Rosjan i potrafiących z nimi rozmawiać (i pić wódkę, co też nie jest bez znaczenia). Innymi słowy, wyobrażaliśmy sobie, że będziemy pełnoprawnymi mieszkańcami dobrze prosperującej Europy.
Tak zwany Zachód widział to jednak inaczej. Jeszcze w 2003 roku, a więc cztery lata po naszym przystąpieniu do NATO, Jacques Chirac raczył powiedzieć, że Polacy „zmarnowali okazję, żeby siedzieć cicho” (Polska poparła wtedy stanowisko amerykańskie a nie francuskie w kwestii Iraku). Ale tę wypowiedź trzeba widzieć szerzej, niż tylko w kontekście NATO. Prezydent Francji dał nam wtedy do zrozumienia, że co prawda jesteśmy już w Europie, ale musimy pilnować swego miejsca w szeregu i słuchać starszych. Ci starsi to oczywiście te kraje europejskie, które miały to szczęście, że pod koniec II Wojny Światowej Niemców przepędzili stamtąd Amerykanie, a nie Sowieci.
Niespełna rok później byliśmy już w Unii Europejskiej. Z wielkimi oczywiście oczekiwaniami. Rychło jednak się okazało, że rola pomostu nie wchodzi w grę, bo Niemcy (kolejny raz w historii) wolą się dogadywać z Rosją bez naszego udziału. Było to tym łatwiejsze, że na kremlowskim tronie zasiadał już wtedy niejaki Putin, z racji swej kagiebowskiej służby w NRD dość swobodnie mówiący po niemiecku.
Więc po co komu Polska w Unii? Po to, by można tu sprzedawać swoje towary, budować supermarkety, kupować banki, gazety i stacje telewizyjne. A do tego nie jest potrzebny lokalny przemysł ani żadne tam ośrodki naukowe. Co zdolniejszym zawsze można zaoferować jakieś granty i zatrudnić ich u siebie. Więc Polska i inne byłe demoludy powinny szanować swoje miejsce w przedpokoju i nie pchać się na salony.
„Polska to brzydka panna bez posagu, która nie powinna być zbytnio wybredna” mówił o nas w 2007 roku były minister spraw zagranicznych RP. To barwne określenie było niestety leitmotivem naszej polityki zagranicznej przez jeszcze parę lat. Trzeba było dopiero podwójnego zwycięstwa prawicy w wyborach 2015 roku byśmy sobie uświadomili, że z mało urodziwych panien wyrastają nierzadko atrakcyjne, eleganckie kobiety – takie, które wiedzą czego chcą.
To się oczywiście nie mogło podobać ani krajowym, ani tym bardziej zagranicznym zwolennikom pilnowania swego miejsca w szeregu i siedzenia cicho. Jak to? Polska leżąca gdzieś na peryferiach Europy ma czelność rozwijać się bardziej dynamicznie niż ci starsi, których powinna słuchać – toż to skandal!Mieć ambitne plany rozwojowe w rodzaju CPK – któż to widział?! Coś trzeba było z tym zrobić. Więc reeksportowano z Brukseli Donalda Tuska, który jako światły Europejczyk dokładnie wie, co ma robić. To znaczy ma nic nie robić, w czym ma dużą wprawę. Nie budować jakichś centrów logistycznych czy elektrowni atomowych – przecież zawsze można polecieć w świat z Berlina czy Frankfurtu, a brakującą energię kupić od sąsiadów. Nie kupować uzbrojenia od Koreańczyków czy Amerykanów, tylko ewentualnie od Francuzów i Niemców. Nie wzmacniać naszego tak zwanego kapitału społecznego poprzez przyzwoitą edukację – dla naszego dobra oczywiście, bo mogłoby się nam w naszych zaściankowych głowach poprzewracać. Innymi słowy dać unijnym zawodnikom wagi ciężkiej, o których mówił kiedyś były premier Jan Krzysztof Bielecki oraz brukselskim tłustym kotom gwarancję, że na zawsze pozostaniemy brzydką panną i do tego biedną.
Inne tematy w dziale Polityka