Pytanie czy Lech Wałęsa był TW „Bolek” czy nie był rozgrzała dyskusje w polskich mediach do białości. Nie mam tu jednak zamiaru dyskutować czy fakt ten jest bezwzględnie prawdziwy i udowodniony, prawdopodobny (do czego osobiście się skłaniam), czy też z gruntu fałszywy. Znalezienie odpowiedzi na to pytanie jest zadaniem dla historyków-archiwistów, a może i (powtórnie) dla sądu lustracyjnego. Zresztą po „kwerendzie” teczki TW „Bolek” przez Lecha Wałęsę wątpię czy kiedykolwiek będzie to można rozstrzygnąć w sposób nie budzący wątpliwości z braku wielu dokumentów.
Jako politologa interesuje mnie co innego: konsekwencje polityczne opublikowania książki Piotra Gontarczyka i Sławomita Cenckiewicza o młodych latach Lecha Wałęsy. Prawda prawdą, a polityka jest polityką. Sprawa „teczek” i lustracji zawsze miała wymiar polityczny i trudno aby teraz było inaczej, szczególnie gdy w obronie „oczywistej niewinności” byłego przywódcy „Solidarności” stanęły rozmaite „autorytety moralne” skupione wokół pewnej gazety, a naprzeciwko nim, dowodząc „oczywistej oczywistości” stanęli bracia Kaczyńscy.
Warto zwrócić uwagę na sondaże dotyczące sprawy „Bolka”. Ze wszystkich wynika, że dla większości Polaków to, czy Wałęsa był agentem czy nie ma charakter całkowicie drugorzędny i dalej postrzegają go jako historycznego przywódcę „Solidarności”, który obalił komunizm. Większość ta w sumie nie życzy sobie rozgrzebywania tej sprawy. Dla większości jest obojętne czy Wałęsa był agentem czy nie był. Jest to tzw. fakt społeczny, mierzony przez socjologów, który nie ma nic wspólnego z historyczną prawdą na temat tego, czy i kto był „Bolkiem” i jak to (ewentualnie) wpłynęło na losy Polski. Książka o domniemanej agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy nie ma większego wpływu na postrzeganie tej postaci. Dla tych, którzy żyją mitem „lewego sierpniowego” i „nocy teczek” Lech Wałęsa jest „Bolkiem” od kilkunastu lat; dla tych, którzy okrągłostołowy układ postrzegali jako dobry dla Polski, Wałęsa i tak jest symbolem odzyskania niepodległości. To są mity, które żyją od kilkunastu lat. Przestrzeń mityczna nie zna pojęć prawdy i fałszu. Zna tylko zbiorowe wyobrażenia o tym, co jest prawdą, a co jest fałszem.
Zadaniem polityka jest kreacja mitów, które są tym samym czym „władza kulturowa” u Gramsciego: ponazywaniem rzeczywistości i waloryzacją elementów tejże rzeczywistości na pozytywne i negatywne, prawdziwe i fałszywe. Patrząc z tej perspektywy mit Wałęsy-wyzwoliciela zdecydowanie wygrywa z mitem Wałęsy-„Bolka”. Sondaże są tego wyraźnym odbiciem. Polacy bardzo krytycznie oceniają Lecha Wałęsę jako polityka i byłego prezydenta. Gdyby zdecydował się na atak kamikadze w postaci ponownego startu w wyborach prezydenckich, to pewnie nie dostałby nawet 1% głosów, ale jego pozycja jako mitologicznego Ojca „Solidarności” jest nie do podważenia. Mitu tego nie jest zdolna podważyć żadna książka, ani debata, która wokół niej wybuchła.
Mamy tu analogiczną sytuację do niedawnej wojny Janusz Kaczmarek – Zbigniew Ziobro. Zarzuty Kaczmarka z racjonalnego punktu widzenia i rzeczowej analizy politologicznej – przynajmniej początkowo – wyglądały dosyć prawdopodobnie. Ale to nie miało żadnego znaczenia. Gdy dwaj politycy chwytają się za gardła i obydwaj wykrzykują swoją prawdę, to ludek nie jest zdolny do weryfikacji, która z tych prawd autentycznie oddaje zgodność twierdzenia z rzeczą (prawda w pojęciu Arystotelesa). Ważne jest jedynie to, jakim zaufaniem cieszą się ci politycy. Wiara w ich wersję prawdy jest funkcją ich popularności. Jeśli Ziobro był najpopularniejszym politykiem PiS, któremu ufało wtedy (jeśli mnie pamięć nie myli) ok. 80% Polaków, to żadne rewelacje Kaczmarka nie miały szansy obalić wiary w jego prawdomówność. Dziś podobnie jest z Lechem Wałęsą. Mniej więcej 70% ankietowanych postrzega go jako legendarnego i historycznego przywódcę „Solidarności”, a jakieś 20-25% za zdrajcę, który w epoce swojej prezydentury porzucił idee „Solidarności” i dogadał się z postkomuną. Przy takich pozycjach wyjściowych próba uczynienia z niego TW „Bolek” była od początku skazana na porażkę. Z jednej strony mieliśmy jedną książkę i opinię polityków PiS (nisko stojących w sondażach zaufania), a z drugiej strony kreowany przez 28 lat mit Wałęsy-legendy.
Z tego powodu zaangażowanie polityków z prawej strony sceny politycznej w sprawę książki Gontarczyka i Cenckiewicza było politycznym błędem. PiS umacnia w ten sposób swój tzw. twardy, antywałęsowski elektorat, ale odcina się od elektoratu większościowego, dla którego Lech Wałęsa jest legendarnym przywódcą. Są mity, które są nie do ruszenia. Wszyscy wiemy, że Józef Piłsudski był socjalistą, terrorystą w czasie rewolucji 1905, napadał na pociągi, był agentem Austro-Węgier, odpowiada za śmierć min. gen. Rozwadowskiego. Mimo to jest mitem narodowym i polityk, który publicznie głosi PRAWDĘ o Komendancie skazuje się na polityczny niebyt. Prawda nie ma szans w starciu z mitem! Podobnie jest z Wałęsą. Siedział sobie na emeryturze, opowiadał dyrdymały że „ja sam obaliłem komunę” i nikt w Polsce nie traktował go poważnie. Należało mu dać spokój. Nie był czynnym politykiem. Uderzenie w jego życiorys odkurzyło mit i zaangażowanie w debatę polityków było błędem dla nich samych.
A propos lustracji: czy oglądaliście Państwo „Trzech kumpli” w TVN? Film ciekawy, ale jeszcze ciekawsze jest podłoże polityczne jego emisji. To prawdziwa zagadka: demoliberalna TVN uderza w środowisko „GW”, z którym dotychczas wspólnie prowadziła krucjatę przeciwko PiS? Co więcej, uderza w nie za pomocą „teczek”! Wygląda na to, że magnaci III RP uznali, że PiS zostało zdruzgotane i trzeba rozpocząć walkę o czytelnika i widza „wykształciuchowskiego”. Taka walka diadochów o imperium Aleksandra. Interesujące jest to, że Grupa ITI działała dotąd na rynku telewizyjnym, a Agora prasowym. Emisja „Trzech kumpli” nakazuje zadać sobie pytanie: czy to tylko przypadek, czy w kioskach ma się pojawić nowy dziennik? Pewnie wkrótce się dowiemy.
Adam Wielomski
Inne tematy w dziale Polityka