Aleksander Ścios Aleksander Ścios
13609
BLOG

RECENZJE ROLEXA - CZYLI O SWOBODZIE KOMBINOWANIA

Aleksander Ścios Aleksander Ścios Polityka Obserwuj notkę 132

 Lektura tekstu Rolexa, w którym Autor przedstawia nam własną wizję zespołu parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej – musi prowadzić do smutnych refleksji. Nieczęsto bowiem zdarza mi się przeczytać tekst, w którym niewątpliwa inteligencja twórcy została użyta dla propagowania ocen tak dalekich od rzeczywistości. Słowo „użyta” nie oznacza oczywiście, że mamy do czynienia z treścią inspirowaną bądź pisaną „na zamówienie”. Chodzi raczej – by posłużyć się odwołaniem do literatury – o casus dobrego i „zaangażowanego” poety Broniewskiego, którego późne wiersze przypominają mezalians agitki PKWN-u z wybornym sonetem.

Smutkiem może też napełniać obserwacja, iż Autor rozprawiając ze swadą o najgłębszych przyczynach powołania zespołu nie zechciał zajrzeć do oficjalnych dokumentów tego gremium. Jak choćby do regulaminu, w którym szczegółowo wyjaśniono zadania stojące przed grupą posłów opozycji, a wśród nich „nawiązywanie i utrzymywanie kontaktów z instytucjami odpowiedzialnymi za prowadzenie postępowań wyjaśniających” czy „przedstawienie opinii publicznej wyników prac zespołu”. Jasno też przedstawia się cel działania zespołu. Jest nim „koordynowanie działań obu izb parlamentu w ramach kompetencji określonych ustawą o wykonywaniu mandatu posła i senatora, zmierzających do uzyskania wyjaśnień przyczyn i okoliczności katastrofy Tu-154M w dniu 10 kwietnia 2010 roku, wspieranie wszelkich działań zmierzających do upamiętnienia ofiar i pomocy ich rodzinom, inicjowanie zmian prawnych zapobiegających podobnym tragediom”.

W miejsce analizy tych celów, bloger Rolex proponuje nam wykładnię daleką od nudnego brzmienia cytowanych dokumentów. Dowiemy się zatem, że „Zespół Parlamentarny stał się tą częścią reprezentacji, która z wypowiedzeniem sojuszu Ameryce się nie zgadza, i który jest jedynym partnerem reprezentującym obóz atlantycki, niepodległościowy i pro-amerykański w Polsce, dodatkowo chcącym rozmawiać o interesie Polski z Ameryką”  - co niekoniecznie musi być błędne, za to umieszcza zadania zespołu w takim obszarze, że tylko śmiała refleksja geopolityczna może nas uratować od  poczucia beznadziei. Autor nie unika konsekwencji i podaje nam odważną diagnozę: „Rola Zespołu Parlamentarnego ds Wyjaśnienia Przyczyn katastrofy w zakresie wyjaśniania przyczyn jest pochodną tych wszystkich celów zarysowanych powyżej. Przyczyny katastrofy smoleńskiej można wyjaśnić jutro, jeśli taka będzie wola polityczna tych, którzy te przyczyna znają, i to jest możliwe, ale tylko wtedy, gdy w Polsce zmieni się ustrój polityczny, a PRL, przebity osinowym kołkiem, odejdzie w niebyt.”

Rozprawiwszy się zatem z mirażami celów doczesnych i wskazawszy realne rokowania zespołu, Rolex tłumaczy nam cierpliwie, że ze względu na swój status bycia częścią parlamentarnej reprezentacji, a więc częścią legalnego systemu władzy, zespół „nie mógł zrobić niczego innego, jak zająć się badaniem tych właśnie (urzędowe dokumenty, opinie i analizy wytworzone i wparte autorytetem suwerennych państw) dowodów”.

Dowiemy się wówczas, że „falsyfikacja raportu Millera, ze względu na zawarte w nim oczywiste przekłamania, przeinaczania i błędy jest łatwa”, a jeśli trwa tak długo, to dlatego, że „wymaga przeprowadzenia żmudnych i długotrwałych obliczeń zakończonych pewnym wynikiem”. Wprawdzie uzasadnienie to wydaje się przeczyć tezie o „łatwości” – uwierzmy jednak, że „raport Millera zostanie zdruzgotany jako przykład ordynarnego oszustwa, copy-paste wzornika prosto z Moskwy”. 

Nasza radość – po dotarciu do tej prawdy - będzie jednak przedwczesna. Kilka zdań dalej, Rolex próbuje nam przpomnieć, że w ostatecznym rozrachunku, praca zespołu i tak nie będzie miała większego znaczenia. Przyczyna wydaje się prosta:. „Końce w wodę. Żadna legalna instytucja państwowa Federacji Rosyjskiej nie podpisała się pod tym śmiesznym bublem” – zatem ustalenia zespołu w niczym nie zaszkodzą „neutralnej” pozycji reżimu Putina, zaś Antoni Macierewicz już dziś zdaje się przypominać nieszczęsnego Don Kichota kierującego ostrze krytyki w stronę nieaktualnych zagrożeń.

Dowiemy się także, że przecież ludzie rozsądni dawno rozstali się kłamstwami raportu Millera i „na tym etapie prawda jest taka, że dla większości (tej zainteresowanej w ogóle sprawą) opinii publicznej raport Millera jest martwy, do tego obciachowy, i  passe (a to wbrew pozorom ważne).

Pociesza nas jednak Rolex, że  „obok falsyfikacji raportu Millera Zespół dokonuje również wysłuchań, które są potem nagłaśniane medialnie” lecz gdy ze słabnącą nadzieją próbujemy uchwycić się tego wątku i dostrzec sens takich poczynań, wstrzymuje nas odważna konstatacja, że treści tych wysłuchań zespół i tak nie może nagłośnić  „bo prokuratura z miejsca wszczęłaby śledztwo”. A skoro tak rzeczy się mają, wniosek wydaje się oczywisty i Rolex nie uchyla się od jego sformułowania:

Zespół nie zna przebiegu postępowania prokuratorskiego, o ile prokuratura nie uzna za stosowne coś publicznie ogłosić. [...] Nie zna również treści złożonych w prokuraturze zeznań”.

Logiczna konstrukcja takiego wywodu, musi prowadzić do równie racjonalnych wniosków. Otrzymujemy je w szczególnej formie ostrzeżenia - ze strony człowieka, który z troską pochyla się nad naszą ułomnością i chce nas przestrzec przed knowaniami złych ludzi.  Trafnie zatem dostrzega Rolex, że przed ogłoszeniem końcowego raportu prac zespołu, „możemy spodziewać się  „narracji” osłabiających jego wydźwięk”.

Wyjaśniam nam również, że narracja ta będzie ukierunkowana dwutorowo: po pierwsze na „pobudzenie emocji kanalizujących krytykę tego raportu tak, żeby wychodziła ona nie od brzozo-pancernych, ale od swoich”, po wtóre: „na napompowaniu oczekiwań, sugerowaniu, że prace Zespołu przebiegają w ścisłym porozumieniu i przy przepływie informacji z prokuratur (tak nie jest), w związku z tym raport przyniesie ostateczne, niepodważalne i oparte na badaniach dowodów materialnych ustalenia”.

Wprawdzie już wcześniejsze demaskacje realnych możliwości zespołu winny nas pozbawić złudzeń i zapobiec „pompowaniu oczekiwań” – to przecież z wdzięcznością przyjmujemy ostrzeżenie, że nadmierne nadzieje związane z publikacją raportu, a w szczególności oczekiwanie, że przyniesie on „ostateczne ustalenia”, mogą pochodzić wyłącznie od złego ducha i wrogów Antoniego Macierewicza, a zatem powinny wzbudzić naszą najwyższą czujność. Nim bezrozumny czytelnik dorwie się do raportu zespołu smoleńskiego i pogrąży w jego niepewnych odmętach, bloger Rolex udziela nam drogocennej rady: „Trzeba odczekać, a potem zabrać się za spokojne analizowanie jego zawartości, pamiętając o ograniczeniach jakim podlega.”

Na poparcie tych ostrzeżeń podsuwa nam argument oparty na wybitnej wiedzy psychologicznej oraz znajomości działań agentury i mechanizmów dezinformacji: „Ci, którzy dzisiaj Was przekonują o przełomowym dla całego śledztwa znaczeniu raportu, o zawartych w nim niepodważalnych tezach, już za dwa miesiące będą lać łzy krokodyle, że tak mało udało się osiągnąć. Nie dajcie się na to nabrać. Największym osiągnięciem raportu będzie dalszy krok w stronę lub ostateczne zdezawuowanie bubla Millera. Tylko tyle i AŻ TYLE.”

Gdy zatem wdzięczny czytelnik dotrze do tej wyśmienitej konkluzji, musi trwożliwie zapytać: co dalej, jak i gdzie szukać prawdy o Smoleńsku? Wie już przecież, że tak naprawdę „zdezawuowanie bubla Millera” to  rzecz niewielkiej wagi, bo ani nie zaszkodzi interesom Rosji ani nie przekona „większości zainteresowanej sprawą”. Wartość „aż tyle” ujawni się zaś dopiero, gdy pojawi się sprzyjająca sytuacja międzynarodowa, „zmieni się ustrój polityczny, a PRL, przebity osinowym kołkiem, odejdzie w niebyt.”.

Trzeba przyznać, że poczciwy bloger Rolex nie pozostawia nas w rozpaczy i nie skazuje na niepewny rezultat prac zespołu smoleńskiego. To niewątpliwie największa zasługa tych pracowitych recenzji. Z poprzedniego panegiryku pamiętamy przecież o istnieniu dzieła, które „traktuje o tragedii smoleńskiej i zajmuje się krytyczną analizą źródeł: zeznań świadków zdarzenia (wypowiadających się poza reżimem kpk bądź jego rosyjskim odpowiednikiem), analizą dostępnych publicznie materiałów audio i wideo, informacji medialnych, uporządkowaniem tych relacji i umieszczeniem ich na osi czasu, oraz próbą rekonstrukcji faktycznego przebiegu wypadków 10 kwietnia 2010 roku”.  Wiemy także, że dzieło to „spełnia wszelkie wymogi pracy naukowej” i  „stanowi faktycznie fachową, krytyczną analizę źródeł”.

Jakże znaczący kontrast rysuje się w wyobraźni czytelnika i jakim szczęściem musi napełniać go podpowiedź Rolexa! Z jednej strony, ma przecież świadomość, że zespół parlamentarny podlega ograniczeniom politycznymi, zajmuje się zaledwie „martwym” raportem Millera, zaś jego końcowy raport będzie zbiorem okrojonych i ocenzurowanych przez prokuraturę hipotez - z drugiej zaś -  otwiera się przed nim perspektywa obcowania z niezwykłym dziełem naukowym, opartym na „analizie źródeł” i (o czym też Rolex zapewnia) akademickiej rzetelności. Co więcej - po jeden stronie, czytelnik dostrzega grupę posłów uwikłanych w polityczne projekty i zależności – na drugiej zaś – widzi bezinteresownych, apolitycznych blogerów, którzy pod kierunkiem wybitnego umysłu podążają czystą drogą poznania.

Głupcem  byłby ten, kto stojąc w obliczu takiej alternatywy nie dostrzegł szansy i nie dokonał mądrego wyboru. .

Nietrudno zrozumieć, że Autor tych „obywatelskich recenzji” nie mógł czekać do czasu opublikowania raportu z prac zespołu. Wówczas byłyby one mocno spóźnione, a nieświadomi odbiorcy raportu zostaliby narażeni na błędną interpretację i nieprawomyślne konkluzje.

 

Wracając z „czerwonego księżyca” do naszej przaśnej rzeczywistości, pora zauważyć, że ostatnie dni przyniosły nam sporo blogerskich publikacji związanych z istnieniem rzekomego konfliktu między zwolennikami teorii „maskirowki”, a zespołem parlamentarnym PiS.. Rzekomego, ponieważ taki problem nie ma prawa w ogóle zaistnieć, zaś wszelkie porównywanie i zestawianie prac zespołu z jakąkolwiek formą „śledztw blogerskich” jest kompletnym idiotyzmem – dowodzący co najwyżej niezrozumienia procesu dochodzenia do prawdy lub dylematów ludzi  o wyrośniętych ponad miarę ambicjach.

Lektura dzieła FYM-a, czytanie uczonych recenzji czy miłych wywiadów – mogą być ciekawym zajęciem na długie (jeszcze) wieczory, zaś udział w blogerskich pyskówkach zawsze będzie alternatywą dla poważnych dyskusji. Warto jednak pamiętać, że nadchodzi czas wiosny, dni stają się coraz dłuższe, a w perspektywie najbliższych miesięcy czeka nas publikacja dokumentu opartego na rzetelnej wiedzy i doświadczeniu. 

Myślę, że straciliśmy dość czasu na zajmowanie się fantastyką i analizą czyichś aspiracji. Poświęcanie go więcej, byłoby niebezpieczne i prowadziło do odwrócenia uwagi od rzeczy prawdziwie istotnych. Ujemnym i najbardziej szkodliwym skutkiem domniemanego konfliktu są bowiem głębokie podziały wśród użytkowników blogosfery oraz wywołany nimi stan chaosu, oddalający nas od wspólnego celu.  Nie można go przedłużać.

Na tym etapie sprawy, temat jest dla mnie zakończony, a nawet ośmielam się prosić, by taką decyzję przemyśleli wszyscy, którzy myślą podobnie.

Panu Rolexowi i wtórującym jego „recenzjom” zwolennikom teorii „maskirowki” proponuję natomiast przyjęcie rozsądnej, bo zgodnej z ich poglądami postawy. Pozwólcie Państwo, by zespół parlamentarny działał jak dotychczas: badał oficjalne dokumenty, sporządzał analizy i żmudne obliczenia, angażował ekspertów i przesłuchiwał świadków – jednym słowem, by nadal kompromitował się „dezawuowaniem bubla Millera” i „pompowaniem” oczekiwań gawiedzi. Pozwólcie również, by pozostał politycznym bytem in spe – o którego znaczeniu zadecydują dopiero przyszłe i niepewne zdarzenia, a głównie polityka „amerykańskiego sojusznika”.

Przyjęcie takiej postawy pozwoli Państwu nie tylko na zachowanie spokoju ducha i koncentracji, ale uczyni zbędnym dramatyczny apel Rolexa: „a nam pozwólcie szukać, myśleć i kombinować dalej.”  Kombinujcie zatem - jeśli nawet w zakresie tego ostatniego zamysłu napotkacie na moją kontrę.

 

 

 

Linki do tekstów:

 

http://hekatonchejres.salon24.pl/395324,walking-on-the-moon

http://hekatonchejres.salon24.pl/395879,zespol-dwa-lata-po-katastrofie

 

Wprawdzie tytuł winien być poszerzony o słowa " i równomiernej prezentacji", ale wówczas byłbym zbyt wymagający wobec Igora Janke. 

.................... Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo. ...............

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (132)

Inne tematy w dziale Polityka