Aleksander Ścios Aleksander Ścios
9582
BLOG

1947-2011 – WYBÓR SUMIENIA

Aleksander Ścios Aleksander Ścios Polityka Obserwuj notkę 120

 „To co się działo w 1989 r. nie miało nic wspólnego z wyborami i w tamtym czasie wszyscy to jeszcze nie tylko rozumieli ale i głośno mówili, nawet zwolennicy tej operacji. Po latach jednak sejm RP przyjmuje uchwałę nazywającą wydarzenia 1989 r. ‘wolnymi wyborami’. Ta operacja językowa jest niesłychanie ważna i groźna zarazem. Dla ludzi Platformy Obywatelskiej wywodzących się z ugrupowania powstałego przy okrągłym stole i z niego czerpiących swoje siły fikcja demokracji u źródeł III RP jest przesłanką usprawiedliwiającą ograniczenie, a nawet likwidację demokracji obecnie. Platforma wychodzi bowiem z założenia, że społeczeństwo, które nie potrafiło wywalczyć demokracji i niepodległości, a następnie pogodziło się z ich fikcją da sobie odebrać istniejące wciąż namiastki demokratycznych instytucji” - napisał Antoni Macierewicz w referacie wygłoszonym w grudniu 2009 podczas konferencji zorganizowanej przez Annę Walentynowicz.

„Wielka inscenizacja” z 1989 roku stała się podstawą wszystkich procesów politycznych „nowego” państwa i pozwoliła zastąpić autentyczną demokrację agenturalno-esbeckim erzacem. Nawiązywała wprost do tradycji sfałszowanych wyborów roku 1947, z których komunistyczni najeźdźcy wywodzili swoje prawa do rządzenia Polakami. Podobnie jak pierwsze powojenne wybory stały się jednym z najważniejszych elementów „mitu założycielskiego” PRL, tak farsa roku 1989 jest do dziś fundamentem legitymizacji układu okrągłego stołu.

Historyk Maciej Korkuć w artykule „Wybory 1947 – mit założycielski komunizmu” (Biuletyn IPN 1-2/2007) pisał: „Niepodległe państwo polskie nie uporało się dotychczas pod względem prawnym z dziedzictwem komunizmu w Polsce. Dokonana w dniu 31 grudnia 1989 r. przez ostatni, „kontraktowy” Sejm PRL zmiana nazwy państwa i jego godła miała znaczenie przede wszystkim w wymiarze symboli. Mimo że w roku 1991 odbyły się pierwsze wolne wybory parlamentarne, w sensie prawnym została podtrzymana w sposób niezakłócony ciągłość porządku prawnego zapoczątkowanego utworzeniem PKWN w Moskwie w 1944 roku. Od 1989 roku potwierdzały to także kolejne nowelizacje wywodzącej się z 1952 roku stalinowskiej konstytucji, przekształcające Polskę w państwo demokratyczne, ale nie podważające expresis verbis legalizmu władzy komunistycznej z lat 1944–1989, której faktycznym i najważniejszym źródłem były jednoosobowe decyzje Józefa Stalina.”

Zapewne dopiero po upadku obecnego tworu dowiemy się jak bezpośredni sukcesorzy MBP, UB i SB, przemianowani na UOP i ABW nadzorowali kolejne akty wyborcze, by podtrzymać mit założycielski III RP.

W perspektywie obecnych wyborów parlamentarnych trzeba powtórzyć słowa Antoniego Macierewicza o stosunku Platformy do demokracji i do Polaków. Trafnie wskazują, że rządzący nami układ znajduje swoje źródła w antypolskiej spuściźnie komunizmu i z pogardą traktuje naród, którego nie stać na niepodległość. Wypowiedziane przed dwoma laty nabrały złowrogiego znaczenia po 10 kwietnia, gdy niemal każdy dzień przynosił nam potworne upokorzenia, czyniąc nawet z ułomnej demokracji III RP ponurą, moskiewską farsę. Rozpętana wówczas kampania nienawiści wobec osób sprzeciwiających się kłamstwu smoleńskiemu dokonała ostatecznej, historycznej segregacji - dzieląc Polaków linią, której dziś już nie sposób przekroczyć. 

Napisałem wówczas: „Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na ‘zdradę o świcie’ i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo”.

Również dziś powtórzę słowa: nie możemy być razem. Nie możemy, bo to co nas podzieliło trwa nadal i przybrało postać substancji, na której nie wolno dłużej budować. Kto chciałby ukryć tę prawdę i tworzyć fikcję „wspólnego domu” – pogłębi istniejące podziały i przyłoży rękę do powstania kolejnego mitu założycielskiego. Czteroletnie rządy obecnego układu, z tragicznym finałem katastrofy smoleńskiej są ostatecznym dowodem, że państwo zbudowane na sojuszu kata i ofiary musi upaść. Trzeba sobie uświadomić, że ludzie powtarzający rosyjskie kłamstwa na temat śmierci polskiej elity, nie są żadnymi polskimi politykami, dziennikarzami bądź „wyborcami” Platformy. W polskiej kulturze nie istnieje bowiem przyzwolenie na nienawiść tak wielką, by drwiła z naturalnego prawa do dochodzenia prawdy o śmierci osób bliskich. Nie ma w naszej tradycji zgody na taką nikczemność, by Polaków żądających wyjaśnienia tragedii lżyć i oskarżać. Żadna też norma polityczna bądź moralna nie usprawiedliwia szyderstw ze śmierci własnych rodaków i niszczenia pamięci o poległych. Kto tak czyni – staje się bękartem nie znającym swojego miejsca na ziemi i trzeba zrobić wszystko, by pozbawić go władzy.

To myślenie nie ma polskich korzeni, a wywołane przez nie podziały skazały nas na rolę marionetek rozgrywanych przez obcy, wrogi element. Takiej mentalności nie wytworzyły przecież polityczne dychotomie, lecz planowe działania aparatu nienawiści niszczącego poczucie wspólnoty narodowej. Tu nie o żadną politykę chodzi, lecz o walkę z człowiekiem i jego systemem wartości.

Dlatego dzisiejsze państwo, czerpiące swój rodowód z „jednoosobowej decyzji Józefa Stalina” nie wymaga żadnej „naprawy” ani „modernizacji”. Jest tworem głęboko obcym polskości i musi odejść w historyczny niebyt.

Mogłoby się wydawać, że tragedia smoleńska przygniecie nas ciężarem zbrodni, spod której już nigdy nie zdołamy powstać. Groza tego zdarzenia, jego wymiar moralny, polityczny i historyczny miały raz na zawsze zniweczyć marzenia o wolności i przeciąć ostatnią nić narodowych więzi. U podstaw tej śmierci leżała bowiem ta sama koncepcja, która nakazała Sowietom wymordować tysiące Polaków w Katyniu. Dokonana z premedytacją likwidacja oficerów II Rzeczpospolitej w zamyśle Stalina miała otworzyć drogę do budowy „nowego państwa” pod przywództwem skarlałych, poddanych sowieckiej woli zaprzańców. Katyńskie ludobójstwo otwierało zatem przestrzeń dla porozumienia z ludźmi podległymi Moskwie, a w perspektywie dziesięcioleci miało doprowadzić do zniszczenia polskiej tradycji i kultury. Śmierć naszych elit w Smoleńsku, wpisuje się w ten sam zbrodniczy scenariusz i rządzi tymi samymi regułami.

W jednej ze swoich książek Włodzimierz Odojewski stworzył analogię; między szekspirowskim lasem Birnam, ruszającym ku okrutnemu władcy, by go zniszczyć, a lasem katyńskim, w którym Rosjanie chcieli pogrzebać nasze marzenia o niepodległości. Ten obraz miał zwiastować kres sowieckiego imperium.

Początek końca — napisał Odojewski — zrodził się już w tych ciemnych lasach, gdzie oni mordowali strzałem w tył głowy. (...) Las Birnam ruszył już wtedy przed laty, kiedy oni tych oficerów gnali przez dwuszereg, wyłamywali, krępowali ręce, po strzale kopniakiem spychali ciało w dół... i idzie...”

Po raz pierwszy od 1947 roku mamy szansę, by pokrzyżować obce plany. Rządząca nami koalicja jest bowiem końcowym sukcesorem układu okrągłego stołu, ostatnią redutą sił niszczących Polskę od dziesięcioleci. Jej upadek otworzy drogę do prawdziwie niepodległego państwa i pozwoli zerwać ze spuścizną komunizmu. Będzie początkiem końca imperium zbudowanego na nienawiści. Imperium, które zapuściło w nas mocne korzenie.

By tak się stało, wystarczy dokonać wyboru według najprostszych reguł: dobra i zła. Nie wymagają one znajomości spraw polityki ani biegłości w niuansach życia publicznego. By wybrać – dość kierować się uczciwością i drogowskazem własnego sumienia.

 

 

Tekst opublikowany w „Warszawskiej Gazecie” 

.................... Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo. ...............

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (120)

Inne tematy w dziale Polityka