Aleksander Ścios Aleksander Ścios
10000
BLOG

FAKTY W MIEJSCE ŁGARSTW. CZYM JEST PLATFORMA?

Aleksander Ścios Aleksander Ścios Polityka Obserwuj notkę 88

Po roku 1990 nie powstała w III RP partia równie prorosyjska i regresywna, jak Platforma Obywatelska. Nie ma też na naszej scenie politycznej innej formacji, która tak mocno byłaby powiązana z ludźmi komunistycznej bezpieki.

Jeśli dla wyborców Platformy takie twierdzenia brzmią obrazoburczo - zawdzięczają to  wlasnej niechęci do wiedzy oraz postawie tzw. wiodących mediów, które od lat roztaczają nad partią Donalda Tuska propagandowy parasol ochronny, dbając, by Polacy nie poznali prawdziwego rodowodu rzekomych „liberałów”.

Korzeni Platformy należy szukać na początku lat dziewięćdziesiątych w marginalnej wówczas partii o nazwie Kongres Liberalno-Demokratyczny.. W powstaniu KLD istotny udział mieli ludzie związani z komunistyczną policją polityczną: Wiktor Kubiak oraz współzałożyciel KLD i PO Jacek Merkel. Pierwszy z nich to wieloletni współpracownik Zarządu II Sztabu Generalnego (tzw. wywiad wojskowy PRL). Kubiak współdziałał blisko z Grzegorzem Żemkiem znanym jako „mózg” afery FOZZ i w latach 80. zajmował się nielegalnym transferem z Zachodu urządzeń elektronicznych objętych zakazem eksportu do krajów komunistycznych. Po1989 Kubiak objawił się jako biznesmen zainteresowany wspieraniem środowisk politycznych. To dzięki jego finansowej pomocy Donald Tusk mógł organizować spotkania KLD w biurze Kubiaka w Hotelu Mariott i wydawać pismo liberałów na kredowym papierze.

Jacek Merkel był tajnym współpracownikiem Wydziału XI Departamentu I SB MSW. W latach 80. Wydział XI prowadził działania na terenie Europy Zachodniej. Na czele wydziału stał płk Aleksander Makowski, późniejszy partner biznesowy Merkla. Przełożonym płk Makowskiego był gen. Władysław Pożoga, a efekty pracy Wydziału XI Dep. I przekazywano bezpośrednio do KGB. W latach 1991-93, Merkel był członkiem Prezydium Rady Krajowej KLD i szefem kampanii wyborczej, a od zjednoczenia Unii Demokratycznej i KLD pozostawał członkiem Rady Krajowej Unii Wolności. Wśród wielu partii powstałych w tym czasie, tylko KLD dysponował od początku dostatecznymi środkami, by zorganizować struktury partii i przeprowadzić w roku 1991 udaną kampanię wyborczą do Sejmu. Po wyborach politycy tej partii współtworzyli rząd, na którego czele stanął Jan Krzysztof Bielecki. Wśród członków tego rządu znajdowało się ośmiu tajnych współpracowników bezpieki, z tak charakterystycznymi postaciami na czele, jak Andrzej Olechowski (TW „MUST” Departamentu I, a następnie Dep.II SB MSW) oraz Michał Boni (TW ZNAK). Środowisko KLD ( zwane ze względu na liczne afery - aferałami) odegrało również istotną rolę współuczestnicząc w nocnym zamachu na rząd Jana Olszewskiego.

Osoby tworzące KLD znajdziemy również przy narodzinach Platformy Obywatelskiej. Gdy „trzech tenorów” w świetle telewizyjnych kamer obwieszczało w roku 2001 powołanie „nowej siły” zapowiadając „uwalnianie tkwiących w nas talentów”, Ludwik Dorn w Tygodniku „Nowe Państwo” (z 2.03.2001) napisał: „Niezależnie od tego, że udział w tym przedsięwzięciu bierze szereg osobistości politycznych o życiorysach związanych z opozycją wobec PRL, to zarówno Andrzej Olechowski, główny animator Platformy (zarejestrowany tajny współpracownik kontrwywiadu zagranicznego PRL), jak i jego bezpośrednie zaplecze intelektualno-organizacyjne w postaci funkcjonariuszy komunistycznych służb specjalnych (generałowie Petelicki i Czempiński) oraz grupa finansowego wsparcia (Business Centre Club, gdzie czołową rolę odgrywają byli pracownicy biur radców handlowych PRL-owskich ambasad) kojarzeni są z komunistycznym wywiadem - dawnym I Departamentem MSW. Platforma Obywatelska nie jest wyłącznie ekspozyturą "jedynki", ale w rękach realnej grupy kierowniczej stanowi użyteczne, w dużym stopniu kontrolowane narzędzie realizacji jej ekonomicznych interesów.

Zdaniem niektórych mediów powołanie Platformy poprzedziło spektakularne wydarzenie. W styczniu 2001 roku w warszawskim gmachu Intraco doszło do spotkania zorganizowanego przez byłego funkcjonariusza Dep.I SB MSW Gromosława Czempińskiego. W latach 70. Czempiński był oficerem prowadzącym Andrzeja Olechowskiego. Zebranych wówczas „przyjaciół jednej służby”, pułkowników: Krzysztofa Smolińskiego, Romana Deryłę, Marka Szewczyka, Zygmunta Cebulę i Wojciecha Czerniaka, Czempiński namawiał do wsparcia Platformy Obywatelskiej i zachęcał do budowania wokół tej partii grupy doradców i specjalistów od służb specjalnych. To dzięki tego rodzaju inicjatywom, Czempiński mógł po latach przyznać, że to on sformułował koncepcję powołania Platformy, a dopiero później przekonał do pomysłu Andrzeja Olechowskiego i Pawła Piskorskiego.

Głównym „ideologiem” partii był od początku Andrzej Olechowski. To z jego „Ruchu Stu” wywodzą się również późniejsi politycy PO – Aleksander Grad czy Paweł Graś. Cała antypisowska retoryka jest w ogromnej mierze zasługą Olechowskiego i to on wskazał kierownictwu Platformy prosty sposób na zdobycie poparcia wyborców. Również realizowany obecnie przez PO zamysł faktycznego demontażu państwa polskiego, to także pomysł byłego współpracownika Departamentu I SB MSW. W wywiadzie dla „Życia Warszawy” z 12.02.2007r., znajdziemy następującą wypowiedź Olechowskiego:

Silne państwo i partia obywatelska wzajemnie się wykluczają. Postulat silnego państwa może przynosi popularność, ale nigdy nie uznam go za swój. Moja partia chce państwa, które służy obywatelom, a nie odwrotnie.(…) Współczesny człowiek potrafi zrobić sam, z sąsiadami lub np. z kolegami z tego samego zawodu bardzo wiele i z każdym pokoleniem coraz więcej. Nie potrzebuje do tego państwa. Dlatego działania na rzecz rozbudowy i wzmacniania państwa są marnowaniem pieniędzy obywateli.”

Przed wyborami parlamentarnymi z roku 2007 Olechowski jasno wytyczył kurs Platformy. W jego emocjonalnych wypowiedziach z tego okresu można zapewne dostrzec prawdziwe oblicze „eleganckiego, dystyngowanego ministra spraw zagranicznych”. W wywiadzie dla “Newsweeka”, z 18.10.2007 r. czytamy m.in.: Ja jestem w polityce tylko gościem. Zabieram głos wtedy, gdy dzieję się coś ważnego, albo mam coś do powiedzenia. […] pozostaje do rozstrzygnięcia wielkie pytanie, czy należało wybory przeprowadzać akurat teraz, jeszcze przed weryfikacją rządów PiS. Weryfikacją, która by odpowiadała na pytanie: czy miejsce braci Kaczyńskich jest w wielkiej polityce, czy w kryminale.”

Wydaje się, że przyczyn prorosyjskiego kursu Platformy należy upatrywać w genezie tej formacji - powołanej przez ludzi megasłużb sowieckich. W takim samym stopniu widoczny jest wpływ ideologii „partii rosyjskiej” - owych wyznawców „realizmu geopolitycznego” - pojmowanego jako akceptacja powojennego porządku, w którym dominacja sowiecka miała być nieuniknionym efektem historycznych uwarunkowań, a Polska miała stanowić przedmiot w grze światowych mocarstw. Politycy PO, dla których Michnik, czy Mazowiecki są niepodważalnymi autorytetami nie mogą w innych kategoriach postrzegać współczesnej Rosji, niż chcą tego „ojcowie założyciele” III RP. Ich dzisiejszy serwilizm jest w równiej mierze efektem prymitywnych kompleksów i dogmatycznych zabobonów odziedziczonych po środowisku „opozycji demokratycznej”, jak przyjętej dobrowolnie postawy zakładników kłamstwa smoleńskiego.

Dojście Platformy do władzy zostało zatem powitane na Kremlu ze zrozumiałą radością. W 2007 roku korespondentka „Izwiestii” Ksenia Fokin donosiła z tryumfem o porażce braci Kaczyńskich tytułując swój artykuł: "Blizniec-krig nie udałsja", co miało stanowić przeróbkę wojskowego terminu "blitz-krieg" w neologizm "blizniec-krieg" czyli wojnę prowadzoną przez bliźniaków. "Porażka PiS ucieszyła nie tylko znaczną część Polaków" –pisała z satysfakcją Fokin - "ale i kierownictwo Unii Europejskiej. Przez 15 miesięcy swoich rządów bliźniaki zrazili do siebie elektorat, tworząc w kraju atmosferę podejrzliwości, politycznych prześladowań oraz skandali”.

Przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Rady Federacji Rosyjskiej Michaił Margielow 23 listopada 2007 roku oświadczył, że „są nadzieje na normalizacje stosunków między Moskwą a Warszawą”. Margiełow wypowiadał się - jak sam przyznał - będąc pod wrażeniem wywiadu udzielonego w przeddzień przez Donalda Tuska dla "Rossijskiej Gaziety", gdzie lider PO zadeklarował: "jedno z najważniejszych zadań polskiej polityki zagranicznej w najbliższym czasie to poprawa relacji pomiędzy Moskwą a Warszawą". I dodał: "Gotów jestem zrobić wiele, aby nasze stosunki stały się znacznie lepsze niż są dzisiaj. Wiedząc, iż po obu stronach przeważają emocje, wierzę, że sygnały o woli poprawy stosunków, które Platforma Obywatelska wysyła naszym sąsiadom, zostaną prawidłowo zrozumiane".

Margiełow skomentował wówczas tę wypowiedź: "Tusk zaznaczył, że będzie to trudne. Rzeczywiście, problemów w stosunkach rosyjsko-polskich przy Jarosławie Kaczyńskim nagromadziło się wiele, a ich likwidacja będzie wymagać czasu”.

Zaledwie po miesiącu rządów PO-PSL, Siergiej Jastrzembski doradca prezydenta Rosji Putina mógł pochwalić polskich „przyjaciół”: „Rząd Donalda Tuska, uczynił znacznie więcej dla stosunków polsko-rosyjskich niż poprzedni rząd przez dwa lata”. Wypowiedź Jastrzembskiego padła tuż po tym, jak Rosjanin usłyszał od wicemarszałka Sejmu Niesiołowskiego odpowiedź na pytanie: jak dużą rolę dla rządu PO będzie odgrywać polityka historyczna? Niesiołowski odparł, że zdaje sobie sprawę, iż jest to jeden z „kontrowersyjnych elementów” i przyznał, że „historię należy raczej pozostawić historykom". - „Chcielibyśmy, aby stosunki polsko-rosyjskie "ruszyły do przodu", gdyż nie ma dziś w naszych dwustronnych relacjach żadnych spraw, których nie można by rozwiązać” - zadeklarował Niesiołowski.

Faktyczny zwrot w polityce zagranicznej nastąpił jednak dopiero po wizycie Tuska w Moskwie w lutym 2008 roku. Dwa miesiące później, płk Putin mógł już zapewnić, że"problemy z Polską dadzą się rozwiązać dzięki Tuskowi". Po wizycie Putina na Westerplatte komentator agencji Interfax napisał:Miejmy nadzieję, że w Polsce wejdzie w życie nowe pokolenie, które nie ma uprzedzeń. Ono być może zrozumie, że Polska musi szukać przyjaciół nie tylko w Ameryce, ale także w Rosji".

W tym samym czasie „przyjaciele” z Rosji w reakcji na uchwałę polskiego Sejmu w sprawie agresji ZSRR na Polskę pisali: "Gdyby nie Armia Czerwona, to Polacy byliby dziś służącymi i prostytutkami u Aryjczyków","ta uchwała to taniec na kościach tych Polaków, którzy razem z milionami Rosjan, Ukraińców, Białorusinów, Żydów i innych Europejczyków oddali życie w walce z faszyzmem”.

Prawdziwy festiwal poparcia Platformy mogliśmy jednak obserwować w trakcie ubiegłorocznych wyborów prezydenckich. Nim rozpoczęła się kampania wyborcza, rosyjskie media nie kryjąc sympatii do PO orzekły, że „Komorowski nie musi nawet robić kampanii. I wygra.”. Tzw. ekspert Witalij Portnikow w komentarzu dla "Kommiersanta" prorokował, że „Platforma Obywatelska jest skazana na zwycięstwo”.Tuż po 4 lipca dziennik "Izwiestia" pisał: "liberał Komorowski ma image elastycznego i pragmatycznego polityka", a prof. Irina Kobryńska z Rosyjskiej Akademii Nauk stwierdziła odważnie, że "Tusk i Komorowski to wyważeni i porządni politycy, którzy nie będą kierować się jakimiś osobistymi motywami w dialogu z Niemcami czy Rosją.

Szef komisji spraw zagranicznych rosyjskiej Dumy Konstantin Kosaczow podsumował wybory prezydenckie słowami: „Z Polską, gdzie prezydentem jest pan Komorowski, a rządem kieruje pan Donald Tusk, będzie się nam udawać, jak sądzę, znajdować punkty styczne i porozumienie znacznie bardziej konsekwentnie i konstruktywnie niż działo się to dotychczas w warunkach stałego współzawodnictwa prezydenta i rządu. Dla Rosji, dla perspektyw naszego współdziałania z Polską i ze zjednoczoną Europą z udziałem Polski wynik wyborów można ocenić na plus”.

Intencje Moskwy i rolę wyznaczoną Polsce najpełniej określił wówczas Fiodor Łukianow, uznając, że "jeśli nie będzie dużych błędów z rosyjskiej strony, to stosunki między Rosją i Polska będą co raz bardziej pragmatyczne. To jest wygodne dla Rosji gdyż Polska przez długi czas była główna przeszkodą dla realizacji europejskiej polityki Rosji".

Kilka dni później organ Gazpromu „Izwiestija”, w reakcji na zapowiedź Komorowskiego dotyczącą odwrotu od dotychczasowej polityki Lecha Kaczyńskiego wobec Gruzji, mógł tryumfalnie ogłosić:"Wybranie na prezydenta pragmatyka Komorowskiego ustawiło wszystko na swoje miejsca. Ideologicznie emocjonalna przesada epoki Kaczyńskiego dobiegła końca.”

Nie ma oczywiście miejsca, by cytować dziesiątki służalczych, prorosyjskich wypowiedzi członków obecnego rządu. Trzeba jednak przypomnieć jedno z najbardziej haniebnych wyznań Donalda Tuska z września 2010 roku. W Polsce zatrzymano wówczas szefa emigracyjnego rządu Czeczenii Ahmeda Zakajewa, który przybył do naszego kraju na Światowy Kongres Narodu Czeczeńskiego. Przedstawiciel narodu doświadczonego rosyjskim ludobójstwem (w Czeczenii Rosjanie wymordowali ponad 250 tysięcy obywateli, w tym ponad 45 tysięcy dzieci) usłyszał wówczas z ust polskiego premiera:

"Sytuacja jest skomplikowana. Czasami spotykam polskich polityków, którzy chcieliby zepsuć stosunki polsko-rosyjskie, nadmiernie akcentując temat czeczeński. Uważam, że to nierozumne. Tutaj najważniejsze są umiarkowanie i zdrowy rozsądek".

W tym samym czasie rosyjska rozgłośnia rządowa „Głos Rosji” w tekście „Zjazd partyzantów czy zebranie terrorystów? Światowy Kongres Narodu Czeczeńskiego pod Warszawą podkreślała: „Obecnie sytuacja w polsko-rosyjskich stosunkach zaczęła się poprawiać. Bronisław Komorowski, od razu po wybraniu go na prezydenta państwa, ogłosił kurs na polepszenie stosunków z Moskwą. "Będę sprzyjać rozpoczętemu procesowi polsko-rosyjskiego zbliżenia i pojednania" - te słowa z przemowy inauguracyjnej prezydenta dały powód do mówienia o "resetowaniu" stosunków także na tym ważnym odcinku. Jednak dzisiejsze zebranie pod Warszawą może poddać w wątpliwość szczerość słów o "zbliżeniu" i "pojednaniu". Jednocześnie wszystko świadczy o tym, że polska opinia publiczna doskonale rozumie: nadszedł czas na nawiązanie dobrych stosunków z Rosją.”

 

Pora, by Polacy deklarujący poparcie dla Platformy Obywatelskiej podjęli ten wybór z całym bagażem politycznych i historycznych obciążeń. Powinni mieć świadomość – kto powołał do życia tę formację i czyim interesom służy od czterech lat rzekoma „partia liberałów”. Muszą także wiedzieć, że wybierają grupę polityczną utworzoną w środowisku najbardziej bezwolnych i zależnych od okupanta ludzi peerelowskiej bezpieki. Przeflancowani dziś na „mężów stanu”, biznesmenów lub polityków – ludzie ci pozostaną na zawsze dozgonnymi niewolnikami Moskwy, którym wyznaczono rolę trybików w kremlowskiej machinie. Tym samym - partia powołana przy ich współudziale nie ma nic wspólnego z nowoczesnością bądź demokracją; została bowiem zbudowana w oparciu o najbardziej obskurancki model „realizmu geopolitycznego”, u którego podstaw leżą agenturalne konotacje i mentalność sowieckich rabów.

Wyborcy tej partii winni pamiętać, że to ich formację wspierają kremlowscy ludobójcy – spadkobiercy oprawców z Katynia i Miednoje. To przywódcę Platformy wychwala funkcjonariusz KGB Putin - odpowiedzialny za rozliczne zbrodnie, w tym eksterminację milionów Czeczenów, zaś wyłonionego z ich partii prezydenta, gloryfikują najbardziej kłamliwe, reżimowe media.

Wyborcy PO mogą ulegać „moskiewskiej prawdzie” i cenić ją wyżej niż prawdę o śmierci rodaków w Smoleńsku. Z ich wiary Rosja czerpie dziś siły, by po raz kolejny rozgrywać polską kartę.

Niech zatem dokonując swojego wyboru, mają odwagę wiedzieć - kogo wybrali.  

.................... Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo. ...............

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (88)

Inne tematy w dziale Polityka