Przez cały okres negocjowania kontraktu gazowego z Rosją, grupa rządząca unikała ujawnienia jakichkolwiek konkretnych zapisów umowy, zasłaniając się rzekomą „tajemnicą handlową”. Doprowadziło to do sytuacji, w której polskie społeczeństwo zostało pozbawione elementarnej wiedzy o warunkach umowy, a w zamian karmiono je propagandowymi banałami o „sukcesach negocjacyjnych”. Premier rządu uparcie twierdził, że „umowa o gazie, który importujemy z Rosji, spełnia te wymogi, które są kluczowe z punktu widzenia interesów polskiego państwa i polskich obywateli, czyli bezpieczeństwo gazowe, możliwie niska cena i elastyczny kształt tej umowy”.
W połowie 2010 roku do mediów przedostały się informacje na temat niektórych ustaleń kontraktu. Już wówczas było wiadomo, że będzie zawierał niekorzystne dla Polski rozstrzygnięcia: za gaz dostarczany z Rosji zapłacimy znacznie więcej, niż inni odbiorcy (i stawki te będą wzrastać), Gazprom zapłaci Polsce najniższe stawki za tranzyt gazu (niższe nawet, niż płaci je Białorusi), pozbyliśmy się wpływu na zarząd i radę nadzorczą spółki tranzytowej EuRoPol Gaz, zrezygnowaliśmy z zasądzonych (przez rosyjski sąd) 25 mln dolarów od Gazpromu za tranzyt za rok 2006 oraz z należności za kolejne trzy lata w wysokości ok. 180 mln dolarów, zobowiązaliśmy się do odbioru 10,25 mld m sześć. gazu w 2011r., (co stanowi blisko 2,8 mld m3 więcej, niż odbieraliśmy dotąd) oraz 11 mld m sześc. w latach 2012-2019, za nadwyżki gazu zapłacimy, niezależnie od tego czy zostaną wykorzystane, przyznaliśmy Gazpromowi monopol na tranzyt gazu przez leżący na terenie Polski rurociąg do roku 2045 i zagwarantowaliśmy podpisanie kolejnego kontraktu na przesył przez terytorium Polski na okres od 2020 do 2045 r. w wysokości około 28 mld m3 rocznie. Nawet wówczas, po ujawnieniu tych szokujących danych, wicepremier Pawlak zapewniał Polaków, że „umowa gazowa z Rosjanami jest zbalansowana i zabezpiecza interesy obu stron”.
W każdym państwie, szczycącym się suwerennością i demokracją, tego rodzaju informacje stanowiłyby dostateczną przesłankę, by zablokować niekorzystny kontrakt, a winnych działania na szkodę polskich interesów postawić przed Trybunałem Stanu. Ponieważ III RP nie posiada tych atrybutów, a polskich wyborców, ich rodziny i następne pokolenia Polaków stać na płacenie za „przyjaźń” grupy rządzącej z Putinem, żadna z informacji nie wzbudziła racjonalnych, obywatelskich reakcji. Również wtedy, gdy Donald Tusk z rozbrajającą szczerością wyznał w wywiadzie dla „Sygnałów dnia”, że podstawowa korzyść z umowy ma polegać na „zabezpieczeniu Polski na długie, długie lata w gaz, a przede wszystkim zabezpieczeniu Gazociągu Jamalskiego, to był priorytet nie tylko mojego rządu, tylko że mojemu rządowi udało się to wreszcie uzyskać”. Usłyszeliśmy też, że „najważniejszym zadaniem dla polskiego rządu jest nie ideologiczne wojny z jakimś państwem, tylko zabezpieczenie polskich domów w trwałe dostawy gazu, na długie lata. I za cenę, która jest ceną porównywalną z innymi takimi kontraktami. I to uzyskaliśmy”.
Było oczywiste, że kontrakt gazowy z Rosją nie ma żadnego uzasadnienia ekonomicznego i został podyktowany wyłącznie racjami politycznymi, których wspólnym mianownikiem było podporządkowanie Polski rosyjskim wpływom i interesom. Z przebiegu blisko dwuletnich negocjacji oraz końcowych ustaleń umowy wynika, że podstawowym celem wspólnej gry Putina i grupy rządzącej, było przede wszystkim zapewnienie Rosji władania eksterytorialnym odcinkiem gazociągu jamalskiego i czerpania z tego politycznych i ekonomicznych korzyści. Na polski interes – zabrakło miejsca. Nic też bardziej nie przypomina o wasalnych, asymetrycznych stosunkach łączących grupę Tuska z reżimem Putina, niż fatalna dla Polaków umowa gazowa.
Nie może więc dziwić, gdy rosyjska agencja Interfax ujawniła obecnie, że Polska kupuje od Rosji gaz dwa razy drożej niż Wielka Brytania. Według danych agencji, spośród wszystkich odbiorców Gazpromu płaciliśmy w 2010 roku 336 dol za 1 tys. m3. Za tę samą ilość paliwa tylko Węgrzy płacili więcej, bo 348 dol. Gaz dla Brytyjczyków Rosjanie wycenili na średnio 191 dol za tysiąc metrów sześciennych.
Warto tę informację zestawić z cytatem zaczerpniętym z blogu Waldemara Pawlaka na Salonie24. Pod datą 12.02.2010 roku, w tekście „Gazowe fakty” wicepremier rządu zapewniał: „W wyniku negocjacji na najbliższy okres 5 lat uzyskano znaczący upust na cenie gazu powyżej minimalnej wartości kontraktowej. W konsekwencji cena gazu importowana przez PGNiG jest o około 10% niższa niż cena dla firm zachodniej Europy”.
W rezultacie takiej polityki, w ubiegłym roku Polska, przy zapotrzebowaniu sięgającym 14 mld m sześc. gazu kupiła od Gazpromu aż. 9 mld m sześc. gazu, podczas gdy resztę popytu pokryło wydobycie z krajowych złóż. Biorąc pod uwagę dane agencji Interfax, Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo zapłaciło za rosyjskie dostawy ponad 3 mld dolarów.
Już dziś Gazprom zapowiedział, że średnia cena gazu dla Europy w roku 2011 może wzrosnąć do 352 dolarów za 1000 m sześc., czyli o 14 proc. I na tym podwyżki się nie skończą. Poza tym, od kilku tygodni drożeje ropa, a to właśnie w odniesieniu do jej notowań obliczana jest cena gazu w kontrakcie z Rosjanami.
Koszty fatalnej, motywowanej względami politycznymi umowy gazowej – zapłaci każdy z nas, a mając na uwadze okres, na jaki umowa została zawarta, będą je płaciły następne pokolenia Polaków.
Dziś wiemy, że pozycja Pawlaka, podobnie jak całej grupy rządzącej w trakcie gry z płk Putinem, przypominała postawę więźnia skazanego na egzekucję, a największym oszukanym w tej grze jest polskie społeczeństwo. Była to postawa symbolizująca stan permanentnej kapitulacji, a jedyny, zauważalny w niej „dylemat” polega obecnie na rozstrzygnięciu, - czy wynikała z tchórzostwa i głupoty, czy z celowego zaprzaństwa.
Tekst opublikowany w „Warszawskiej Gazecie”
Komentarze
Pokaż komentarze (70)