Temu Dudzie już się w ogóle w głowie poprzewracało! Gdyby przegrał wybory, nie poprzewracałoby mu się w głowie, ale wygrał i się poprzewracało. Chyba wszyscy tak mają. No, może poza prezydentem Komorowskim, jemu się nic nie przerwacało. Ani przedtem, ani nie przerwaca się potem. Nawet sam się nie przewraca.
Tenże sam prezydent Komorowski wprowadził przepiękny zwyczaj. Nie zapraszał ministrów do siebie. Nie chciał im sprawiać kłopotów. Przyszedłby taki minister, usiadł, prezydent usiadłby wcześniej, wniesiono by kawę ... I co? I problem. O czym tu gadać. O pogodzie? Przecież prezydent Komorowski nie był Anglikiem, chociaż biorąc pod uwagę powściągliwość, mógłby go udawać. O zdrowiu? O zdrowiu można by gadać z ministrem zdrowia, ale dla ministra zdrowia zdrowie jest nudne, więc też byłoby tak jakoś niezręcznie. Można by było opowiadać dowcipy, ale wymiany myśli przy tym nie byłoby żadnej, bo prezydent Komorowskiego w opowiadaniu dowcipów był poza wszelką konkurencją.
I Duda porzucił ten przepiękny zwyczaj, co jest po prostu gorszące. Samo przez się jest gorszące, a jeśli wziąć pod uwagę, że na obietnicach aktywnej prezydentury się nie skończyło, jest gorszące po pisowsku. Prezydent Duda zaprosił minister Piotrowską, żeby mu zdała relację z negocjacji, podczas których, jak wieść niesie, brylowała. I to jest prosta skandał! Jak minister Piotrowska miała przylecieć, skoro przylecieć nie mogła, bo ciągle tkwi w samym sercu wydarzeń europejskich. Jej wyjazd mógłby doprowadzić do poważnego kryzysu w UE, a może do wojny. Jeśli nie błyskawicznej, to przynajmniej pełzającej. Poza tym jest przemęczona, bo pani premier nie oszczędza swoich ministrów. I dobrze im tak. Nas pani premier też nie oszczędza, byłoby głupio, gdyby oszczędzała ministrów. Minister Piotrowska przed wyjazdem bez przerwy jeździła wzdłuż naszych granic, by je uszczelnić. Nikt, kto nigdy nie uszczelniał granic, nie wie, jaki to wysiłek.
Wróćmy do prezydenta Dudy. Gafa poprzedza i wyprzedza gafę, o czym najlepiej mógłby zaświadczyć pewien znany polityk. Nie dość, że tę zapracowaną do granic utraty emerytury minister zaprosił, to nie zaprosił jej w sposób niezobowiązujący. Jestem przekonany, że gdyby zaprosił minister Piotrowską na kawę, czyli w sposób mniej oficjalny, minister Piotrowska na pewno skorzystałaby z zaproszenia. Nawet kosztem wywołania wojny pełzającej, bo takich zaproszeń się nie odrzuca. Merytorycznie? A o czym pani minister miałaby rozmawiac z prezydentem merytorycznie? O ustaleniach, o głosowaniu? Pan prezydent zupełnie nie zdaje sobie sprawy, że o takich kwestiach merytorycznie może dyskutować wyłącznie pani premier. Albo pani premier z całym rządem. Ale nie jeden minister, choćby tak ministerialny jak minister Piotrowska.
Pani premier przyszłaby sama. W jakiś sposób przypomina Waltera. Dyskutantom się nie kłania. Przyszłaby sama, ewentualnie z jakąś maskotką, nie wiem, z misiem albo z laleczką, jakaś przyzwoitka zawsze się przyda. Nawet jeśli jest pluszowa. Przyszłaby, ale co z tego, skoro pan prezydent jej nie zaprasza. Nie zaprasza, bo boi się, że merytoryką, jak mawiają ludzie partii, mogłaby go znokautować. W ostateczności pani premier przyszłaby z całym rządem, ostatecznie nie ma się czego wstydzić. Tak byłoby zresztą lepiej. Merytoryki wszystkich członków rządu połączone w jedną merytorykę rządową dałyby taką siłę, że prezydent już nigdy nikogo nie zaprosiłby do siebie. Co jedna głowa, to nie kilkanaście. Minister Piotrowska powiedziałaby, jak głosowała, minister sportu oceniłby kondycję polityków europejskich, minister spraw zagranicznych wymieniłby (a w każdym razie podjąłby taką próbę) wszystkie państwa wchodzące w skład UE, minister rolnictwa mógłby przytaknąć itd. A minister "Misiek" cały czas ruszałby ustami.
Mogłoby tak być, ale prezydenta Dudę nie interesuje żadna merytoryka. Jak z tym żyć, panie Donaldzie Tusk, jak z tym żyć?
"Jestem jak harfa eolska, która wyda kilka pięknych dźwięków, ale nie zagra żadnej pieśni."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka