Milczałem, jak ongiś we Francji milczało morze. Milczałem, bo nie doczekałem ani pieniędzy, ani sławy, a wiadomo wszak, że pisać bez tego jakoś głupio. Nie znaczy to, że w ogóle nie pisałem. Pisałem, a raczej przenosiłem na papier wiekopomne myśli dyktowane mi przez żonę. Żona wykoncypowała projekt zmiany konstytucji. Naszej konstytucji. W jej projekcie jest wiele uwag, które na pewno wpędzą w kompleksy najbardziej wytrawnych konstytucjonalistów, o czym niebawem wszyscy się przekonamy. Jedna z propozycji, nazwijmy je propozycji społecznych, dotyczy przesunięcia wieku emerytalnego. Żona przesuwa go do osiemdziesiątego roku życia. Inny z punktów, wspominam o tym jedynie, by zadowolić szczególnie dociekliwe umysły, dotyczy kadencyjności władz i zmiany formuły wyborów powszechnych. Żona nie ukrywa swych intencji. Chodzi jej o to, by wszystkim żyło się lepiej. Jak najdłużej.
Dość o żonie, chociaż o niektórych żonach nigdy dość.
Żeby odpowiedzieć na pytanie postawione w tytule tej notki, nie trzeba odwoływać się do argumentów "psychologiczno-etycznych". Najprościej rzecz ujmując, Wojciech Sadurski potrzebny jest ludzkości. Ktoś powie: jak każdy z nas. Tak, ale mimo wszystko inaczej. Większości z nas ludzkość nigdy nie dostrzeże, Wojciecha Sadurskiego nie sposób nie dostrzec. Otwiera on bowiem (żal, że tak rzadko) pory naszych mózgów. Tym spośród nas, rzecz jasna, którzy mózgi posiadają. Jako otwieracz jest tak sugestywny, że potrafi dokonywać większych cudów od tych, które czyni swą prozą Stefan Chwin. Celowo nie przywołuję przykładu Jerzego Pilcha, za co go niezmiernie przepraszam, ale kołtuńska część S24 lekce sobie Jerzego Pilcha waży. Jak go mierzy, niestety, nie wiem. Moc Wojciecha Sadurskiego w gruncie rzeczy można porównać jedynie do mocy "królów cudotwórców". Gdy Wojciech Sadurski, dla żartu, wyłącznie dla żartu, napisze, że koncert Jankiela zagrał dla nas "Król Duch", Semiramida Mamutowiczowa wskaże odpowiednią stronę tego dzieła, na której o tym czytała. Czyż to nie cud? To niemal zakrawa na "cód" (dodaję cudzysłów, by co bardziej wytrawni czytelnicy nie posądzili mnie o polityczny akces do zakonu nowej ortografii).
Napisałem, że Wojciech Sadurski potrzebny jest ludzkości. To prawda, ale co mnie może obchodzić ludzkość. Ludzkość mnie nie dostrzega, ja nie zamierzam dostrzegać ludzkości. Wojciech Sadurski mnie jest potrzebny. Bardzo potrzebny. Daleko, blisko - nie ma to znaczenia. Czyż bez Wojciecha Sadurskiego wiedziałbym, jak ocenić twórczość poety Rymkiewicza? Jak ocenić jego życiowe wolty? Bez Wojciecha Sadurskiego poruszałbym się jak Watson bez Holmesa, jak flaga bez wiatru, jak polskie koleje bez ministrów transportu. Dzięki Wojciechowi Sadurskiemu wiem, że czytając Rymkiewicza, nie muszę sobie "łamać mózgu", bo poeta sam powiedział, co miał na myśli. Uszczęśliwiony posunąłem się dalej (bliżej?). Siedzę sobie, czytam innych poetów. Tych, którzy nie podpowiadają (-li), co mieli na myśli. I co? I nic. Mózgu sobie "nie złamałem". Ktoś powie, że nie było czego łamać. Może. A może część z tych poetów nie mówi (-iło), co mają na myśli, bo niczego na myśli nie mają? Jako gorliwy uczeń Wojciecha Sadurskiego także mógłbym podać stosowne "proste rymy, jasne przesłanie". Ba, mógłbym nawet wymyślić kilka rymów, a wymyślając, nie naruszać istoty osiągnięć poetów, których czytam.
Wyłącznie dzięki Wojciechowi Sadurskiemu zdałem sobie sprawę, że Rymkiewicz nie był jedynym twórcą, który postępował, nazwijmy to, kontrowersyjnie. Inni, postępując kontrowersyjnie, czynili tak, także "bynajmniej nie będąc już pacholętami". Rymkiewicz skręcił w prawo. Inni wystrzegali się zakrętów, ale zgadzam się, że ich admiratorom przydałby się "analityk zawiłych ludzkich losów".
Wojciech Sadurski z zapamiętaniem czyta GP, bo lubi dociekać, "co byli członkowie PZPR myślą o polskiej demokracji". Ja lubię czytać GW, bo lubię, przepraszam za porównanie, dociekać, co byli opozycjoniści myślą o polskiej demokracji. I obaj dochodzimy do tej samej konkluzji - jest to "problem psychologiczno-etyczny".
Wojciech Sadurski z powodu GP odczuwa mniejszy żal, gdy musi opuszczać Polskę. Jakąż tu znaleźć godną analogię?
Jednej rzeczy Wojciechowi Sadurskiemu darować nie mogę. Chciałbym, ale nie mogę. Gdy on pisze swoje teksty, klawisze wystukują rytmy IX Symfonii (tylko kretyn nie domyśli się, dlaczego słychać te właśnie rytmy), gdy ja zasiadam do komputera, klawisze wystukują "Majteczki w kropeczki".
"Jestem jak harfa eolska, która wyda kilka pięknych dźwięków, ale nie zagra żadnej pieśni."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura