Przebieg wydarzeń:
Ok. 5.30 startuje jak-40 044 z dziennikarzami na pokładzie. Widzą wyprowadzanego z hangaru tupolewa, który zaczyna grzać silniki. Pierwsi delegaci, którzy dotarli na lotnisko ok. godz. 5.00 zaczynają zajmować miejsca w tupolewie. O godz. 6.00 samolot startuje (zdjęcie nr 1) i odlatuje do Smoleńska – co działo się z tym samolotem opisałam w poprzedniej notce http://clouds.salon24.pl/521934,jeden-samolot-dwie-katastrofy-smolensk, a wątpliwości wyjaśniałam w komentarzach pod nią zamieszczonych.
Od godz. 6.00 hala odlotów zapełnia się kolejnymi delegatami. Z Gdańska (zdjęcie nr 2) przylatuje na Okęcie drugi, bliźniaczy tupolew. Odlot samolotu zaplanowany jest na godz. 7.00, ale piloci zostają poinformowani o problemach z lądowaniem pierwszego tupolewa i wstrzymują się ze startem do momentu wyjaśnienia sytuacji w Smoleńsku. Nie dostają pozwolenia na lądowanie na Siewiernym, ale dostają zgodę na Witebsk. Samolot startuje o 7.54 – zdjęcie nr 3 (godz. wg. Czabana -http://fakty.interia.pl/raport-lech-kaczynski-nie-zyje/przyczyny-tragedii/news-czaban-wykluczam-by-prezydent-kazal-ladowac,nId,879886).
Pasażerowie jednak nigdy nie dotrą do Rosji. Na pokładzie samolotu, oprócz delegatów, znajdują się zamachowcy. Samolot po ok. 25 minutach zostaje zmuszony do lądowania (prawdopodobnie białoruski Mińsk). Pilotom udaje się wysłać sygnał alarmowy. O godz. 8.20 alarm jest odebrany w jednej z wojskowych baz w Polsce (http://lamelka222.salon24.pl/288843,alarm-8-20-proba-analizy). Po 10 minutach alarm odwołano.
Zatroszczono się również w Polsce o to, aby dokładnie o 8.20 nastąpiła zmiana na stanowisku dyżurnego operacyjnego - starszego zmiany dyżurnej Centrum Hydrometeorologii Sił Zbrojnych RP (http://lamelka222.salon24.pl/292481,centrum-operacji-powietrznych).
O 8.20 wykonane zostały też telefony – prezydent dzwoni do brata, a p.Tomaszewska do męża. Być może zostali zmuszeni do wykonania tych połączeń – stąd ich niecodzienny charakter.
Co było dalej – możemy tylko zgadywać.
O 8.41 rozbito pusty samolot w Smoleńsku. Wszystko miało wskazywać na katastrofę prezydenckiego tupolewa.
Część generałów, którzy mieli lecieć casą – najprawdopodobniej nigdy nie opuściła Okęcia. Sądzę, że zburzony hangar skrywał tajemnicę ich losu.
Inne tematy w dziale Rozmaitości