Przez ponad dwa lata Zespół Parlamentarny pod przywództwem Antoniego Macierewicza prowadził śledztwo w sprawie tzw. katastrofy smoleńskiej.
Śledztwo zakończyło się na dwóch bumbumach. To był zamach. Tak sądzi spora część społeczeństwa. Sądziłaby tak nawet gdyby nie było Macierewicza i jego zespołu. Ale wtedy - mogłoby być niebezpiecznie.
Niebezpiecznie - bo część tego społeczeństwa sama prowadziłaby śledztwo i mogłaby wynieść ze swoich badań przekonanie, że nie było katastrofy, nie było jej na polance przy smoleńskim lotnisku. Co gorsza - prace tej grupy badawczej mogłyby skupić uwagę oczu, które od dwóch lat wpatrzone są ufnie w pana Macierewicza.
Na to nie można było pozwolić. Bez teorii zamachu się nie dało obejść - wytypowano więc guru, co to tłum, który makowcom i millerowcom nie wierzy, podtrzyma i zaprowadzi do bumbumów i do..... trumien, czyli na manowce.
Dlaczego śledztwo Macierewicza i jego super ekspertów zakończyło się na dwóch wybuchach? Dlaczego nie próbowano dojść do tego, kto w takim razie i gdzie podłożył te ładunki. Przecież tutaj dopiero powinno rozpocząć się właściwe śledztwo!
Nie, ono się tutaj zakończyło.
I co mamy dalej - trumny i ekshumacje. Nawet "Wprost" opublikował wywiad z p. Racewicz - o co chodzi? O zamknięcie śledztwa Macierewicza, o otwarcie trumien, a w szczególności zbadanie ciał pod kątem teorii p. Macierewicza i jego ekspertów. Okaże się, że ciała nie noszą śladów ani jednego wybuchu.
I wiecie co? Ci co podążali za swym guru stracą wiarę. Nie będzie już żadnego śledztwa, a smoleński krzyk zamilknie.
Inne tematy w dziale Rozmaitości