We wsi, którą odwiedzam, kiedy mam okazję wyrwać się do Polski, mieszkają profesjonaliści, którzy wiedzą gdzie w lesie podgrzybki, gdzie prawdziwki, gdzie kurki, a gdzie szatany.
Jest ich dwóch – jeden wysoki, drugi niski. Pierwszy rozumie dowcip po minucie, drugi po kilku, kiedy ten wysoki dowcip koledze wyjaśni. Ale to wcale nie jest ważne, że nie kumają dowcipów – to nie ich profesja.
Oni znają się na lesie i na grzybach w tym lesie rosnących. Są profesjonalistami w swoim fachu do tego stopnia, że nawet kiedy rude rydze nie rosną w ich okolicznych lasach, to potrafią wskazać Pomorze jako najczęstsze miejsce występowania tego rzadkiego grzyba. Chociaż nigdy tam nie byli, bo to daleko.
W tym roku wysyp grzybów rozpoczął się dość wcześnie i pewnie to jest powodem tego, że leśnych ludzi zaczęło przybywać – pewnie to dochodowa profesja.
Jednak, żeby być profesjonalistą należy coś o grzybach wcześniej wiedzieć, znać się na nich i poznać każdy krzak w lesie rosnący. Ale amatorzy podszywający się pod profesjonalnych 'leśnych ludzi’ nie dbają o takie szczegóły – jest popyt – idziemy w las.
Próbują więc znaleźć w lesie grzyba (a nawet dwa grzyby), chociaż w tym lesie nigdy nie byli. Takie podróbki “leśnych dziadków” ze Smoleńska, co to wiedzą, co w ich lesie rośnie – choćby tylko ze zdjęć i opisów – ale przecież to już jak swój.
A znowu prawdziwi smoleńscy, leśni dziadkowie nie takie rzeczy tam – czyli u siebie w lesie - widzieli.
Inne tematy w dziale Rozmaitości