Po przeanalizowaniu materiałów z lotniska w Smoleńsku wiemy już, że 7.kwietnia 2010 roku poleciały tam dwa tupolewy (clouds.salon24.pl/304662,tajemnice-lotu-7-04-2010)
Teraz zajmijmy się Okęciem.
Film Lilientala był cięty i montowany, kiedy był w rękach TVN24. Pisałam o tym między innymi w notce: clouds.salon24.pl/286587,ladowanie-witolda-lilientala-7-kwietnia-w-smolensku.
Cięcia i wmontowanie innych klatek zrobiono również w materiale z Okęcia.
Właściwie nie ma znaczenia, który film należy do pana Witolda, a który został wklejony do jego filmu. Ewidentnie samolot zmienił swoją pozycję. Wystarczy przyjrzeć się łączeniom płyt betonowych. Na klatkach bez żaluzji łączenie przebiega wprost naprzeciw schodków. Na filmie z żaluzjami, łączenie to przebiega na lewo od schodków, a naprzeciw schodków jest lita płyta.
Proszę mi nie tłumaczyć, że samolot przestawiono kilka metrów, łącznie ze schodkami:)
---
Moja hipoteza:
7. kwietnia musiały polecieć dwa tu-154 na Siewiernyj, była to próba generalna (również próba generalna nowego dowódcy Pierwszej Bazy Lotniczej płk. Dariusza Sienkiewicza - od 1.04.2010). Nie testowano lądowań, ale start z Okęcia obu tutek. Kiedy jedna stała przed halą odlotów, druga była na jakimś innym, wojskowym lotnisku. Po odlocie pierwszej, druga lądowała z odstępem czasu - jako ta sama maszyna. Obie miały numer 101.
Blogerka Liberta zauważyła, podobnie jak inni mieszkańcy Mińska Mazowieckiego, częste manewry TU-154M na ich miejscowym lotnisku tuż przed "katastrofą" (freeyourmind.salon24.pl/306176,ostatnie-ogniwo#comment_4395248). Mińsk leży tylko 40 km od Warszawy, więc dosłownie chwilę lotu.
Co się stało w takim razie 10.04.2010?
Myślę, że jeden TU-154 z częścią pasażerów, to ten, co "spadł z 15 m", o czym mówił niedawno Antoni Macierewicz. Drugi tupolew wylądował zupełnie gdzie indziej np. w Briańsku, z ważniejszą częścią delegacji.
Ten pierwszy musiał się pojawić w okolicy Siewiernego, aby odciągnąć uwagę od drugiego, a jednocześnie zostawiając swój ślad, chociażby w postaci rozmowy z Wosztylem czy wieżą. Drugi był "zniknięty" i można było z nim i jego pasażerami zrobić wszystko...
Na pokładzie drugiej tutki, która leciała później, około godziny po tej pierwszej, był prezydent i pani Tomaszewska. Po rozłożeniu delegacji na dwa TU-154 i dodatkowego JAKa-40 (prawdopodobnie tylko generalicja), było sporo wolnych miejsc, które zajęli tajniacy - zamachowcy.
Tuż przed przekroczeniem granicy z Białorusią, przejęli dowodzenie samolotem, prezydentowi i pani Tomaszewskiej kazano wykonać szybkie połączenia z telefonu satelitarnego. Ucięto połączenie z samolotem, po czym skierowano go np. na Briańsk.
W tym czasie druga tutka miała awarię nad Siewiernym. Chwilę potem się rozbiła (prawdopodobnie nieopodal czołgu), ale tylko na trzy części - z pewnością część osób przeżyła.
Sądzę, że Leszek Deptuła był właśnie w tym samolocie. Jego żona twierdziła, że jego krzyk wraz z trzaskami nagrał się na poczcie głosowej. Być może był tam też pan Surówka, który ponoć miał dzwonić do żony i powiedzieć jej, że jest ranny w nogi (ekshumacja mogłaby tu wiele wyjaśnić).
Na miejsce inscenizacji przewieziono na początku tylko ogon samolotu (który odpadł) i statecznik. Później dowożono więcej części.
To, co działo się w Briańsku, czy w jakimś innym miejscu, nikogo w tym momencie nie interesowało.
Inne tematy w dziale Rozmaitości