Ciemnogrodzianin Ciemnogrodzianin
30
BLOG

O żenadzie w mediach, sukcesie bojkotu i stronniczości

Ciemnogrodzianin Ciemnogrodzianin Polityka Obserwuj notkę 12
Wypada mi chyba uczynić małe (duże?) posłowie, jako że do bojkotu salonowego się przyłączyłem, jednak w odrobinkę zmodyfikowanej wersji. W mojej wczorajszej notce przedstawiłem swój pogląd na media - tytuł oddaje go wystarczająco dobrze: "Stop żenadzie i bezmózgowiu płynącemu z mediów!" - po czym w stopce wpisu przyłączyłem się do naszego małego protestu. Zrobiłem to, chociaż mój pogląd nie był do końca kompatybilny z wklejonym apelem.

Dlaczego? Ano dlatego, że w większości popieram stanowisko osób z bojkotu. Różnice wydaję mi się zostały zaakcentowane wyraźnie w moim wpisie - uczyniłem tak, aby być bardziej konstruktywnym niż krytycznym. Dlatego niejako siedzę okrakiem na barykadzie konfliktu bojkotujący-antybojkotujący. Wydaję mi się, że z tej perspektywy mam najlepszy ogląd na całą wczorajszą i dzisiejszą sytuację na Salonie24.

Pozwolę więc sobie na kilka wniosków.

1. Sukces - był, czy go nie było? Przeciwnicy i kpiarze wskazują, że bojkot był żałosny i skończył się całkowitą klapą. Zwolennicy coś przebąkują o tym, "żeśmy się policzyli". Oba stanowiska są głupie i bezzasadne. Bo nie można tu mówić ani o sukcesie, ani o porażce. Tego typu manifestacje nie są nastawione na osiągnięcie czegoś "już, natychmiast, od razu". Ich celem jest wyjście z bezpiecznej nory swego domu, wysunięcie głowy, zdobycie się na odwagę i pokazanie innym swoich poglądów. Przy okazji tego typu akcje mają czynnik wzmacniający morale we własnych szeregach: faktycznie ludzie czują się silniej "w kupie", kiedy wiedzą, że nie są w swej walce sami.

Mała analogia: marsze homoseksualistów w Poznaniu i Warszawie. Też mogę powiedzieć, że były żałosne i zakończyły się całkowitą porażką! Bo przecież ani nastawienie Polaków się ani o milimetr nie zmieniło, ani prawodawca żadnych poprawek do ustaw czy Konstytucji nie złożył... Zero pozytywnego efektu. Dużo szumu, brak skutków. Żałosna klęska. Tak? Bo tak byłoby, jeżeli podążylibyśmy tokiem myślenia niektórych, analizując happeningi i protesty w kategoriach sukces-klęska.

Bez sensu.

2. Można natomiast przenanalizować to, czy bojkotującym udało się wybić z szarej
papki codzienności i zaistnieć choć na ten jeden-dwa dni w większej świadomości.

No i udało się - zainteresowanie przekroczyło moje najśmielsze przypuszczenia. Apel poparty przez więcej niż pół setka blogerów, to już jest coś. Afisze o bojkocie trafiły na Wykop.pl i tam zapoznało się z nimi jeszcze więcej osób. Informacje poszły na blogi daleko poza Salonem24.

Jednak najważniejsze jest to, że bojkot zaistniał w świadomości i zainteresował poważnie wiele osób. Świadczy o tym duża ilość notek analizujących bojkot, w wielu przypadkach krytycznych. Taki Łukasz Warzecha przyznaje się, że wczoraj o bojkocie nie wiedział nic, a zobaczył dziś notkę Popisowca. Dowiedział się i sam napisał notkę... Maszyna się kręci! Ile osób teraz dowie się o bojkocie dzięki notce redaktora "Faktu"? Śmiem sądzić, że sporo.

To troszkę cyniczne, ale w tym wypadku jak najbardziej działa hasło: "nie ważne jak mówią, byle mówili". Bo im więcej osób pisze i odnosi się do apelu, tym do większej liczby czytelników on dociera. Skoro więcej osób go dostrzega, to zapewne ma on jeszcze liczniejsze grono sympatyków niż na początku. I tak dalej, i tak dalej.

O to zapewne apelującym od samego początku chodziło. O małą, zbiorową manifestację swoich poglądów. Udało im się to. Więcej - uderzyli silnie w przeciwników politycznych, którzy poczuli się zagrożeni i dają protestowi silny odpór.

3. Stronniczość redakcji - pojawiły się głosy wielu bloggerów ze strony protestantów wskazujące na dysproporcję tekstów protestowych i antyprotestowych na stronie głównej.

Od razu zbywałem takie oskarżenia myślowym machnięciem ręki. Zawsze daleki byłem od teorii spiskowych związanych z pierwszą stroną naszej blogosfery i teraz początkowo wydawały mi się mocno naciągane. Bo przecież przytłaczająca większość notek bojkotujących to były wklejki apelu lub plakatu. Nic zbytnio kreatywnego, co byłoby szczególnie warte wyeksponowania. Jednak jak notki bojkotujące były wyposażone we własne, dodatkowe treści (FYMa, Jewropejczyka czy moja) to trafiały na główną. Mówiłem sobie: jest OK.

Jednak mocno raził brak na SG wpisu pomysłodawcy całej akcji - Aspiryny. Szczególnie, że świeżo w pamięci mam fakt wyciągnięcia na stronę główną notki Paraklaina sprzed paru dni o akcji z wysyłaniem koszulek. Coś tu było nie fair. Nie jest ważne, czy się ktoś zgadza z akcją, czy nie. Moderatorzy powinni działać jak najbardziej obiektywnie i pluralistycznie. Skoro pół setki blogerów serwisu przyłącza się do apelu, to jest to już spory ferment! Bardzo dziwne, że nie zostało to odnotowane.

Niestety dzisiejszy dzień przyniósł mi wielki zawód, bo strona główna rano zapełniona była przez teksty antyprotestantów, przy niemal braku tekstów popierających apel. Tym bardziej jest to niesprawiedliwe, gdyż na pierwszą trafiły nierzadko wpisy niesamowicie słabe, a na dokładkę obraźliwe i balansujące na granicy dobrego smaku, np. wpis ISZBINA (http://iszbin.salon24.pl/70030,index.html) czy Łukasza Warzechy. Na szczęście po południu sytuacja się odrobinkę polepszyła i na SG trafiły teksty chociażby Unicorna (http://pitulandia.salon24.pl/70026,index.html). Jednak co z tego, skoro poleciały mocno na spód? A obraźliwy wpis bryluje prawie na samym szczycie.

Szkoda. Szkoda też, że Igor Janke - nadredaktor S24 - otwarcie przyznał się do swojego sceptycyzmu do akcji (http://lukaszwarzecha.salon24.pl/69996,index.html#comment_1022176). Otwiera to kolejne, dosyć duże pole do teoretyzowania nad dużą tendencyjnością i stronniczością moderacji strony głównej. Przy okazji red. Janke został ostentacyjnie potraktowany przez Łukasza Warzechę ("Nie, nie rozumiem Cię i nie posłucham Twojego apelu."), który nie chciał dostosować się do prośby o nieobrażanie dyskutantów na swoim blogu. Ciekawa, precedensowa sprawa - jestem wielce zainteresowany wynikiem tego małego konfliktu.

4. Niezrozumienie sensu akcji przez przeciwników i sprowadzenie jej do absurdu. Smutna rzecz, jeszcze smutniejsze środki erystyczne. Ale co zrobić? Ideą akcji było NIE KUPUJ! - chodziło głownie o gazety. Nikt nie mówił o nieprzeglądaniu stron internetowych. Każdy to robi we własnym zakresie.

Ja na ten przykład korzystam z serwisów Money.pl, GazetaPrawna.pl, WirtualneMedia.pl i czasami WP.pl + Salon24. Mam informacje finansowe, informacje prawne, informacje gosporacze, informacje klasyczne i multum komentarzy do wszystkiego. To mi starczy. Nie czuję najmniejszej potrzeby zasilania kasy innych korporacji, np. ITI (nie odwiedzam onetu i tvn24.pl) czy Agory (nie odwiedzam gazety.pl).

Troszkę mi żal wszystkich przeciwników, którzy twierdzą, że protest to pewna droga do zaściankowości i ogłupienia. Takie hasła to symptom ogłupienia ludzi, którzy je wygłaszają. Skoro nie widzą żadnej alternatywy dla TVNu, Gazety Wyborczej i Onetu - żal mi ich.

Strasznie, okrutnie mi żal.

Ciemnogrodzianin herbu Pilawa. -----------------------------------------------------------------------------------------

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Polityka