"Fakty" przeczą rzeczywistości? Tym gorzej dla rzeczywistości! Tą małą trawestacją Heglowskiego aforyzmu można byłoby zacząć ten tekst i go skończyć. Zbędne są jakiekolwiek słowa wyjaśnienia. Mediokracja zapanowała nam na dobre, umościła się na tronie i przejęła stery nie tylko faktycznej władzy, ale co ważniejsze - naiwnych, nieświadomych i niewyrobionych serc i dusz ludzkich.
Największe medialne koncerny w Polsce - ITI, Agora, Axel-Springer i Grupa Polsat - mają teraz to, o czym marzyli chociażby polscy romantycy w XIX w. Faktyczną władzę nad umysłami mas ludzkich. Oczywiście nie jest to sztuka dla sztuki. Potęga ta jest co rusz wykorzystywana do osiągania określonych, partykularnych interesów.
Aktualny stan mediokracji w Polsce przypomina odrobinkę monarchię, chociaż lekko rozdrobnioną, to jednak zmierzającą ogólnie w jednym kierunku. I tak jak największą bolączką zwolenników korony jest wizja władcy-nieudacznika, lub wręcz szaleńca, tak ta zasada może zostać całkiem zgrabnie przekalkowana na grunt dyktatury mediów.
Bowiem czy władca musi działać dla dobra kraju, którym rządzi? Jak pokazuje historia - niekoniecznie. Zygmunt III Waza realizując swoje prywatne cele (korona Szwecji, rekatolizacja tego kraju, a potem zemsta na stryju) wciągnął Rzeczpospolitą w niemal stulecie wyniszczających nasz kraj wojen. Podobnie dwaj władcy z dynastii saskiej - August II Mocny i August III - niekoniecznie przejmowali się losami Rzeczpospolitej, a ich głównym celem było zabezpieczenie i powiększenie własnych wpływów w samej Saksonii. Nie kraj i jego rozwój był celem wielu monarchów, a własna kiesa, wielki pałac i stół pełen zamorskich frykasów.
Współczesne media zachowują się podobnie. Sprawują swoją władzę w pierwszej kolejności dla pomnażania własnego majątku i wpływów, a w dalszej - dla realizowania jakiejś abstrakcyjnej idei, najczęściej związanej z kształtowaniem społeczeństwa; prowadzeniem takiej małej i cichej rewolucji światopoglądowej.
Wytarty frazes o "IV władzy" dawno już stracił swoją aktualność. Współcześnie możemy spokojnie mówić o mediach stanowiących "I władzę" - na samym szczycie drabiny, na czubku hierarchicznej piramidy. Jest to związane oczywiście z ewolucją społeczeństwa - w kierunku globalnej wymiany informacji i technologizacji naszego życia. Praktyczne możliwości mediokracji możemy dostrzec już niemal codziennie. Są to zarówno czyny wielkie, jak namaszczenie obecnego premiera Tuska i utrzymywanie notowań jego rządu na bardzo wysokim poziomie, jak też działania mniejszego kalibru, lecz równie istotne - np. przekłamywanie po raz kolejny wypowiedzi Rzecznik Praw Dziecka, pani Sowińskiej, w celu obrzydzenia doszczętnie tej osoby i ułatwienia klubowi PO przepchnięcia ustawy doprowadząjącej do usunięcia jej (w ten czy inny sposób) ze stanowiska.
Problemem nie są wielkie wpływy i możliwości mediów same w sobie, ale to, że współczesna polska mediokracja może bez trudności zostać określona absolutną. Tak jak za zdrowe funkcjonowanie trzech filarów ogółu władzy (ustawodawcza, wykonawcza, sądownicza) odpowiada rozbudowany system hamulców i równowag (z ang. checks and balances), tak media są całkowicie pozostawione z boku, nieograniczone praktycznie niczym.
Wielka, nieograniczona, nieposkromiona władza nigdy nie prowadzi do niczego dobrego. Najlepiej zrozumieli to Amerykanie, którzy bojąc się przerostu potęgi jednej z władz, wprowadzili u siebie nie tylko klasyczny trójpodział, ale poszli dalej - rozdzielili niemal doszczętnie kompetencje trzech władz od siebie, jednocześnie implementując wiele mechanizmów wzajemnego kontrolowania się i hamowania gdyby któryś z filarów zbytnio urósł w siłę kosztem pozostałych. Bo przerost jednej władz oznacza de facto dyktaturę.
Sytuacja w Polsce jest szczególnie zła z tego powodu, że nie mamy w naszym kraju do czynienia z samoregulacją mediów, wynikającą z konkurencji i walki o klienta. Media w innych krajach, np. w USA, reprezentują całe spektrum poglądów, odnoszą się do różnych idei, współzawodniczą ze sobą od ponad pół wieku. Taki CNN jest neutralizowany przez FOXa i vice versa. W Polsce analogiczna sytuacja nie powstała. Dopiero niedawno na rynku pojawiły się nowe tytuły prasowe, próbując przełamać monopol właściwie jednego dziennika. Jak chora była to sytuacja pokazuje przykład radykalnej obniżki cen prasy. Nic dziwnego - gdy mamy do czynienia z monopolem, to podmiot ten będzie wykorzystywał swoją uprzywilejowaną sytuację na wszystkie możliwe sposoby. Kosztem klienta oczywiście.
Rynek telewizyjny wygląda jeszcze gorzej - tu konkurencja jest blokowana od bardzo dawna, faworyzuje się kilka określonych podmiotów, które dominując nie dopuszczają do wytworzenia się chociażby szczątkowego pluralizmu.
Z pewnością nie unikniemy potęgi mediów. Tego procesu nie da się już zatrzymać. Nawet nie jest to wskazane. Za to możemy z jednej strony próbować wpisać media jako kolejną władzę i wkomponować ją w system hamulców i równowag. Z drugiej jednak strony musimy troszczyć się o normalną i uczciwką konkurencję na rynku medialnym.
W szczególności bliskie powinny nam pozostać idee wolnego Internetu - medium najbardziej pluralistycznego, otwartego i najsilniejszego w starciu ze swymi klasycznymi odpowiednikami: prasą, telewizją i radiem. Każdy zamach na wolność Internetu musi spotkać się ze zdecydowanym potępieniem. Tak jak to teraz dzieje się chociażby w Finlandii, w którym to kraju ludzie masowo protestują przeciwko próbą ograniczania wolności słowa i cenzurowania Internetu.
Niemniej jak długo mediokracja będzie absolutna, tak długo nasz kraj będzie pogrążony w głębokiej chorobie. Rzeczywistość już jest taka, jaką została przedstawiona w mediach. Za pomocą tego narzędzia można dowolną osobę wyświęcić, ale także zniszczyć całkowicie. Najgorsze jest to, że można to zrobić poprzez fabrykację "informacji" i "faktów", byle były one zgodne z tezą, którą przyjeliśmy z góry.
Jest w tym coś przerażającego. Spory fragment totalitaryzmu. Kiedyś pewien znany człowiek powiedział: "Dajcie mi człowieka, a paragraf na niego znajdę". Teraz możemy powiedzieć: "Dajcie mi człowieka, a materiał na niego się zrobi".
Straszne jest to tym bardziej, że powyższe rozważania dotyczą jedynie politycznej strony działalności mediów. Gdy dodamy do tego rolę kulturotwórczą, lub raczej kulturodestrukcyjną - opartą na kiczu, komercjalizacji, skandalu i kolorowej papce - otrzymamy już cały obraz. Obraz nędzy, rozpaczy i głębokiej choroby.
Ciemnogrodzianin herbu Pilawa.
-----------------------------------------------------------------------------------------
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka