Te wybory naprawde wiele zmieniły. Nie sądziłem, że to możliwe - a jednak! Widać to na ulicach, w (za przeproszeniem) mediach oraz w Internecie - także (a może właście szczególnie) tutaj, w Salonie24. Zapanowała niezdrowa
stagnacja, zobojętnienie i wycofanie. A z drugiej strony pojawiło się też wiele
frustracji i wręcz agresji.
Uważałem i nadal uważam, że jednym z największych osiągnięć PiSu i przystawek było wzbudzenie dyskusji, ożywienie zaspałego i zrezygnowanego społeczeństwa polskiego. Wyśmiewany wielokrotnie cytat z Rymkiewicza o
ugryzieniu żubra w dupę okazał się być niezwykle trafny. Coś takiego w istocie bowiem nastąpiło, poruszyły się ludzkie umysły, dusze i ciała.
To, że dużą częścią przebudzonego z letargu społeczeństwa kierowała nienawiść do PiSu niewiele zmienia. Chociaż może to brzmieć absurdalnie:
największym osiągnięciem Prawa i Sprawiedliwości było wzburzenie większości społeczeństwa przeciwko sobie. Ano tak. Bo po drodze otwartych zostało wiele szczelnie zamkniętych do tej pory drzwi, wyłamano wiele zamków na umysłach Polaków, wyrzucono sporo fałszywych schematów i dokonano ponownej oceny miejsca Polski w Europie, na świecie.
Przed 2005 rokiem - na ten przykład -
historia była traktowana po macoszemu przez polityków i szeroko rozumiane władze. Dopiero dzięki wysiłkom Prawa i Sprawiedliwości, różnym "rocznicom" obchodzonym z dużą pompą, przywrócono jakieś szczątki zbiorowego patriotyzmu i elementarnej świadomości na temat najważniejszych wydarzeń z historii Polski. Nadal z tym jest oczywiście tragicznie. Przeciętny młodzieniec nie ma pojęcia co to był stan wojenny czy też co wydarzyło się 11 XI 1918 r.
Niemniej grupa ignorantów odrobinę stopniała. Sam słyszałem o organizujących się ludziach, chcących uczcić Święto Niepodległości, na przekór Jarosławowi Kaczyńskiemu, aby niedopuścić do zawłaszczenia sobie tych obchodów przez PiS. Pokraczne i cudaczne to - wiem. Ale dla mnie liczy się efekt, którym było zainteresowanie się przez wielu ludzi czymś, co do tej pory konsekwentnie ignorowali. Nazwijmy to
efektem Gombrowicza - za wielkim wybuchem popularności książek autorstwa tego pisarza, po tym, jak Roman Giertych rozpętał burzę dookoła "Trans-Atlantyku" i "Ferdydurke".
Najważniejszy był jednak
dyskurs - czas
Wielkiej Debaty. Wszyscy zaczęli rozmawiać ze sobą o polityce. Zjawisko to było powszechne do tego stopnia, że stawało się nie tyle nudne, co wręcz odstręczające. Każdy coś miał do powiedzenia na temat Kaczyńskiego, Leppera, Giertycha i wielu innych, barwnych osobistości poprzedniego rządu i ich najnowszych posunięć czy pomysłów. Często "opinie" nosiły znamiona kalek, cytowania artykułów z gazet lub informacji zasłyszanych. Niemniej zjawisko przyniosło też bardzo wiele dobrego w sferze czysto merytorycznej...
...
i tu dochodzimy do Salonu24. Ten serwis jest właściwie dzieckiem Wielkiej Debaty publicznej z lat 2005-2007. Powstał zapewne "na czuja", gdyż jego twórcy założyli, że w Internecie ludzie będą rozmawiać równie chętnie, co w rzeczywistości, lecz o wiele bardziej merytorycznie. No i zaczęło się...
Po wyborach Salon24 zmienił się. Zakończył się okres Wielkiej Debaty. Nastały
czasy Tuska Cudotwórcy, czasy nudy. Kto z Was, drodzy czytelnicy, jest w stanie wymienić wszystkich ministrów obecnego rządu? Sprawdźcie ilu wiceministrów obecnego rządu znacie, a ilu wiceministrów poprzedniego rządu pamiętacie z imienia i nazwiska, względnie twarzy. Mam dziwne przeczucie, że średnie wyniki będą wskazywały jednoznacznie na to, że rządy PiSu "znaliśmy" lepiej.
Co się u nas zmienilo? Jaką (r-)ewolucję przeszedł Salon24?
Po pierwsze, zniknęła duża ilość blogów
politycznych agitatorów, robiących swoim partiom rozgłos przed wyborami. Albo "wypełnili już swoje zadania" i zostali odmeldowani, albo popadli w głęboką rozpacz i postanowili nie pisać nic więcej.
Uwaga powyższa ta dotyczy szczególnie sympatyków
UPRu. Dwóch największych agitatorów na rzecz tej partii:
Prawy KoLiber i
Oszołom Jeden w dziwny sposób zniknęło niedługo po wyborach (odpowiednio: 31 X i 29 X - wedle dat ostatnich postów). Czyżby żal po uzyskaniu żenującej ilości głosów był zbyt duży? A może stwierdzili w końcu, że szkoda na Korwina i jego niewolników czasu? Czego się UPR nie dotknie, jakich wyborów nie spróbuje, to przegra. A praca setek wolontariuszy, zapał, entuzjazm - na marne. Ile takie coś można ciągnąć?
Z drugiej strony są
PiSowcy. I tu kilka pomniejszych, nigdy tak popularnych jak wspomniane wyżej dwa blogi, agitatorów wyparowało. Ale PiS to nie jest partia kanapowo-kawiarniana. To wielka siła, gigantyczna opozycja. Tutaj zwolennicy są stali i twardzi. Nie zniknęli... ale zmienili się. U wielu - szkoda cytować nicki - ton wypowiedzi mocno się zradykalizował. Zaczyna powoli przypominać totalną krytykę, uprawianą jeszcze niedawno przez PO. Słowa może subtelniejsze, faszyzmem i totalitaryzmem nikt nie rzuca, ale ton jest agresywny i napastliwy, nastawiony na zwarcie, konflikt, walkę.
Trzecia grupa, to oczywiście
zwolennicy PO. Ci jakby przycichli, niepewni tego, co Donald im zmaluje. Chwalić teraz trudno - nie ma czego, a potem mogą przeciwnicy wypomnieć, jak jakieś skandale i afery wyjdą na jaw. Lepiej więc być ostrożnym: pisać mało i zachowawczo. O wiele lepiej zająć się innymi tematami niż posunięcia rządu. Można np. pałować się z pobudzonymi PiSowcami.
Jest jeszcze
Krzysztof Leski, który już któryś raz musiał uciec od Salonu, bo nie wytrzymał ataków i podjazdów. Większość osób żałuje, że KL nic nowego nie pisuje. Ja jednak nawet się cieszę. Zbyt często mierne, płytkie i autotematyczne posty tego autora były promowane na SG. Do KL-a nic nie mam, lubię większość jego wpisów, to zarzut raczej do moderatorów. Niemniej dostrzegam tutaj ten pozytyw - jest miejsce dla innych, "niebieskich" tekstów, nierzadko bardzo dobrych.
Tusk rządzi, z TV i Internetu wieje nudą, tematy zastępcze wracają do łask, a Salon24 się zmienia. Jak się zmieni, gdzie podąża ewolucja? Ciekawym jest, bardzo ciekawym. Będę z pewnością tutaj,
obserwował i
czekał...