Rozgorzała dyskusja o wykształciuchach. Ostra, ale i treściwa. Nie ma więc sensu przyłączać się do niej od zera, czyli od definicji podstawowych pojęć, w tym "wykształciucha".
Chciałem tylko dorzucić jeden, mały kamyczek do całego sporu. Mianowicie kwestię tego,
czy wykształciuchowatość jest jakoś związana z wiekiem? A dokładnie rzecz biorąc czy dotyczy ludzi z wykształceniem wyższym, czy dopiero starających się i będących na różnych etapach nauki przed-magisterskiej.
Ostatnio, nie dalej jak tydzień temu, spędzałem miły czas w jednej z kawiarni poznańskich z kilkoma znajomymi. Po pewnym czasie rozmowa przeszła oczywiście na politykę i zbliżające się wybory. Jako, że w Poznaniu "lokomotywą wyborczą" PiSu jest nie kto inny jak
Zyta Gilowska, to i rozmawialiśmy o niej raczej sporo.
Znajomi moi, studenci wyłącznie kierunków
humanistycznych (idealnie po jednej osobie z prawa, socjologii i politologii - tak się jakoś ciekawie dobraliśmy + ja z prawa) to żelazny elektorat Platformy Obywatelskiej. Jedna osoba tylko wahała się i zastanawiała czy nie lepszy od PO jest LiD. Prześcigali się więc w mniej lub bardziej absurdalnych
atakach na politykę gospodarczą rządu Kaczyńskiego i samą Zytę Gilowską. Jako znany w środowisku oszołom (czyli taki, co to wręcz dopuszcza możliwość zagłosowania na PiS) broniłem - tam gdzie uważałem za słuszne - naszej minister finansów. Dyskurs więc przybrał na sile, a oś konfliktu została wyraźnie zarysowana: wszyscy kontra ja, tudzież
wszyscy kontra PiS.
Między jedną, a drugą repliką wymyśliłem sobie niewinny żarcik, a właciwie
teścik dla moich interlokutorów. Pomimo ciężaru gatunkowego spotkanie i cała dyskusja były niezwykle lekkie i sympatyczne, więc małe utarcie nosa było jak najbardziej wskazane :-)
Zaatakowany po raz n-ty, tym razem za ustawę-widmo o reformie finansów publicznych, którą to niby Zyta żyje od urodzenia, westchnąłem bezradnie, rozłożyłem ręce i przyznałem ostatecznie racje znajomym: "No tak, zgadzam się. Kurcze, szkoda tego ministerstwa dla Zyty, to nie to co
Teresa Lubińska, ona to miała głowę i pomysły."
W zamiarze był to mały psztyczek w nos, do rządu
Kazia Marcinkiewicza, tak kochanego teraz przez Platformę. Zastanawiałem się jak moi rozmówcy zareagują na wspomnienie minister, która była wręcz
mentorką Boskiego Kazia. Spodziewałem się właściwie całej gamy reakcji - ale głównie negatywnych.
Rezultat jaki otrzymałem był jednak zupełnie inny. Koledzy zaczeli się ze mną zgadzać i tokować o tym, jak to
za Lubińskiej było dobrze. "To była kobieta z jajem, charyzmatyczna i iteligentna.", "Świetna minister, w końcu mówisz jak człowiek." i tak dalej, aż nie zmieniono szybko tematu.
Byłem
skonsternowany. O co chodzi?! Przecież Lubińska była
powszechnie linczowana dziesięc razy na dobe. Dostawała za wszystko, a w szczególności za swoje liczne idiotyczne decyzje, poglądy i prowincjonalność (Szczecinek?).
Chwilę potem jeden z kolegów spytał: "A z jakiej Lubińska była dokładnie partii?". Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że należała do
Unii Wolności, ale od niedawna jest bezpartyjna i
niezależna (to ostatnie z wyraźną przekorą). To wywołało tylko kolejną falę mlaskania i zgody ze mną, jaka ta Lubińska świetna, że tak krótko dane jej było ministrować, etc.
Całkowite porażenie. Okazało się, że moi znajomi, którzy mogą prześcigać się w krytykowaniu PiSu za
Irasiady,
ręke Merklowej,
Wolskę i
mlaskanie, nie mają zielonego pojęcia o tym, co działo się... 2 lata temu. Ich
pamięć polityczna jest wręcz karłowata.
Instynkty sprowadzone do prostej linii podziału:
swój (PO) = zawsze dobry,
wróg (PiS) = zawsze zły. Wystarczyło mi niewinne postawić jedno, nieznane im bliżej (ale błąkające się gdzieś w pamięci) nazwisko po ich stronie konfliktu, żeby zaczęli chwalić osobę je noszącą pod niebiosa. Bo jak jesteś po ich stronie, to jesteś dobry, inteligentny, wspaniały, mądry i masz dobre serduszko. Jak jesteś po przeciwnej stronie barykady, to
z automatu jesteś oszołom, kretyn, ciemnogród.
To właściwie wszystko.
Wykształciuch istnieje. Nie jest powiązany z wiekiem, nie jest powiązany z wykształceniem, nie jest powiązany z sympatiami politycznymi. Zapewne po stronie PiSu też mamy wykształciuchów.
Ale wykształciuch jest faktem. Ludzie wykształceni nie zawsze niestety stanowią zbór tożsamy z ludźmi inteligentnymi i rozsądnymi.
Jak widać wykształciuchowatość dotknęła także studentów. Kogo jeszcze? Licealistów, gimnazjalistów...?