"Skandal w Watykanie" - grzmią nagłówki gazet w całej Europie. Tylko Polska zajęta swoim bagienkiem traktuje temat po macoszemu, trzymając go lekko z boku. "Wysoki rangą przedstawiciel Kongregacji Duchowieństwa" anonimowo, lecz za pośrednictwem telewizji postanowił dokonać niecodziennego wyjścia z szafy - ogłosił nie tylko, że jest homoseksualistą, ale także stwierdził, iż nie widzi w tym nic złego i grzesznego.
Kościół - ostoja cywilizacji łacińskiej - przeżywa
wielki kryzys. Chwilowa odwilż spowodowana
ekumenicznym pontyfikatem Jana Pawła II już się zakończyła. Zachodnia Europa przeżywa głęboki kryzys wiary, kościoły są puste, pieśni religijne zastępowane są przez
rzewne popowe ballady (kto nie był na mszy np. we Francji, ten nie wie jak żałośnie i kiczowacie to wygląda) a religijne kolendy przez "nieśmiertelne szlagiery" typu White Christmas. Na dodatek księża są
importowani a ludzie coraz łatwiej i chętniej wpadają w sidła
sekt i skrajnych ruchów anty-katolickich.
Homoseksualny dygnitarz watykański jest kolejną bombą, która wybucha głęboko w łonie Kościoła Katolickiego. Poprzednie to liczne przypadki molestowania seksualnego,
pedofilii wręcz, spór o prezerwatywy i ciągle aktualny temat
celibatu, a właściwie jego sensu w XXI wieku. No i homoseksualizm...
Czy stać nas na to, aby stać w miejscu i walczyć o to, w co wierzymy i co uważamy za słuszne i wręcz konieczne do zachowania zdrowego społeczeństwa? Czy Kościół Katolicki jest w stanie poradzić sobie ze zmasowanym atakiem rozlicznych
środowisk reformatorskich, w tym homoseksualnych? Jeden urzędnik watykański już ogłosił, że homoseksualizm jego zdaniem grzechem nie jest. Ilu stoi za nim, w cieniu?
Z jednej więc strony Kościół stoi przed ogólnym
dylematem: brak reform=stopniowa utrata wiernych, czyli wolna śmierć. Z drugiej jednak strony czy modernistyczne zmiany nie spowodują rozwodnienia i rozmaślenia wyznania katolickiego, które stanie się podobną do innych, mainstreamową papką, niezbyt wysublimowaną i średnio atrakcyjną dla kogokolwiek?
Nie wiem co lepsze. Nie mi rozpatrywać tak trudne kwestie. Zapewne teraz myśli i trudzi się nad tym
Benedykt XVI. Szczególnie po ostatnich, homoseksualnych zajściach, praktycznie zaraz za progiem jego drzwi.
Lecz Kościół to tylko jeden z elementów rzeczywistości, który zdaje się uginać i łamać pod naporem szeroko rozumianej "
nowoczesności". I jeżeli mogę dodać: kiczowatej, nijakiej, mainstreamowej, konsumpcyjnej i bezmózgo-wykształciuchowatej "nowoczesności".
Partia Konserwatywna w Wielkiej Brytanii inkorporowała do swojego logotypu zielone drzewko - symbol pro-ekologizmu tej partii, czyli widoczny ruch w lewo. Konserwatyzm francuski, symbolizowany przez
Sarkozy'ego, polega właściwie tylko na większym niż u socjalistów poparciu kapitalizmu i wolnego rynku. W sprawach społecznych różnice prawica-lewica we Francji właściwie nie istnieją.
Chadeckie partie niemieckie to już bardziej centro-lewica niż jakakolwiek prawica. Nawet w USA
Partia Republikańska, ledwo dysząc, sięga po retorykę lewicową - przykładem słynny gubernator Kalifornii, tak popularny tylko dlatego, że Republikaninem jest tylko z nazwy. No i nieuznawana frakcja
Log Cabin Republicans (Republikanie-homoseksualiści), zdobywająca coraz większe poparcie...
Myśl konserwatywna umiera? Ostoja konserwatyzmu - Kościół -
umiera?
Skoro tak, to co dostajemy w zamian? Kulturę XXI wieku. Kulturę, w dominuje kicz, skandal i nijakość. Kulturę, w której młodzież nie zna podstawowych faktów historycznych, nie potrafi zidentyfikować największych dzieł muzyki klasycznej (ale odróżnia w mig łupaninę techno od house czy trance). Społeczeństwo, które z wypiekami na twarzy śledzi losy
Dody-Elektrody i przeżywa zbiorowy orgazm przy "
M jak Magda M.". Nowoczesność tworzy ludzi, którzy bez zająknięcia się mogą w nieskończoność powtarzać "Wolę pijanego trzy razy Kwaśniewskiego niż trzeźwego Kaczyńskiego".
Współcześnie kształtuje się "elity", które martwią się tylko o swoje cztery litery, żeby dom był duży a pieniędzy na koncie sporo.
Elitka taka, wykształciuchowska, równać się nie może ze swoją odpowiedniczką chociażby w latach 20 ubiegłego wieku. Wtedy ludzie sami organizowali się, działali w myśl zasad pozytywistycznych, uczestniczyli w życiu swej małej i dużej społeczności. Wielcy przedsiębiorcy byli mecenasami sztuki, filantropami, organizatorami życia w mieście i na wsi. Działali na własną korzyść, ale pamiętali także, że na ich barkach spoczywa także społeczne brzemie!
Świat się zmienia. Odchodzi to co znamy, to co dla niektórych jest najważniejsze. Kościół, tradycja, historia, różnorodność... Ustępują miejsca kosmopolityzmowi, samowolce, rozpasaniu seksualnemu, braku odpowiedzialności za własne czyny, pogardzie.
Europa staje się słaba, rozwadnia się w swojej ciepło-kluchowatości, zapomina o swej tożsamości. Niektórzy zapomnieli, że świat nie jest różowy. Na europejskiego króliczka czeka już stado wilków - Rosja, żelazną ręką rządzona przez Putina; Chiny, które z chęcią utopiłyby nas wszystkich w morzu swej tandety; fundamentalni muzułmanie, którzy nienawidzą nas właściwie za wszystko.
Przegramy i znikniemy? Zgodnie z nieubłaganym prawem darwinizmu, że osobnik słaby i zdegenerowany prędzej czy później pada łupem zwinnego i gotowego do ataku drapieżnika?