Ciemnogrodzianin Ciemnogrodzianin
390
BLOG

Bezstresowe wychowanie - kazus

Ciemnogrodzianin Ciemnogrodzianin Polityka Obserwuj notkę 19

"Klaps? Gdzieżby znowu! Dzieci nie można bić! To przecież przemoc w rodzinie - my normalną rodziną być chcemy i dzieci bić nie będziemy!" - podobny do tego komentarz był przeze mnie wysłuchiwany już kilkanaście razy. Zawsze oczywiście w związku z mniej lub bardziej zażartą dyskusją o wychowywaniu dzieci. 

Jako, że sam dopiero studentem jestem i wychowanie dzieci leży dopiero przede mną, to ograniczę własne wynurzenia w temacie i zaprezentuje kazus z życia wzięty. Więcej - z życia mojej rodziny. Tak więc zapraszam przed monitor i życzę dobrej zabawy, szczególnie zwolennikom tzw. bezstresowego wychowania.

BEZSTRESOWA MAGDA 

Młode małżeństwo, Kinga i Damian, zdecydowali się w końcu na dziecko. Uznali, że nadszedł czas - oboje wszakże byli już po studiach, pracowali (i byli pewni, że to się nie zmieni) i zarabiali dosyć dużo. Ot, zwyczajny przypadek kolejnej rodziny zasilającej nową, polską klasę (lekko powyżej) średnią.

Urodziła im się piękna dziewczynka, którą nazwali Magda. Dziecko to stało się ofiarą czegoś, co współcześnie nazywa się bezstresowym wychowaniem. Bo tak właśnie postanowili wychowywać córkę Damian z Kingą. Co ciekawe największym zwolennikiem tej metody okazał się ojciec dziecka, który twierdził, iż na swoją 'kochaną córusię' w życiu nie krzyknie, nie mówiąc już o jakimkolwiek 'karaniu cielesnym' - nigdy przez gardło nie przechodził mu nawet wyraz 'klaps'. A jeżeli już, to z największą odrazą i obrzydzeniem.

Madzia rosła zdrowo, bez żadnych problemów. Bez problemów więc starali się wychować ją rodzice. Gdy tylko dziecko czegoś chciało, to natychmiast rodzice przybiegali i kupowali/załatwiali. Mogli sobie na taką zabawę pozwolić, bo na brak pieniędzy nie narzekali.

Magda nigdy nie była zostawiana sama - zawsze znajdowały się w pobliżu 'gotowe na wszystko' nianie, a w krytycznym wypadkach dziadkowe. Ale z tymi ostatnimi Magda nie miała zbyt wiele kontaktu. Rodzice izolowali dziewczynkę od 'starych pryków', którzy w trakcie opieki wprowadzali własne porządki i niszczyli budowany starannie schemat bezstresowego wychowania.

Tymczasem Magda okazała się być trudnym dzieckiem (ciekawe dlaczego?). Była nad wyraz niespokojna, nie potrafiła się skupić, zmieniała zabawki jak przysłowiowe rękawiczki, stare rzucając bezceremonialnie do kosza. Gdy ktoś chciał ją do czegoś 'zmusić' (np. dziadek, prosząc aby posprzątała wysypaną przez siebie z doniczki ziemię) reagowała histerią - płaczem, tupaniem i zamykaniem się w najodleglejszym pokoju.

Jednak na tym etapie nikt nie panikował. W końcu czego się spodziewać po 6-latce? "Jest mała, chimeryczna, ale z tego wyrośnie" mówili sobie dziadkowie, chociaż dziewczynkę i jej ekscesy podziwiać mogli tylko średnio dwa razy na miesiąc, bo na tyle zgadzali się rodzice. Jednak z czasem Magda z dziadkami przebywała coraz częściej i swoje wizyty bardzo lubiła. Bo wiadomo, od babci zawsze coś dobrego się dostanie - do jedzenia, do obejrzenia, do pogrania. Dziadkowie zawsze wnuczęta rozpieszczać będą, nieprawdaż? Powstała więc jakaś rudymentarna więź na pokoleniowej linii.

Sytuacja jednak pogorszyła się drastycznie w 10 roku życia Magdy, czyli wtedy, gdy proces socjalizacji szkolnej wszedł w najpoważniejszą fazę. Dziewczynka została zapisana do lokalnego zespołu pieśni i tańca, bo wyglądało na to, iż posiada w tym zakresie pewne talenta. 

I nadszedł jeden piękny dzień, gdy rodzice nie mogli odwieźć Magdy na taneczne próby. Więc poprosili o to dziadków, jakżeby inaczej. Niestety to był jeden z większych błędów ich życia i linii wychowania Magdy.

Babcia owszem, z chęcią Magdę zawiozła. Jakże mogła zrezygnować z takiej okazji, żeby jeszcze bliżej poznać wnuczkę i jej koleżanki. Jakie było jej zdziwienie, gdy po wejściu na korytarz sali do Magdy podbiegły jej koleżanki i - całkowicie ignorując obecność babci - naciągnęły dziewczynce czapkę na oczy i zaczęły ją popychać.

Oburzona babcia chciała zainterweniować (bo to młoda babcia była, tak po prawdzie). Ale zobaczyła, że Magda się jakoś lekko śmieję. Więc spasowała. "Może tu takie końskie obyczaje po prostu?" pomyślała. Niestety, nie wiedziała jak bardzo się myli.

Odprowadziła więc babcia wnuczkę do przebieralni, dokąd weszła z nią, aby przekazać jej torbę z ciuchami na zmianę. Ale zanim zdążyła to zrobić jej oczom ukazała się iście piekielna scena. Okazało się, że ktoś z poprzedniej grupy dziewcząt zapomniał zabrać swoich ciuchów, które wisiały na wieszaczku. Koleżanki, a wraz z nimi Magda, natychmiast zerwały te ciuchy, zaczęły krzyczeć "Śmierdziele! Śmierdziele!" i rozpoczęły zabawę, która polegała na 2 rzeczach: jedne dziewczynki wpychały nieswoje ciuchy na głowy innym dziewczynkom, a inne zaczęły ciuchami wycierać ziemie, używając do tego oczywiście nóg.

Babcię po prostu zamurowało. Stąd jej opóźniona reakcja. Nie krzyczała, ale stanowczo rozkazała im przestać a następnie odłożyć ciuchy do specjalnego koszyczka. Wtrąciła też retoryczne zapytanie "Jak tak można traktować własność innej dziewczynki?", które oczywiście pozostało bez reakcji.

Dziewczynki były skonsternowane. Spoglądały na babcię Magdy z niedowierzaniem, jakby ich mózgi jeszcze przetwarzały informację: czy to był rozkaz??? Tak, to było polecenie osoby dorosłej. Więc z wielkim ociąganiem, łypiąc wrogo oczyma, odniosły ciuchy do koszyczka.

Babcia lekko zła, pożegnała się z wnuczką, odwróciła i skierowała swe kroki ku wyjściu. Po kilku metrach zatrzymał ją piskliwy rechot kilku małych gardeł. Okazało się, że Magda zaczęła - ku uciesze koleżanek - stroić do babcinych pleców miny i wywalać język.  

Reakcja babci była chłodna, acz przykra - odpowiedziała po prostu, że spotkała ją wielka przykrość i z tego powodu Magda nie powinna liczyć na to, iż ją jeszcze kiedyś podwiezie gdziekolwiek, skoro spotyka się z taką wdzięcznością. Spowodowało to kolejną falę wesołości dziewczynek. 

Dziadkowie, skonsultowawszy się ze sobą, postanowili zawiadomić o tym incydencie rodziców Magdy. Ich reakcja była następująca: "Robicie z igły widły! Wy jesteście starzy, nie podążacie za czasem, nie wiecie jak to teraz jest. Nie wychowujcie dzieci za nas!"

I dziadkowie postanowili się już nie wtrącać. Może Magda z tego wyrośnie. A może nie. Może wejdzie bez zmiany charakteru w wiek dojrzewania. Wtedy dopiero da popalić rodzicom. To chyba wystarczająca sankcja.

FIN

Morał?

Ja mogę wyskrobać jeden:
-> bezstresowe wychowanie = bezszacunkowe wychowanie, w stosunku do rzeczy, jak i do ludzi; to wychowanie pasożytów, pozbawionych nawet cienia empatii.

 

 

 

Ciemnogrodzianin herbu Pilawa. -----------------------------------------------------------------------------------------

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (19)

Inne tematy w dziale Polityka