Homofobia. Niewiele słówek w historii naszego (?) języka zrobiło tak zawrotną karierę jak właśnie to przez kilka ostatnich lat. Słyszał o nim praktycznie każdy, kto ma chociaż przejściowy kontakt z gazetami, telewizją, radiem czy chociażby innymi ludźmi.
Zagnieździło się w naszej polskiej mowie, a przez nią i w umysłach Polaków. Praktycznie do codziennego słownika weszło niczym w przysłowiowe masło. Jest proste, dosyć dźwięczne i brzmi nawet znajomo - jak chociażby homofonia. Jako słówko może być ono przekształcane na rozmaite sposoby. I tak możemy utworzyć
homofoba, czyli osobę, czy
homofobiczny jako przymiotnik.
Lecz czym jest owa homofobia, że wywołuje tyle emocji, tyle wrażeń i tyle sporów? Bez sięgania do źródeł każdy Polak - na wyczucie - powiąże automatycznie końcówkę
-fobia z jakimś rodzajem
choroby psychicznej, polegającej na strachu. Przed czym? Przed 'homo', czyli homoseksualistami. Radzi się nie mylić z homo-ludźmi, od homo sapiens, bo to może kogoś zdenerwować.
Także skojarzenie przeciętnego człowieka jest automatycznie jedno: homofob = człowiek chory, nadający się natychmiast do "psychiatryka", albo co najmniej na jakąś terapię.
Jak jest w rzeczywistości? Może warto poszukać tutaj prawdziwego znaczenia słówka homofob, dzięki czemu rozświetli się otaczający nas mrok znaczeniowy. Zaczniemy oczywiście od największego źródła niepotrzebnej i nieprecyzyjnej wiedzy na świecie, czyli od
Wikipedii:
Homofobia (od słów "homoseksualizm" i "fobia") - lęk przed zetknięciem się z osobami o orientacji homoseksualnej, wstręt, niechęć, nienawiść wobec osób o orientacji homoseksualnej lub potępianie takich osób z powodu ich orientacji.
Jest to definicja opracowana przez szarego człowieka. Nie ma nawet najmniejszej cechy autentyczności czy wiarygodności. Więc formalnie ją ominiemy, aczkolwiek jej treść przyda się do zrozumienia całości problemu homofobii.
Dalej, możemy się dowiedzieć, że
Parlament Europejski (sic!) wysmażył w 2006 r. rezolucję "w sprawie homofobii w Europie", w której to
postarał się zdefiniować to zjawisko, a wyszło mu to tak:
[Homofobia to] nieuzasadniony lęk i niechęć wobec homoseksualizmu oraz osób homoseksualnych, biseksualnych i transseksualnych, oparte na uprzedzeniach podobnie jak rasizm, ksenofobia, antysemityzm i seksizm (...)
Jednak PE to organ polityczny, pochodzący z wyborów. I chyba nic więcej mówić nie trzeba, żeby stwierdzić, iż to stanowisko też jest dla nas bezużyteczne, ale wielce interesujące.
Idziemy dalej, idziemy dalej... O! Jest coś w końcu! Informacja, że "Homofobia rozumiana jako psychopatologia, tak jak setki innych partykularnych fobii nie ma określonego kodu w międzynarodowych klasyfikacjach chorób i problemów zdrowotnych ICD-10
Światowej Organizacji Zdrowia i DSM-IV
Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego".
Voila! W końcu jakieś wyspecjalizowane organizacje, które mają autorytet interesującej nas dziedzinie. I obie wyraźnie nie wskazują na istnienie homofobii jako choroby. Nie ma kodu w WHO, ergo nie istnieje taka choroba. Proste jak drut. Analogicznie jak nie ma choroby o nazwie urudungung. Jeżeli ktoś nie wierzy, to najlepiej jest sprawdzić w źródłach WHO.
Chyba więc widzimy już
światełko w tunelu, za którym możemy podążyć. A światełko to jest prostym, logicznym i oczywistym wnioskiem: homofobia to pojęcie czysto polityczne. Na dodatek pejoratywne. Jest to ni mniej, ni więcej odpowiednik "
lewaka" w ustach konserwatysty czy "
katoprawicy" w umyśle lewicowca. Jest sprytnym
narzędziem walki politycznej, skierowanym przeciwko ludziom niepopierającym lobby homoseksualnego.
Homofob to
etykietka, którą przypina się pod imieniem wroga. Ale jednocześnie broń, która owego wroga ma
zniszczyć. Wystarczy teraz wrócić i jeszcze raz przeczytać definicję homofobii zaproponowaną przez PE. Hmm, czy próba podciągnięca homofobii pod rasizm nie jest wiele mówiąca?
Bo przecież homofob jest skuteczniejsze niż "osoba niechętna homoseksualistom". A do tego się sprowadza sedno problemu.
Przykład? Ostatnio w rozmowie z jedną osobą stwierdziłem, że nie chciałbym, aby w Polskich szkołach pojawiały się jakiekolwiek ślady indoktrynacji z jakiejkolwiek strony, w tym ze strony lobby homoseksualnego. Zostałem natychmiast nazwany homofobem. I poczułem się urażony, bo moja rozmówczyni zasugerowała mi chorobę psychiczną.
Tak więc pozostaje mi się uśmiechnąć lekko i wykrzyknąć: STOP 'HOMOFOBII'!