Wczoraj, wraz z podtrzymaniem przez Polskę weta wobec porozumienia UE-Rosja, otworzył się kolejny rozdział konfliktu pt. "Polska kontra reszta świata". Walczymy oczywiście o nasz interes narodowy, bo czyż nie jest nim likwidacja embarga na przysłowiowe "polskie mięso" do Rosji? Wykorzystujemy oczywiście wszystkie możliwe środki, żeby problem ten rozwiązać po naszej myśli. No i naciskamy na UE, której obowiązkiem jest pracowanie nad rozwiązaniem tego sporu.
Ale czy przypadkiem tego typu działania z gatunku "machamy szabelką" nie są równoważone innymi, które miałyby stonować wierunek Rzeplitej w Europie i na świecie? Pokazać nas z wielu innych pozytywnych stron, jako kraj iście europejski, acz walczący o swe dobro.
Nasz aktualny wizerunek w Europie nie jest dobry. Nie jest tajemnicą, że "zachodnie" media mają na ogół profil centrolewicowy, więc walą w obecny rząd ile mogą, bo przecież nie mają żadnego interesu, żeby nas popierać, a dobrego newsa nigdy nie za wiele. Nie mamy też zbyt dobrej pozycji politycznej. Przeciętny europejski decydent na ogół bezkrytycznie łyka medialną papkę i traktuje polskich polityków rządzących niczym trędowatych, co to są niewolnikami bliźniaków katofaszystów. Do tego dorzucimy jeszcze szereg wystąpień samych Polaków w mediach zachodnich, którzy obiektywizmem nie grzeszą, ale za to ładnie i ostro krytykują polski rząd.
Przy takiej mieszance nie ma się co dziwić, że Parlament Europejski hurtem produkuje różnej maści uchwały potępiające nas za wszystkie możliwe zbrodnie przeciwko demokracji - od rasizmu, przez homofobie po faszyzm.
Co w tym kontekście robi Polska i nasz MSZ? Dalej macha szabelką. Budujemy sobie reputację kraju, który jest wiecznie na "nie" - np. nie dla porozumienia UE-Rosja czy nie dla tzw. konstytucji europejskiej.
I w tym miejscu można byłoby stanąć na chwilę i zastanowić się poważnie. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że Konstytucja dla Europy zostanie niedługo wskrzeszona. Lobbuje za tym Angela Merkel, a ostatnio o przyjęciu nowej wersji traktatu mówił wiele nowy prezydent Francji - Nicolas Sarkozy.
Polska musi się pogodzić z tym, że możemy się boczyć na konstytucję europejską, odganiać ją od siebie, ale prędzej czy później będziemy musieli ją ratyfikować. Jeżeli nie zrobimy tego sami, to zostaniemy do tego mniej lub bardziej dyplomatycznie przymuszeni. Ponadto nie ma się co łudzić, ale system liczenia głosów z Nicei (albo śmierci) zostanie raz na zawsze wyrzucony do śmietnika, a przyjęty system konstytucyjny będzie niekorzystny dla Polski.
Czyli Konstytucji dla Europy nie unikniemy... A jak mówi stare przysłowie angielskie - "Can't beat them? Join them!" Cóż takiego mamy do stracenia? Korzystny system głosów? I tak go stracimy, jeżeli w kreowaniu nowej konstytucji zostaniemy z własnej woli na bocznym torze.
Gdyby Polska w tym momencie zmieniła swoje podejście do Konstytucji dla Europy i nawiązała bezpośrednie porozumienie w tym względzie z Niemcami i Francją, to moglibyśmy wiele zyskać. Zarówno Merkel jak Sarkozy to politycy, którzy są
aktualnie Polsce dosyć przychylni. Moglibyśmy wspólnie zaangażować się w prace
nad nowym traktatem konstytucyjnym.
Ba! Do jakiejś komisji ekspertów (Konwent europejski 2?) moglibyśmy nawet zaproponować samego Aleksandra Kwaśniewskiego, co pokazałoby, iż PiS w sprawach polityki zagranicznej jest ponad politycznymi podziałami, a jednocześnie zneutralizowałoby ex-prezydenta w krajowej działalności politycznej.
Nawet jeżeli prace nad nowym traktatem zakończyłyby się fiaskiem, to Polska mogłaby dumnie prezentować stanowisko jakie zajmowała, eksponować to, że staraliśmy się aktywnie budować przyszłość UE, że jesteśmy także konstruktorami, a nie tylko "rewanżystami" zapatrzonymi w przeszłość.
Ponadto przewodniczenie (obok Niemiec i Francji?) w pracach i lobbowaniu na rzecz traktatu konstytucyjnego wepchnęłoby nas niejako automatycznie do pierwszej ligi państw UE. Sama ranga problemu - konstytucja - jest tutaj tego gwarantem.
No i wreszczie, pracując samemu aktywnie nad Konstytucją dla Europy moglibyśmy nadać jej kształt bardziej przychylny nam w innych dziedzinach. Przykładem może być chociażby preambuła, która także z naszej strony była odbierana bardzo negatywnie. A mamy wiele do zaoferowania, chociażby preambułę z naszej Konstytucji jako wzór - jest ona uznawana powszechnie za jedną z najlepszych na świecie, acz lekko rozwlekłą.
To jest oczywiście idealistyczne założenie, które wymaga wielu działań i do tego skutecznych. Nie byłby to także projekt łatwy ze względów polityki krajowej. Wydaję się, że PiS bałby się tak jawnie stanąć po stronie "konstytucyjnej", obawiając się utraty poparcia części swojego betonowego elektoratu.
Jednak tak, czy siak, mam wrażenie, że taka możliwość istnieje. Polska mogłaby z niej skorzystać. I gdyby to uczyniła, to tylko byśmy na tym zyskali.
W końcu UE nie jest idealna, ale alternatywy dla nas raczej nie ma. Więc zamiast buntować się przeciwko wszystkiemu co w UE złe, może lepiej samemu zabrać się za jej reformę, aby było odrobinę lepiej?
Ciemnogrodzianin herbu Pilawa.
-----------------------------------------------------------------------------------------
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka