Zjawisko z jakim w ostatnim czasie musimy się zmagać, a które ochoczo zasponsorowało nam Prawo i Sprawiedliwość, po wcześniejszej debacie, a dzisiejszej prezentacji kandydata na premiera rządu fachowców, przybiera co raz to ciekawszy obraz. Wszyscy, a może się mylę i tylko znaczna część z głęboko osadzonych przez siebie pozycji różnej maści redaktorów, publicystów, dziennikarzy, komentatorów, blogerów i oczywiście polityków - całą tą pisowską taktyczno-teatralną potańcówkę z rządem, starają się w gruncie rzeczy przedstawiać jako faktyczny ruch mający w niedalekiej przyszłości zrzucić z politycznej szachownicy naszego jakże umiłowanego premiera. Naiwność ci to wysokich lotów sądzę. Jeżeli przy ostatnich wyczynach Prawa i Sprawiedliwości uwzględnimy jednak także daleką przeszłość, to nie da się obejść bez wrażenia, że coś tu jest nie do końca takie proste i łatwe jak mogłoby się wydawać. Bo czy Kaczyński, z tym co za nim, a co szkaradne i paskudne, aby na pewno posiada arsenał, którym jest wstanie w tej niedalekiej przyszłości powalić Tuska? Pozbierawszy wszystko do kupy jestem skłonny stwierdzić, że to wszystko co serwuje nam Pan Prezes, to zaledwie początek rozgrywania polityki na fundamencie łacińskiej sentencji
adhibe rationem difficultatibus - w trudnościach odwołuj się do rozumu.
Myślę, że ostatnie zagrywki Jarosława Kaczyńskiego, bo tak je trzeba nazwać - zagrywkami, czego nikt chyba jeszcze w ten sposób nie opisał, są bardziej początkiem wielkiej kampanii przygotowującej PiS do przejęcia władzy w 2015 roku, niż próbą stanięcia w narożniku do walki z mocno przecież panującym dzisiaj na ringu Donaldem Tuskiem. PiS został przecież przez ostatnie pięć lat tak solidnie zbombardowany przez speców od marketingu politycznego Platformy Obywatelskiej, że nie ma nawet co marzyć o tym, by w krótkim odstępie czasu - nawet przy wszelkich aferach uderzających w szefa rządu - mogło przejąć władzę. I dlatego śmiem jednak wyczuwać tutaj tylko i wyłącznie dalekosiężną taktykę na zerwanie z siebie maski jaką spece od PR-u PRM umiejętnie założyli na PiS-u twarz. Wiemy, że owa maska, to odium, którego PiS jeżeli się umiejętnie nie pozbędzie w najbliższych latach, to prędzej do 2015 roku skończy na politycznym marginesie, niż będzie miało realna szansę na przejęcie władzy. Kaczyński przedstawił już wcześniej nowej jakości debatę w polityce, a dzisiaj kolej na nietypowe, acz trafne merytorycznie rozwiązanie. Przedstawienie kandydatury prof. Glińskiego doskonale sugeruje kompletny brak zainteresowania PiS-u przejęciem władzy tylko dla niej samej. Taki ruch uwiarygadnia Kaczyńskiego, jako prawdziwie rzetelnego w misji naprawy stanu państwa. Dzisiaj tylko ewentualnie hipotezami można zarzucać mu, że rwie się do stołka i o nic więcej mu nie chodzi. Przewiduję, że to dopiero początek całej masy niespotykanych wcześniej w polskiej polityce zagrań, ruchów i propozycji ze strony opozycji. Wiemy przecież, że totem koalicyjny jest tak solidnie zakopany, że dopóki na przestrzeni czasu nie przekona się wyborców większą ilością prawdziwie rzeczowych argumentów, to tego totemu żadna siła nie przewróci, a do walki z rządzącym dzisiaj pijarowskim Goliatem nie ma co stawać. PiS dziś wraca do taktyki pozapartyjnego premiera chyba tylko dlatego, że w 2015 roku właśnie, będzie potrzebował dwóch kandydatów do przejęcia sterów w naszym kraju. Prof. Gliński, to ktoś, kto na przestrzeni następnych trzech lat, wydaje mi się, ma zostać wyborcom zaaplikowany jako rzetelny, solidny i rzeczowy kandydat na premiera. Jeżeli to Kaczyńskiemu się uda, to sam Kaczyński będzie mógł wtedy stanąć do walki o prezydenturę w 2015 roku i cały ten hipotetyczny scenariusz się dopełni. Jeśli Prawo i Sprawiedliwość w ciągu najbliższych trzech lat będzie potrafiło utrzymać na nogach ten pozytywny wizerunek jaki od pewnego czasu buduje, to przy całej katastrofalnie dzisiaj wyglądającej platformerskiej lalce Barbie będzie miało możliwość pokusić się na tak upragniony wszakże przez nich scenariusz węgierski. Partia rządząca oraz pijarowscy rycerze Tuska muszą się przygotować na batalię o jakiej jeszcze pół roku temu nawet nie mogli śnić w swoich najbrzydszych koszmarach. Także, drodzy czytelnicy, myślę, że czas usiąść wygodnie, okiełznać wiadro z popcornem i czekać w spokojności na bój o standardzie jakiego nie przyszło nam dotąd spotkać. Pozostaje także nadzieja, że Platforma Obywatelska nie zepsuje nam tego ewentualnego widowiska jakimś szybkim ciosem poniżej pasa, w których wiadomo, że się specjalizuje od dawien dawna.