Czas na ostatnią odsłonę mojego małego rankingu oceniającego znakomitość spektakli „Teatru telewizji” oferowanych nam przez platformę TVP VOD. Niemal wszystkie są niemal tak samo wybitne, wszystkie można uznać za arcydzieła. I choć moja subiektywność odgrywa jakąś rolę w ułożeniu listy z nimi, to myślę, że nie na tyle dużą, bym jakoś szczególnie się w swym wyborze mylił. W tej porcji wyśmienitych dzieł teatralnych znajdują się adaptacje, które do końca życia będą dla mnie absolutnym wzorcem tego, co w teatrze powinno określać się absolutnym mistrzostwem. Tytuły z poprzedniego zestawienia podziwiam szczególnie, ale te z poniższego wywarły na mnie znacznie większe wrażenie. Zapraszam zatem do czytania i zapewniam, że odmówić sobie tego, co poniżej, byłoby marnowaniem czasu na brak kontaktu z wielką kulturą.
Eryk XIV#5
- Reżyseria:
- Maciej Prus
- Scenografia:
- Zdzisława Dziedzic
- Gatunek:
- dramat
- Rok:
- 1972
Obsada: Henryk Talar, Wojciech Standełło, Bolesław Idziak, Jan Szulc
Dwie rzeczy przykuwają wyjątkową uwagę w tym klimatycznym spektaklu. Pierwszą z nich jest rola Henryka Talara, a konkretniej fantastycznie wyuczone u niego kwestie i kunszt z jakim nadaje im życia. Drugą scenografia ograniczona do niewielkiej przestrzeni, co pozwala w trakcie oglądania niemal odczuwać swą obecność pod sceną. Wraz z tym fantastyczna praca kamer oraz niewielka ilość światła ostatecznie powodują, że tak celnie skonstruowana aranżacja sztuki Augusta Strindberga jako widowisko zostaje wyniesiona na same szczyty. Zdecydowanie w dziele Macieje Prusa mamy do czynienia z typem telewizyjnego spektaklu w maksymalnie teatralnej formie. Jego wątki nie przestają trzymać w napięciu. Kolejne dialogi czy monologi potrafią hipnotyzować. Perfekcji aktora odgrywającego główną rolę, dotrzymują kroku pozostali aktorzy. Wszystko uzupełnia umiejętnie wytworzona aura mrocznego klimatu, dzięki któremu dramaturgia całości tym bardziej działa na zmysły widza. Jeśli chcesz wiedzieć po czym poznać, że spektakl należy do wybitnych, „Eryk XIV” jest idealnym materiałem do tego, by się tego dowiedzieć.
Oglądaj >
Wywiad z Ballmeyerem#4
- Reżyseria:
- Andrzej Wajda
- Scenografia:
- Jan Banucha
- Gatunek:
- dramat
- Rok:
- 1962
Obsada: Gustaw Holoubek, Władysław Krasnowiecki, Beata Tyszkiewicz
Za każdym razem, gdy przypomina mi się „Wywiad z Ballmeyerem” Wajdy, nie mogę nie westchnąć nad absolutną genialnością Władysława Krasnowieckiego. Kiedy wiemy, że talent Gustawa Holoubka nie może nas zawieść i wydaje nam się, że w sztuce będzie odgrywał pierwsze skrzypce, zupełnie znienacka forma z jaką Władysław Krasnowiecki wypowiada przydzielone mu kwestie po prostu powala na kolana. Co jeszcze bardziej niebywałe, rola Ballmeyera w tej aranżacji ogranicza się właściwie do niczego po za głosem. Nie przewidziano w niej miejsca na nic więcej. Odgrywający tytułową postać przez cały spektakl po prostu siedzi. Jego twarz pokazana jest może dwa, może trzy razy, na ogół nie dłużej niż kilkadziesiąt sekund. Ale to, jak samym tylko tembrem głosu, idealnym akcentowaniem kolejno wypowiadanych zdań, Krasnowiecki kreuje odgrywanego przez siebie bohatera, jest czymś niemal trudnym do uwierzenia. Portret psychologiczny odgrywanej przez siebie postaci jaki tworzy swym talentem, budzi rzeczywistą grozę. Naprawdę są chwile, w których można się szczerze przerazić. Sztuka w chwilach wywiadu, nie ma w sobie żadnych typowych dla teatru cech jeśli chodzi o scenografię. Ot, jakieś ciasne pomieszczenie, którego trudno byłoby nawet opisać oraz dwie postaci. Dobór dwójki głównych aktorów do tej sztuki przez Wajdę zdecydowanie trzeba uznać za tak samo genialne jak genialne było to, co w tym dziele wykreował Krasnowiecki. Ten niedługi, bo nieco ponad czterdziestominutowy okaz geniuszu, wrył mi się w pamięć tak sowicie, że wystarczyłoby za mną krzyknąć „Ballmeyer!” i w odruchu najpewniej wykrzyczałbym „Niebywałe!”.
Oglądaj >
Dziady (fragmenty)#3
- Reżyseria:
- Adam Hanuszkiewicz
- Scenografia:
- Krzysztof Pankiewicz
- Gatunek:
- dramat
- Rok:
- 1959
Obsada: Adam Hanuszkiewicz, Wojciech Brydziński, Władysław Krasnowiecki, Jan Świderski
Wielkie dzieło Mickiewicza w aranżacji teatralnej Adama Hanuszkiewicza, to przedstawienie zachwycające przede wszystkim wszechobecną atmosferą ponurej grozy. Nie tylko w scenach odprawianych obrzędów postarano się, by nie opuszczało widza poczucie uczestnictwa w seansie spirytystycznym, ale także w pozostałych zadbano o to, by miały w sobie coś o podobnym nastroju. Wypowiadane nienachalnie kwestie są ciekawym uzupełnieniem niemal onirycznej formy całego spektaklu. Ten wyjątkowy klimat stanowi o szczególnej wyjątkowości hanuszkiewiczowskich „Dziadów”, której trudno nie docenić. Sam Hanuszkiewicz odgrywający postać Konrada, zdecydowanie okazuje się w nich najlepszym okazem teatralnego kunsztu. Warto obejrzeć ten spektakl choćby tylko dla jego niebywałego mistrzostwa. To właśnie Hanuszkiewicz sprawia, że nawet niekompletna wersja jego sztuki, wciąż jest czymś dalece fascynującym. Pochłaniający widza swym monologiem, w pamięci wyprzedza wszystko inne. Szkoda by było to wszystko zlekceważyć.
Oglądaj >
Martwe dusze#2
- Reżyseria:
- Zygmunt Hübner
- Scenografia:
- Xymena Zaniewska, Kosa Gustkiewicz
- Gatunek:
- komedia
- Rok:
- 1969
Obsada: Tadeusz Łomnicki. Tadeusz Fijewski, Irena Horecka, Zdzisław Mrożewski, Mieczysław Czechowicz, Zdzisław Maklakiewicz
Jeśli istnieje lepszy spektakl telewizyjny w reżyserii Zygmunta Hübnera, niż jego „Martwe dusze” na podstawie powieści Gogola, to by znaczyło, że nie był on człowiekiem. Oczywiście w tym arcy-genialnym dziele obłędny popis aktorstwa wszystkich w zasadzie odgrywanych w nich ról, od pierwszo po czwartoplanowych, robi swoje. Ale to jednak trzeba stworzyć. Aktorami pokierować, wydobyć z nich maksimum geniuszu jaki w sobie kryją. To, co w tej kwestii wyczynia się przed oczami widza śledzącego kolejne akty tej fenomenalnej sztuki przechodzi ludzkie pojęcie. Nie trudno odnieść wrażenia, że Hübner stworzył wzorcowe wręcz egzemplifikacje bohaterów tej komedii. Strach pomyśleć, że można kiedykolwiek potem trafić na inne ich okazy. Jeśli Oscar byłby nagrodą rozdawaną za role w teatrze, wszystkie kluczowe postacie „Martwych dusz” Hübnera zgarnęłyby nominacje, a potem nikt by nie wiedział komu nagrodę przyznać. Z mojej strony nie ma w tym nawet minimum przesady. Ja nawet w klasyce kina nigdy nie widziałem czegoś takiego. Tutaj każdą z kluczowych postaci od razu po prostu się ubóstwia. Przeraża, że zaraz zniknie nam z ekranu. Kiedy później znienacka pojawiają się w głowie, można bezwolnie ulec pokusie, by na szybko tę czy tamtą scenę sobie odtworzyć. W zasadzie brakuje słów, by precyzyjnie opisać te teatralne arcydzieło. Sceny z „Martwych dusz” mógłbym oglądać bez końca. Pliuszkin w wydaniu Tadeusza Fijewskiego bije nawet niemal wszystko, co widziałem światowej kinematografii. Jeśli coś zasługuje na miano kultowego, to na pewno nie ten spektakl. Bo do tego widowiska jeśli coś pasuje, to tylko określenie „arcy-kultowy”.
Oglądaj >
Wesele#1
- Reżyseria:
- Lidia Zamkow
- Scenografia:
- Lidia i Jerzy Skarżyńscy
- Gatunek:
- dramat
- Rok:
- 1971
Obsada: Mariusz Dmochowski, Katarzyna Łaniewska, Anna Dymna, Leszek Herdegen, Józef Nowak
„Wesele” Lidii Zamkow, to coś więcej niż spektakl. To urzeczywistnienie powieści Wyspiańskiego. Każda sekunda jest tu arcydziełem, każda sylaba, każdy rekwizyt. Zdecydowanie najpiękniejsza sztuka z tych, które w swym życiu widziałem. Nie twierdzę, że nie ma spektakli telewizyjnych o tym samym poziomie, bo jest ich na pewno pokaźna ilość. Rzecz w tym, że znalezienie ich w internecie jest praktycznie niemożliwe. Ale nawet gdyby było to możliwe, to wciąż ta akurat adaptacja „Wesela” zasługiwałaby na miano „doznania teatru”. Jeśli porównać np. „Wesele” Wajdy do tego, co przygotowała dla nas reżyserka omawianej sztuki, to z całym szacunkiem dla dorobku mistrza, ale on się zupełnie pomylił. On „Wesele” Wyspiańskiego upaskudził. Wystarczy dobitność aktorskiego rzemiosła, którym wypchana jest adaptacja wychwalanej przeze mnie reżyserki i zostajemy bez prawa do krytyki. Mi zdecydowanie utkwiła w pamięci wybitna rola Czepca w wydaniu Józefa Nowaka. Ani przez moment nie wydaje się, że on cokolwiek w tym spektaklu odgrywa. Stworzył w mojej ocenie wręcz wzorcową kreację tej postaci, wydaje się po prostu Czepcem o wyglądzie Józefa Nowaka. Za nim zupełnie wyśmienici Wojciech Ziętarski, Henryk Borowski czy Stanisława Celińska. A co z Arkadiuszem Bazakiem, co z Leszkiem Herdegenem? Fenomenalni! W całym tym widowisku nie znajdziemy nawet okruszka jakiejkolwiek ułomności. A przecież nie tylko aktorstwo jest tu wybitne. Każdy aspekt tej teatralnej uczty ostatecznie tworzy coś na wzór sennego marzenia o podróżowaniu w czasie. Myślę, że nawet gdybym był dawno już temu bardziej grzeczny i lekturę w całości przeczytał, to nawet moja własna wyobraźnia poległaby na tle tej wspaniałej adaptacji „Wesela”. Na pewno pasuje tutaj jak ulał powiedzenie „Sam bym tego lepiej nie wymyślił”. Jest obowiązkiem ten spektakl obejrzeć.
Oglądaj >
Na co dzień tak zwany - a niech to - web developer. Monarchię uważam za najlepszy ustrój, konserwatyzm za najwłaściwszą drogę, chociaż nie wiem czy czyni to ze mnie monarchistę i konserwatystę. Za to wiem na pewno, że czuję obsesyjny wstręt do lewactwa i socjalizmu. Najbardziej na S24 lubię ilość "kciuków w dół" przy moich komentarzach. [fw.chrisziyo.blog]
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura