Kolaż z kadrów filmowych
Kolaż z kadrów filmowych
Christopher.Ziyo Christopher.Ziyo
224
BLOG

O arcydziełach, których nic nie zastąpi, cz. I

Christopher.Ziyo Christopher.Ziyo Film Obserwuj temat Obserwuj notkę 2
Swego czasu popełniłem kilka wpisów prezentujących listę filmów, które osobiście uznaję za arcydzieła. Minęło kilka lat, a do grona z tej listy doszło wystarczająco dużo kolejnych produkcji, które na takie miano również zasługują. Poprzednim razem ułożyłem je w formie rankingu, co chyba nie było dobrym pomysłem, bo wszak trudno arcydzieła czegokolwiek w ten sposób klasyfikować. Tym razem postanowiłem nie bawić się w tego typu segregację, a wspomniane nowości w moim zestawieniu zaprezentuję losowo dobierając tytuły, a wszystko dzieląc na trzy części.

Zacznijmy od małej mieszanki. Poniżej filmy różnych gatunków, różnego pochodzenia. Tak jak poprzednio dołożyłem wszelkich starań, żeby nie zdradzać konkretnej treści każdego z nich. Jako że nadeszły czasy, w których inaczej, niż poprzednim razem w internecie narosło platform oferujących dostęp do filmów wszelkiego rodzaju, od klasyki po nowości, jeśli było to możliwe, pod każdym z moich komentarzy do wybranego filmu umieściłem bezpośrednie linki do miejsc w internecie, gdzie ów produkcje można obejrzeć. Aby nie przedłużać zapraszam zatem do pierwszej porcji tytułów, które uznaję za arcydzieła nie do zastąpienia.  


Na Zachodzie bez zmian

Reżyseria:
Lewis Milestone
Produkcja:
USA
Gatunek:
dramat, wojenny
Rok:
1930
Obsada: Lew Ayres, Louis Wolheim, Edmund Breese, Slim Summerville, William Bakewell

Powieść Ericha Marii Remarque’a pod tym samym tytułem do dnia dzisiejszego doczekała się trzech adaptacji filmowych. Jedna z nich nie tak dawno, bo w zeszłym roku, dorobiła się nawet czterech Oscarów. Pobiła swój pierwowzór o dwie statuetki. Czy może być dziełem wybitniejszym? Nie oglądałem, ale wątpię. O adaptacji z roku 1930 jedno mogę napisać na pewno. Obowiązkiem każdego kto kocha sztukę filmową, jest ten film obejrzeć. Jestem osobą, którą filmy wojenne, ze względu na ich charakterystyczny typ opowieści, szczególnie nie uwodzą. Dlatego gdy byłem gotów się z nią zmierzyć, miałem obawy, że będzie zbyt potocznie wojenna jak większość produkcji tego gatunku. Na szczęście się myliłem. Film od samego początku, aż po kres, zdumiewa w każdym aspekcie, który składa się na pojęcie sztuki filmowej. Jest zwyczajnie definicją terminu „arcydzieło”. Powiedziałbym nawet, że nad to pojęcie wyrasta. Takich filmów znam zaledwie kilka i ten bez najmniejszych wątpliwości do nich należy. Można też śmiało rzec, że spora ilość dzieł kina z kolejnych dekad, pomimo, że nagrywanych w czasach nieporównywalnego rozwoju technologicznego, nie jest w stanie dorównać pięknu wizualnemu tego, czego dostarczają nam mistrzowie od scenografii, kamer i charakteryzacji pracujący przy jego produkcji. Powieści nie czytałem, ale miałem okazję spotkać się z opinią, że najlepiej była oddana właśnie w adaptacji Milestone’a. Muszę w to wierzyć, bo istotnie jej szczególną cechą jest to, że sprawia wrażenie powieści napisanej kamerą filmową. Postacie o wyrazistych osobowościach, odgrywane z wielkim talentem aktorskim, w którym miejsce znalazło się i na cechy rzemiosła teatralnego, i na te, które później stały się typowymi dla kina. Wątki fantastycznie ułożone, wybitnie oddające to, co dla każdego kto nigdy nie doświadczył i nie doświadczy na własnej skórze dramatu wojny, jawi się jako najistotniejsze z punktu widzenia tych, którzy mieli nieszczęście go doświadczyć. Nie ma tu miejsca na żaden niepotrzebny patos, wyolbrzymioną dramaturgię czy nadmierne epatowanie brutalnymi scenami bitew. Są przede wszystkim ludzie. Każdy bohater z osobna i wszyscy razem. Obejrzałem, w swoim życiu sporo filmów tego gatunku i są takie, które uważam za wybitne. Ale „Na zachodzie bez zmian” Lewisa Milestone’a, to wybitność, która stoi obok największych dzieł kinematografii i dlatego uważam, że grzechem jest pozwolić na to, by tej wybitności nie odczuć samemu. Nie warto marnować zmysłów. 

Oglądaj >

Trzy kroki po ziemi

Reżyseria:
Edward Skórzewski, Jerzy Hoffman
Produkcja:
Polska
Gatunek:
obyczajowy
Rok:
1965
Obsada: Tadeusz Fijewski, Zdzisław Maklakiewicz, Anna Ciepielewska, Kazimierz Rudzki, Wiesław Michnikowski

„Trzy kroki po ziemi”, to film, dla którego miejsce w tym zestawieniu znalazło się najbardziej nieoczekiwanie. Z początku wydawał mi się jedynie kolejnym mniej lub bardziej solidnym warsztatowo dziełem kina peerelowskiego. Jednak od pewnego momentu wiedziałem, że jest czymś znacznie więcej. I choć pojawia w nim się jedna nowela nieszczególnie głęboka, to obok pozostałych staje się dopełnieniem zestawu traktującego o szerszym spektrum dramatów pospolitych świadków epoki polski powojennej. Szczególnie cenię w nim umiejętność reżyserów do przedstawiania ich w lekkiej angażującej ciekawość i empatię formie. Plejada najwybitniejszych aktorów tego okresu dodaje filmowi magii przyciągania. Fantastycznie odgrywane role wielu charakterystycznych postaci sprawiają, że stają się one jak te z naszej codzienności. I co najbardziej warte, i konieczne doznania, to nowela finalna, która właśnie w moim przypadku sprawiła, że film zaliczam do grona arcydzieł. Gdyby ktoś spróbował mi tę historię opowiedzieć zaledwie słowami, nie sądzę, że potrafiłby wzbudzić we mnie to, co wzbudziły we mnie sceny noweli „Godzina drogi”. Jako finalne uderzenie kompletu dramatów ludzi pospolitych, staje się szczególnie wyjątkowe. Tak jakby celowo twórcy filmu odłożyli na koniec cios nokautujący nasze dotąd nie do końca wybudzone emocje. Końcowe sceny filmu oglądałem całkowicie pochłonięty. Teraz, w połączeniu z pozostałymi nowelami, „Trzy kroki po ziemi” okazały się arcydziełem, a ja zupełnie zaskoczony mocarnością przekazu, którą ktoś zbombardował mnie w najlepszym możliwym wydaniu. 

Oglądaj >

Raggare!

Reżyseria:
Olle Hellbom
Produkcja:
Szwecja
Gatunek:
dramat
Rok:
1959
Obsada: Christina Schollin, Allan Edwall, Sven Almgren, Tommy Johnson

Jeśli coś zasługuje na miano kultowego, to „Ragaree!” w reżyserii Olle’go Hellboma tym jest. Właściwie na tym mógłbym zakończyć i odesłać Was do poszukiwań miejsca, w którym można go obejrzeć. Film niemal natychmiast tworzy aurę klimatu sprawiającego wrażenie protoplasty stylu, którego w kolejnych dekadach mogliśmy zobaczyć w wielu dziełach ikonowych twórców kina kładącego nacisk na tematy społeczno-kulturowe. Zdecydowanie zachwyca w „Raggare!” talent aktorów młodego pokolenia. Jako że film traktuje właśnie o subkulturze określanym właśnie taką nazwą, stanowią oni fundament jego warstwy fabularnej. Pod względem wizualnym film wyróżnia się nie mniej. Genialne zdjęcia wsparte niejednokrotnie utworami muzyki ówcześnie panującej, idealnie oddającą klimaty lat pięćdziesiątych, mogłyby posłużyć do stworzenia jako źródło inspiracji przy tworzeniu teledysków, które dzisiaj zasługiwałyby na miano stylu retro. Historia opowiedziana jest we właściwej dla młodzieżowego buntu konwencji. Gdy ogląda się go w roku 2024, to trudno nie zatęsknić za dawnymi czasami, nawet jeśli się w nich nie żyło. Osobiście film wzbudził we mnie zdumienie, którego nie często doznaje. Należy na pewno do pierwszej piątki tych, które zaskoczyły mnie najbardziej. Jest dla mnie wręcz niezrozumiałe, że nigdy wcześniej nie miałem okazji o nim wiedzieć. Od samego początku zasługuje na materiał godny wyświetlania go cyklicznie na łamach najbardziej znanych stacji telewizyjnych specjalizujących się w emisji klasyki kina. Takich filmów zdecydowanie jest za mało. A problem jeszcze w tym, że trudno się spodziewać, aby dzisiaj lub w przyszłości, ktokolwiek nakręcił cokolwiek w tym zapomnianym już przecież stylu. A niech to.

Oglądaj >

Byłaś jak dzika chryzantema

Reżyseria:
Keisuke Kinoshita
Produkcja:
Japonia
Gatunek:
dramat
Rok:
1955
Obsada: Noriko Arita, Shinji Tanaka, Chishû Ryû, Haruko Sugimura

Kolejna perła kina japońskiego. Typowa dla niego cecha wyjątkowego angażowania w dramaty bohaterów, po raz kolejny staje się kluczowym czynnikiem wywołującym zachwyt tym razem nad arcydziełem Keisuke Kinoshity. „Byłaś jak dzika chryzantema”, to film, który z pozoru banalny melodramat potrafi wynieść do rangi ludzkiej epopei. Znowu za pomocą całkowicie prostych zabiegów narracyjnych stwarza się nam wrażenie, że mamy do czynienia z czymś dalece ważniejszym i poważniejszym. Zderza się nas z wyjątkową formą przeobrażenia niby banalnej przygody miłosnej w coś, co ostatecznie zostaje nam ukazane niczym koszmar. Tym bardziej ważną rzeczą jest wspomnieć, że film będąc od początku do końca retrospekcją, zastał zaprezentowany przy pomocy zabiegu technicznego, który kadry scen filmu przedstawia jakby odtwarzane były w chmurze. W tej koncepcji końcowe sceny filmu, ze względu na swój dramatyzm, można chcieć potraktować jako sen, który w ostatniej chwili przeobrażony zostanie w zupełnie odmienny finał. Warto też docenić warstwę wizualną i dźwiękową. Twórcy postarali się o to, aby cała opowieść była przeplatana scenami urozmaiconymi tłem surowych krajobrazów przyrody, zaś wszystkiemu przygrywa niekończąca się tradycyjna melodia japońska, wyśmienicie uzupełniając ubogo obsadzoną dialogami historię, a to ostatecznie całość prezentuje tak jakbyśmy oglądali pieśń, a nie film. Widać, że twórcom szczególnie zależało na tym, by był on dla nas grającym na duszy dziełem sztuki. W mojej opinii wyszło im to fenomenalnie. 



Na co dzień tak zwany - a niech to - web developer. Monarchię uważam za najlepszy ustrój, konserwatyzm za najwłaściwszą drogę, chociaż nie wiem czy czyni to ze mnie monarchistę i konserwatystę. Za to wiem na pewno, że czuję obsesyjny wstręt do lewactwa i socjalizmu. Najbardziej na S24 lubię ilość "kciuków w dół" przy moich komentarzach. [fw.chrisziyo.blog]

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Kultura