2560
BLOG
Moje pudło z arcydziełami kina cz. V
BLOG
Myślałem, że tę cześć mojego cyklu o arcydziełach kina, które trzymam w przybytku potocznie określanym jako "pudło", napiszę nieco później. Zainteresowanie czwartą jego częścią było jednak w tak wystarczająco duże, że wymyśliłem sobie aby nie kazać dłużej czytelnikom Salonu24 czekać na kolejną jego część. Przypominam, jak napisałem w poprzednim wydaniu, że w planie mam napisać dodatkową notkę prezentującą te pozycje, które od momentu kiedy stworzyłem swą klasyfikację arcydzieł, zasłużyły sobie na miejsce wyższe, niż kilka z tych, które się w niej znalazły. Wszystkich, którzy ciekawi tej zapowiedzi, informuję z chęcią, że dostały się na topowe miejsca mojego zestawienia. A są i takie, które wzbiły się nawet ponad ranking!
Przed rozpoczęciem chciałem Wam przypomnieć, że moja klasyfikacja, to nie jest zestaw filmów, które uważam za najwybitniejsze w dziejach kina. Nie są one też tylko i wyłącznie subiektywną oceną tego czy mi się film podoba bardziej od innych, czy mniej. Są filmy, które sprawiają mi więcej przyjemności, niż niejedna produkcja z mojego zestawienia, a jednak nie mogę ich w niej umieścić, bo wiem, że pod względem warsztatowym czy ze względu na gatunek i formę jaką reprezentują nie są arcydziełami. Moje pudło zawiera produkcje, które staram się oceniać jako coś w rodzaju krytyka-amatora, więc to przede wszystkim poziom warsztatowy pcha je na wyżyny mojej klasyfikacji. Fabuła i moje subiektywne radości nie mają w tym pierwszoplanowego znaczenia. I to wszystko niezależnie od tego, czy w oczach etatowych krytyków swoimi ocenami kompromituję się jako "znawca kina". Nie jestem z ich świata, więc guzik mnie to obchodzi - że tak zarzucę.
Wróćmy jednak do finalnego etapu tego, co stworzyłem kilka lat temu.
#8
Salto [1965]
Reżyseria: Tadeusz Konwicki
Produkcja: Polska
Gatunek: dramat/poetycki
Obsada: Zbigniew Cybulski, Andrzej Łapicki, Gustaw Holoubek, Marta Lipińska
Oj wielu zadziwia miejsce tego filmu w moim zestawieniu. Po tak długim okresie od momentu kiedy się w nim pojawił przyznaję, że macie Państwo uzasadnione obiekcje. Nie zmieniam zdania co do tego czy to arcydzieło, ale zgodzę się, że zawędrowało one w moim rankingu arcydzieł za wysoko. Jednak tak jak pisałem w poprzedniej, czwartej części moich notek z tego cyklu, ze względu na odległą datę jego komponowania nie chciałem nic zmieniać jeśli chodzi o ułożenie filmów się w nim znajdujących. Napiszę tylko, że wypaść dalej niż do drugiej dziesiątki na pewno by nie mógł. Ale dlaczego znajduje się w ogóle w tym rankingu pośród tak wybitnych dzieł kina? Przede wszystkim z powodu tego jak Konwicki opowiedział tą historię i jak genialne postaci stworzył. Aktorstwo tutaj oczywiście nie jest mniej istotne, jednak to klimat i istna przebojowość postaci czyni z tego filmu coś naprawdę wyjątkowego, a co w sposób szczególny ukochały moje zmysły. To jednak nie wszystko. Zbrodnią byłoby nie wspomnieć o mistrzostwie zdjęć Kurta Webera, który w polskiej kinematografii zajmuje jedno z czołowych miejsc jeśli chodzi o operatorów kamery. Sprawił, że moje oczy na ten aspekt sztuki filmowej otworzyły się znacznie szerzej i dzięki czemu zrozumiałem, że jest on tak samo ważny jak aktorstwo i kunszt reżyserski.
#7
Opowieści o detektywie [1951]
Reżyseria: William Wyler
Produkcja: USA
Gatunek: dramat/noir
Obsada: Kirk Douglas, Eleanor Parker, Lee Grant, William Bendix
Film pojawił się wysoko w mojej klasyfikacji przede wszystkim dlatego, że swoim klimatem i poziomem warsztatu przypomina inne arcydzieło, które w moim notowaniu zajmuje miejsce wyższe, a w klasyce kina ma miano absolutnie jednego z najwybitniejszych dzieł swojej epoki i gatunku. Jeśli ktoś nie wie dlaczego klasyka kina lat 40, 50 i 60-tych dalece góruje nad produkcjami z późniejszych dekad, to ten ten film w sposób wręcz wybitny, to wyjaśnia. Aktorski geniusz przeniesiony z niezrównanej potęgi teatru na ekrany kin, to coś, co w tym filmie od samego początku rzuca na kolana. Ten mistrzowski spektakl już na samym początku objawia nam postać, która dla każdego na długo zostanie w pamięci jako aktorstwo absolutne i nie do odkrycia w innych produkcjach nie tylko tamtej dekady, ale i dekad następnych. Jakby tego było mało nie tylko w tej drugoplanowej roli zderzamy się z wybitnością. Nawet role trzecioplanowe wydają się być legendarnymi. To cała magia tego dzieła i zupełnie wystarczająca, by zachęcić każdego do obejrzenia tego filmu, a co przy okazji szczęśliwie pozwala nie zdradzać szczegółów jego fabuły. Zapewniam was, że już od pierwszych minut nie będziecie w stanie opuścić budynku, w którym toczy się jego akcja i co nadaje mu status arcydzieła, nie chce dziać się nigdzie indziej.
#6
Dola Człowiecza (Trylogia) [1959]
Reżyseria: Masaki Kobayashi
Produkcja: Japonia
Gatunek: drmat/wojenny
Obsada: Tatsuya Nakadai, Sô Yamamura, Keiji Sada
Kolejne arcydzieło w wykonaniu japońskiego mistrza Masaki Kobayashiego. Całość geniuszu tego filmu zawiera się w trylogii złożonej z ponad trzygodzinnych filmów, a to samo w sobie powoduje, że błędem byłoby oceniać ją inaczej niż jako całość. I faktycznie, gdy oglądałem kolejne jej części przez długi okres czegoś mi brakowało. Miałem problem z odkryciem w niej wybitności jaką bez trudu znajdowałem w poprzednio oglądanych produkcjach tego reżysera. Wciąż rzucał się w oczy wybitny warsztat twórców, czy choćby geniusz aktorski, ale jednak opowieść osadzona w innej epoce, powodowała wrażenie, że ów wybitność reżysera jeszcze nie była tych samych rozmiarów jak w kolejnych jego legendarnych dziełach. To złudne. Film okazuje się ostatecznie zrozumianym, gdy kończymy przygodę z całą trylogią i mamy pełen obraz tego, co reżyser przez ponad dziewięć godzin nam budował. W moich oczach po raz kolejny, a pierwszy raz w sposób szczególny w świecie kinematografii, wybitność twórcy "Doli człowieczej" zostaje potwierdzona. Film otworzył drogę reżyserowi na inne kontynenty, co dla wielu miłośników sztuki filmowej okazało się później jednym z największych darów jakie kinematografia mogła zesłać.
#5
Wstręt [1965]
Reżyseria: Roman Polański
Produkcja: Wielka Brytania
Gatunek: dramat/psychologiczny
Obsada: Catherine Deneuve, Ian Hendry, John Fraser
"Wstręt" Polańskiego, to absolutnie szczyt szczytów europejskiego kina. I co ciekawe, aby to dostrzec, nie trzeba nawet zapoznawać się szerzej z kinem europejskim. To zupełnie zaś wystarczy, by nadać temu filmowi tytuł jednego z najwybitniejszych w dziejach kina. Wiedziałem, że Polański swego czasu był uważany za top kina światowego, ale tego kim był Polański jako reżyser wiedzieć nie mogłem, bo nie miałem wówczas za sobą styczności ze "Wstrętem". Wzbudził u mnie tym filmem przekonanie, że w ekranizowaniu ludzkiego obłędu, głębi niebezpiecznej dla człowieka jego własnej natury, meandrów niebezpieczeństwa jakie nosi za sobą ludzka psychika, jest niekwestionowanym mistrzem. Za każdym razem, kiedy mam cokolwiek opowiadać lub pisać o tym filmie, wracają okruszki emocji, którymi Polański we mnie szarpał, gdy oglądałem ów dzieło pierwszy raz. Od tego nie da się uciec. Minęło siedem lat od tamtego czasu, a to wciąż się dzieje. I aby zakończyć tę krótką zachętę, napiszę tylko, że Polański jako reżyser filmowy, w historii kinematografii zasługuje na znacznie wyższe uznanie, niż się większości wydaje. Tego jestem pewien.
#4
Dwunastu gniewnych ludzi [1957]
Reżyseria: Sidney Lumet
Produkcja: USA
Gatunek: drmata sądowy
Obsada: Henry Fonda, Lee J. Cobb, Joseph Sweeney, Ed Begley
Napiszę krótko. To nie są żarty, to nawet nie jest koszmar - to absolutne arcydzieło kinematografii. Szczególnym aspektem tego arcydzieła czyniącym z niego arcydzieło szczególne jest to, że każda jego sekunda, to odrębne arcydzieło. I może to przesadnie brzmi, ale takiej właśnie figury trzeba użyć, aby opisać wielkość tego filmu. Trochę dziwnie się czuję, bo praktycznie nie wiem czy jest w ogóle sens, by cokolwiek dalej na jego temat pisać. Wielu się teraz najpewniej zastanawia, że skoro tak, to dlaczego na miejscu czwartym. Ale chyba jest też od razu jasne, że po prostu każda kolejna pozycja jest z tego samego grona - filmów absolutnie genialnych pod każdym względem. "Dwunastu gniewnych ludzi", to jest właśnie ta produkcja, która ze względu na podobny kunszt tworzenia klimatu, wspomniane wcześniej "Opowieści o detektywie" wyniosły tak wysoko. Mistrzostwo prowadzenia fabuły i ów klimat jaki wytwarzają nam twórcy w tych filmach jest po prostu w kinie niebywale rzadkie. Niezauważenie wciągają widza do świata przedstawionego w filmie i długo to trwa zanim widz się w ogóle zorientuje, że od dawna w nim jest i ogląda wszystko jakby brał w nim udział, jako przypadkowy obserwator znajdujący się obok wszystkich odgrywanych scen. To jest ta niepowtarzalna magia filmów, których akcja osadzona jest w jednym tylko pomieszczeniu. Gdy zrealizowane jest to z tak rzucającym się w oczy geniuszem twórców jak w obu tych dziełach, trudno nie uznać je za arcy-wybitne. Kto nie wierzy, niech spróbuje.
#3
Palacz zwłok [1968]
Reżyseria: Juraj Herz
Produkcja: Czechosłowacja
Gatunek: horror/dramat/psychologiczny
Obsada: Rudolf Hrušínský, Vlasta Chramostová, Miloš Vognič
Kiedy pojawia się ten tytuł od razu przychodzi na myśl "Wstręt" Polańskiego. I pewnie też dlatego, oba te filmy w mym zestawieniu są tak blisko siebie. Jednak w przypadku czeskiego arcydzieła reżyser głębię niebezpiecznej dla człowieka jego własnej psychiki umieścił w szczególnym czasie i miejscu. To w znaczy sposób odróżnia dzieło Juraja Herza od filmu Polańskiego. W obu przypadkach główne role w filmie w połączeniu z mistrzostwem zdjęć, to coś, co w zasadzie zostawia ślad na psychice widza, ale czechosłowackiego reżysera poziom grozy sięga znacznie wyżej. Z początku film sprawia wrażenie jakiejś smętnej opowieści, a gdy mijają jego kolejne kwadranse zaczyna być co raz straszniej. I wiecie co wystarczy napisać, żeby podkreślić wybitność tego dzieła? Mianowicie to, że w przemyśle filmowym nie istnieje nagroda, która oddałaby jego wielkość. Nie ma. Wszystkie wydają się niczym ważnym. Kończąc opis poprzedniej produkcji napisałem "Kto nie wierzy, niech spróbuje". Tutaj po prostu napiszę... "Uważaj!".
#2
Tramwaj zwany pożądaniem [1951]
Reżyseria: Elia Kazan
Produkcja: USA
Gatunek: dramat
Obsada: Marlon Brando, Vivien Leigh, Karl Malden, Kim Hunter
Najbardziej piękny i najbardziej przejmujący dramat rodzaju popularnego jaki w życiu widziałem. Pisząc o pięknie mam na myśli jakiejś jego urody budzącej wzruszenie. Piszę o pięknie sztuki filmowej, którym ktoś potrafił w szczególnie wybitny sposób oddać ludzki dramat. Głęboko wpadająca w umysł kreacja Vivien Leigh, to jedno; a obok tego niczym nie odbiegający geniusz Marlona Brando odgrywającego rolę głównego bohatera. Zderzenie tych dwóch szczególnie wybitnie odgrywanych postaci potrafiące wzbudzić nawet strach, w mojej ocenie nie ma sobie równych w innych produkcjach z mojego zestawienia, a już tym bardziej w filmach, które się w nim nie znalazły. Tu wszystko jest na swoim miejscu w każdej sekundzie filmu. Dwie główne role, to nie jedyne genialne kreacje aktorskie w tym filmie. Zdjęcia, scenografia, muzyka, fabuła i wszystko inne, co w nim znajdziemy, zamienia ów obraz w teatralny wręcz geniusz. Zdecydowanie mamy tu do czynienia z czymś, co ostatnim tchnieniem łączy nowe możliwości w świecie kinematografii, z nieśmiertelnym geniuszem odchodzącego z wolna w zapomnienie niemego kina czy tak samo nieśmiertelną chwałą tego, czym jest teatr. Jedno jest pewne: potem już teatru w filmie nie będzie.
#1
Koń turyński [2011]
Reżyseria: Béla Tarr
Produkcja: Węgry
Gatunek: dramat
Obsada: János Derzsi, Erika Bók, Mihály Kormos
Uwierzycie? Film z roku 2011 na miejscu pierwszym mojej listy. Jeśli kogoś tym zniesmaczyłem, to od razu przepraszam i śpieszę z wyjaśnieniem. Wszystkie wspomniane wyżej dzieła filmowe i mego zdania nic w tej kwestii nie zmieni, zaliczam do grona najwybitniejszych jakie w swoim życiu widziałem. Jednak to, co za pomocą tego filmu potrafił stworzyć Béla Tarr, a jego geniusz przecież wyraźnie widoczny jest w innych jego produkcjach, to rzecz po prostu dla mnie nie do podrobienia, niemająca sobie równych. I choć szczytu jego geniuszu brakuje w innych jego filmach, to jednak "Koń turyński" wzbudził u mnie doznania, których nikt inny nie potrafił wzbudzić. Sztuka z jaką łączy on geniusz swoich kamerzystów, muzyką i klimatem otoczenia w "Koniu turyńskim", to podróż znacznie dalej niż "odyseje" Kubricka. Właściwie trudno mi określić, gdzie znajduje się widz, gdy "Koń turyński" go pochłonie. Charakteryzacja postaci w połączeniu z tym wszystkim, o czym wspomniałem wyżej, to zderzenie z przerażającą kruchością człowieka wyrażona artyzmem na niedoścignionym poziomie. W "Koniu turyńskim" nikt nie musi pisnąć słowem, a zostaje powiedziane więcej niż potrafiłby powiedzieć nam wrzask tłumu. Ciekawi Was to, czy poradzicie sobie z ciężarem zrzuconym przez węgierskiego reżysera? Sprawdźcie choćby po to, by zobaczyć jak bardzo wielu nie będzie mogło sobie z nim poradzić.
PS. Gwoli ścisłości przypominam, że oglądanie jakiejkolwiek produkcji wymienionej w moim zestawieniu z udziałem lektora, powinno natychmiast kończyć się dla oglądającego wyrokiem śmierci przez rozstrzelanie bez jakiegokolwiek procesu.
Część czwarta Część pierwsza
Na co dzień tak zwany - a niech to - web developer. Monarchię uważam za najlepszy ustrój, konserwatyzm za najwłaściwszą drogę, chociaż nie wiem czy czyni to ze mnie monarchistę i konserwatystę. Za to wiem na pewno, że czuję obsesyjny wstręt do lewactwa i socjalizmu. Najbardziej na S24 lubię ilość "kciuków w dół" przy moich komentarzach. Jeśli chcesz zobaczyć jaki ze mnie cham i prostak, faszysta-ekstremista i nieuk, to zapraszam także tutaj ⤑ https://www.salon24.pl/u/chrisziyo/komentarze/
A tak uważam o filmach: [fw.chrisziyo.blog]
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura