2152
BLOG
Moje pudło z arcydziełami kina cz. IV
BLOG
Wiele czasu minęło kiedy ostatni raz przedstawiłem kolejne wydanie zestawienia arcydzieł kina, na które miałem szczęście trafić. Od razu wspomnę, że od tamtego czasu pojawiło się kilka pozycji, które wypchnęły z niego inne. Za nami jednak już trzy takie wydania, więc postanowiłem, że będę kontynuował bez zmian w mojej klasyfikacji jakie należałoby z tego powodu poczynić i kolejne pozycje będą w niej zgodne z tym, co ułożyłem wówczas. Oczywiście jeśli się uda, nowe pozycje, których w pierwotnym rankingu nie uwzględniłem, postaram się przedstawić w formie uzupełnienia, jako finalną notkę tych, które na moim blogu nawiązują do mojego pudła z arcydziełami kina.
#18
Kwaidan, czyli opowieści niesamowite [1964]
Reżyseria: Masaki Kobayashi
Produkcja: Japonia
Gatunek: fantasy/horror
Obsada: Michiyo Aratama, Misako Watanabe, Rentarô Mikuni
Czy ktokolwiek z Was zna takie nazwisko jak Kobayashi? Założę się, że jeśli nie nikt, to garstka. Gdy chodzi o japońskich reżyserów najczęściej, to Akuro Kurosowa jest tym, który wiedzie prym w rozpoznawalności na "Zachodzie". Zanim zacząłem na dobre zapoznawać się klasyką kina w mediach czy publicystyce jego nazwisko pojawiało się wielokrotnie i zawsze z określnikami przypominającymi o jego wybitności. Jednak przyszedł moment, w którym trafiłem na produkcję reżysera znanego jako Masaki Kobayashi i szybko stało się dla mnie czymś zupełnie niezrozumiałym, że nigdy obok nazwiska Kurosawy, nie miałem okazji usłyszeć nazwiska Kobayashi, bo wystarczyły zaledwie dwie jego produkcje i byłem pewien, że mam do czynienia z geniuszem nie mniejszych rozmiarów, niż ten Kurosawy. W mym subiektywnym odczuciu po prostu reżyserem lepszym. "Kwaidan, czyli opowieści niesamowite", to film, który wbił mnie w fotel. Jego baśniowo-oniryczna forma w wydaniu Kobayashiego, to klimat nie do zastąpienia. Sposób prowadzenia fabuły wprowadzający widza w niemal hipnotyczną podróż przez kolejne jej akty, to coś czego nigdy nie doznałem w styczności z filmami Kurosawy. I muszę tu być po prostu surowy - dzieła Kurosawy na tle tego, co Kobayashi potrafił wydobyć ze swojego talentu, to pomimo ich niepodważalnej wybitności, jawią się tylko jako kopia zachodnich klimatów. Masaki Kobayashi, to jakby wyższy wymiar artystycznego geniuszu. Wraz z współtwórcami swoich dzieł, tworzył filmy jedyne w swoim rodzaju, w formie niedoścignione.
#17
Oto jest głowa zdrajcy [1966]
Reżyseria: Fred Zinnemann
Produkcja: Wielka Brytania
Gatunek: dramat/historyczny
Obsada: Paul Scofield, Wendy Hiller, Leo McKern, Robert Shaw
Film nadzwyczajny z dwóch powodów. Wybitnej kreacji głównej postaci w wydaniu Paula Scofielda i prym arcy-solidnej treści nad formą. Niewiele powinno się pisać o czym ów film właściwie jest, bo chociaż w pełni prezentujący wydarzenia historyczne, to jednak zrealizowany z taką gracją, że nie warto zdradzać najdrobniejszego szczegółu jego fabuły, aby każdy kto zdecyduje się go obejrzeć, nie stracił nawet milimetra tego, co zawiera się w jego geniuszu. Napiszę tylko jedno: dialogi, dialogi, dialogi. Film nagrodzony, aż sześcioma statuetkami "Oscara", co nie zaskakuje, bo w czasach jego zrealizowania inaczej niż jest to dziś, ta nagroda naprawdę znaczyła wiele.
#16
Ojciec chrzestny [1972]
Reżyseria: Francis Ford Coppola
Produkcja: USA
Gatunek: dramat/gangsterski
Obsada: Marlon Brando, Al Pacino, James Caan
Zdaję sobie sprawę, że dla starszego pokolenia przypominanie o wybitności tego filmu zakrawa na opowiadanie o tym, że śnieg jest biały. Otwieram sobie więc tę furtkę i stawiam jasno, że mam przeczucia, że wśród czytelników tej notki trafi się ktoś młodszy, dla którego warto to zrobić. Po pierwsze postacie. Absolutne legendarne kreacje kina. Nie jedna czy dwie, ale cała dywizja. Po drugie fabuła. Wystarczy piętnaście minut filmu i już cię nie ma. Już tam jesteś. Po trzecie warsztat. Perfekcja w każdym ujęciu, w każdym chrząknięciu czy oddechu. Tego przesadzonego patetyzmu nie używam, by oszukać, a jedynie po to, by zwrócić uwagę, że tu istotnie ma się czymś wyjątkowym do czynienia. Obraz, świat stworzony przez Copollę w tym filmie, wydaje się być przeniesieniem doniosłości klasyki literatury, którą poznajemy na nudnych lekcjach języka polskiego, czy historii, do ekranizacji czegoś, co z racji swojej treści powinno jawić się jako jej kontrast. Nie dzieje się tak, bo Coppola w sposób wybitny połączył opowieść o złu z tym, co w doczesnym świecie jest dla wielu święte. Triumwirat muzyki, kostiumu i zdjęć, jego arcy-wybitne wydanie nadaje tej produkcji czegoś nie do zastąpienia. Kiedy dołącza do tego geniusz aktorski i dalece ponadprzeciętna fabuła, nie pozostaje już nic innego jak tylko się zachwycać. Ten film każdy będzie pamiętał do grobowej deski - jestem przekonany, że potrafi wygrać nawet ze sklerozą.
#15
Lot nad kukułczym gniazdem [1975]
Reżyseria: Milos Forman
Produkcja: USA
Gatunek: dramat
Obsada: Jack Nicholson, Louise Fletcher, Danny DeVito, Will Sampson
Kolejne szeroko znane legendarne dzieło filmowe. Chyba nikt nie będzie się spierał, że pomimo wagi jaką niesie za sobą treść zaczerpnięta z wielkiej powieści Kena Keseya, gdy przeniesiona na szpaltę filmową, to postacie i aktorstwo odgrywają w nim pierwszoplanową rolę. Kreacja Jacka Nicholsona, to wyżyny kreacji wszelkich kina światowego i tylko dla tej jednej wybitności nie wolno odmawiać sobie tego filmu. Ekranizacja Formana jest wyjątkowo szczególnie z jednego powodu. Realizowana w czasach rozkwitu Związku Sowieckiego z perspektywy czasu wydaje się być mocnym uderzeniem w propagandę jaką świat komunizmu starał się zatruwać świat wolnych ludzi. Puszczony w masowy obieg obraz Formana dołożył ważną cegłę do wszelkiej walki z potworem "demokracji ludowej", którą zachodni świat był skazany wówczas podejmować. To, że dla wielu z nas ostatecznie nie do końca się udało, bo zaraza "postępu" wciąż ma się świetnie, nie ma tu żadnego znaczenia. Milos Forman według mnie zapisuje się tym filmem w historii jako bohater walki o wolność.
#14
Fanny i Aleksander [1982]
Reżyseria: Ingmar Bergman
Produkcja: Szwecja
Gatunek: dramat
Obsada: Allan Edwall, Börje Ahlstedt, Ewa Fröling, Christina Schollin
No i doczekaliśmy się. Ingmar Bergman. Trzeba przyznać wyjątkowo trudny, chociaż niemal za każdym razem mistrzowski. "Fanny i Aleksander" na tle innych filmów Bergmana wyróżnia się odejściem od mocno psychologicznej formy. Tradycyjnie prowadzona historia przypomina w dużym stopniu standardowe obrazy kina. Bergman jednak nie zamierza pozbawić zupełnie swojego dzieła tego, co wielokrotnie dominowało w jego poprzednich produkcjach. Tym razem robi to w sposób zaskakujący widza. Chociaż wiele poprzednich jego produkcji na gruncie psychologicznym wydawały się szczególnie trudne, to jednak zanurzanie nas od samego ich początku w tej psychologicznej "magmie" pozwalało szybko przyzwyczaić się do wykreowanego przez reżysera klimatu. W "Fanny i Aleksander" Bergman robi nam "psikusa". W niewielu filmach można się z czymś takim spotkać, a już na pewno nie w tak warsztatowo wyjątkowej formie. Jak zawsze u Bergmana genialne aktorstwo wszystkich aktorów, to wystarczający atut, by zapoznać się z tym chociaż bardzo długim, to ostatecznie szczególnie wybitnym dziełem. Nie chcę podawać szczegółów fabuły, bo niemal każdy jej akt, to osobna wielkość.
#13
Jak w zwierciadle [1961]
Reżyseria: Ingmar Bergman
Produkcja: Szwecja
Gatunek: dramat/psychologiczny
Obsada: Harriet Andersson, Gunnar Björnstrand, Max von Sydow, Lars Passgård
Zdecydowanie, obok "Fanny i Aleksander", mój ulubiony obraz Bergmana. Nie jestem w stanie wytłumaczyć dlaczego, ale główna postać z tego obrazu na tle wszystkich innych nosicieli psychologicznego przekazu Bergmana reszty jego dzieł, natychmiast stała się wyjątkowa. Harriet Andersson grająca Karin, to coś tak rzadkiego jeśli chodzi o kobiece role, że w tak zwanego trymiga zostałem zauroczony. To nie wszystko. Bergman w tym filmie tematykę poszukiwania Boga wplątał już nawet nie w psychologiczne wydanie swojego bohatera lecz psychiatryczne. To czyni ten obraz, ponad wszystkie inne Bergmana, szczególnie wyjątkowe. Relacje jakie wyłaniają się między głównymi bohaterami potrafią widza nieprzeciętnie zmartwić, a gdy Bergman czyni to w wiadomy dla jego geniuszu sposób, na długo pamięta się o ich wspólnej historii.
#12
Osiem i pół [1963]
Reżyseria: Federico Fellini
Produkcja: Włochy/Francja
Gatunek: dramat
Obsada: Marcello Mastroianni, Anouk Aimée, Sandra Milo, Claudia Cardinale
Kiedy przyszło mi po obejrzeniu tego filmu jakoś go opisać, napisałem krótko: "Niesamowite projektowanie jawy jakby snem była". I tak to zostawię, bo obraz Felliniego, to właśnie połączenie tych dwóch sprzeczności ze sobą. Gdy oglądasz obrazy przypominające naszą codzienność, wydają się być snem. Gdy oglądasz obrazy przypominające sen, masz wrażenie, że to jednak rzeczywistość. Kunszt z jakim Fellini wprowadza widza w nietypowe dla niego doznania jakich może nabawić się podczas oglądania filmów, wprowadza i w konsternację, i w zachwyt, chociaż oba stany wydają się być tak samo przyjemne. Sceny i aktorstwo, to coś, co bywa i zabawne, i w innych momentach zajmujące, aż po kompletne zdezorientowanie świadomości. Mieszanina jaką Fellini bombarduje nas z ekranu, to doświadczenie nie do zapomnienia. Warsztat filmowy, od zdjęć po całą resztę, wnosi całość na szczyty kinematografii. Absolutnie dzieło, którego nie można pominąć tam wędrując.
#11
Harrakiri [1962]
Reżyseria: Masaki Kobayashi
Produkcja: Japonia
Gatunek: dramat/historyczny
Obsada: Tatsuya Nakadai, Rentarô Mikuni, Shima Iwashita
#10
Bunt [1967]
Reżyseria: Masaki Kobayashi
Produkcja: Japonia
Gatunek: dramat/historyczny
Obsada: Toshirô Mifune, Takeshi Katô, Tatsuyoshi Ehara
Proszę Państwa, wyjątek. Tym razem jednocześnie omówię po krótce dwa filmy. Raz, że to dzieła jednego reżysera, dwa, że oba tak samo wybitne, a to co się w nich zawiera, grzechem byłoby zdradzać jakimkolwiek nawiązywaniem do szczegółów ich fabuły. Są to dzieła wspomnianego na samym początku mojej notki Masaki Kobayashiego. Jeśli wcześniej opisywany przeze mnie film "Kwaidan, czyli opowieści niesamowite" nie do końca udanie Was do tego japońskiego geniusza przekona, to nie ma najmniejszych szans na to, że którykolwiek z tych dwóch tego nie zrobi. Nie ma najmniejszych nawet wątpliwości, że legendarny Kurosawa, chociaż wciąż wielki reżyser, to na tle tego, co Kobayashi zrealizował w "Buncie" i "Harrakiri", wybitny zwyczajnie - jak wielu. Kobayashi wybitny zwyczajnie nie jest. Jak wybitny jest sprawdźcie sami, bo zapewniam Was nie będziecie filmu oglądać, a zwyczajnie będziecie doznawać geniuszu Masakiego Kobayashiego. Przepraszam, ale nie mogę inaczej. Te dwa filmy wprowadziły mnie w osłupienie tak wielkie, że jeśli mam komukolwiek o nich wspominać, to tylko w formie rozkazu. Rozkazuję więc je obejrzeć.
#9
Barry Lyndon [1975]
Reżyseria: Stanley Kubrick
Produkcja: Wielka Brytania/USA
Gatunek: dramat/kostiumowy
Obsada: Ryan O'Neal, Marisa Berenson, Patrick Magee, Hardy Krüger
Film wybitnego Kubricka. Pomimo, że prze wyjątkowo doceniam jego "Odyseję kosmiczną", to z racji mojej solidnej awersji do dzieł z gatunku fantastyki, "Barry Lyndon" po prostu nie mógł nie wskoczyć ponad tę arcy-legendę science-fiction. Jedno oba te filmy na pewno łączy. Niespotykany u innych geniusz Kubricka w formowaniu przekazu. Nigdy nie zdarzy się tak, że reżyser będzie potrafił wszystkie swoje filmy zrealizować tak udanie, że w każdym z nich nie pozostawi jakichkolwiek wątpliwości, co do swojego talentu. Kino tak nie działa i nie jest nawet ważne, by do takiego celu dążyć. Reżyser może nakręcić nawet kilkanaście dzieł wybitnych, a tylko jedno spośród całej reszty może wystarczyć, by ów reżysera za absolutnie historyczny geniusz kina uznać. Tak dokładnie jest z Kubrickiem i "Barry Lyndon". Za każdym razem kiedy wracam myślami do tego obrazu, doznaję mentalnego podniecenia. Wystarczy wspomnieć o jednej scenie, niewyobrażalnie genialnej scenie pojedynku na pistolety i nie trzeba nic dodawać. To tylko jedna scena, a czyni z tego filmu coś po prostu niepowtarzalnego, co posiada wszelkie znamiona zasługujące na kult. Warsztat filmowy w tym filmie, to jest istna odyseja kosmiczna. To jak ten film "robią" tylko charakteryzacja, scenografia i kostiumy jest czymś jedynym na całe życie. A gdzie muzyka, aktorstwo, fabuła? Ja po prostu nie wierzę, że ten film wydarzył się naprawdę.
PS. Gwoli ścisłości przypominam, że oglądanie jakiejkolwiek produkcji wymienionej w moim zestawieniu z udziałem lektora, powinno natychmiast kończyć się dla oglądającego wyrokiem śmierci przez rozstrzelanie bez jakiegokolwiek procesu.
Część piąta Część trzecia
Na co dzień tak zwany - a niech to - web developer. Monarchię uważam za najlepszy ustrój, konserwatyzm za najwłaściwszą drogę, chociaż nie wiem czy czyni to ze mnie monarchistę i konserwatystę. Za to wiem na pewno, że czuję obsesyjny wstręt do lewactwa i socjalizmu. Najbardziej na S24 lubię ilość "kciuków w dół" przy moich komentarzach. Jeśli chcesz zobaczyć jaki ze mnie cham i prostak, faszysta-ekstremista i nieuk, to zapraszam także tutaj ⤑ https://www.salon24.pl/u/chrisziyo/komentarze/
A tak uważam o filmach: [fw.chrisziyo.blog]
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura