Czy istnieją osoby stroniące od jakiejkolwiek muzyki? Osobiście nie przypominam sobie, abym w swoim życiu kogokolwiek takiego spotkał. Najpewniej gdzieś uchowała się niejedna taka indywidualność, ale chyba przyznacie, że aby ją znaleźć, bez mikroskopu się nie obejdzie. Ja muzykę uważałem za coś dla mnie szczególnego już od najwcześniejszych lat mojego życia. I nie chodziło tylko o samo słuchanie muzyki, ale i możliwość nadpobudliwego poskakiwania połączonego z głośnym niby-śpiewem szcześciolatka. Muzyka ma w sobie coś, co nie pozwala nawet przedszkolakowi przejść obok niej obojętnie. Szybko się okazało, że w swojej rodzinie nie byłem odosobniony - muzyka była w niej dla każdego z osobna czymś nadzywczajnym. W moim przypadko bardzo szybko okazało się, że najlepszą pieszczotą dla mego ucha było ostre rockowe i metalowe brzmienie, a co za tym idzie, gitarowe solówki stały się w moim doświadczaniu muzyki najbardziej pożądanym przez zmysły elementem. Dlatego poniżej chętnie prezentuję klasyfikację w mojej ocenie dziesięciu najlepszych koncertowych solówek gitarowych na jakie w swoim życiu natrafiłem. Każda jest inna, każda szczególna i mająca w sobie coś, co czyni je legendarnymi. Przewiduję, że wiele dobrego mnie ominęło i dlatego jeśli ktokolwiek z Was uważa, że o czymś zapomniałem, chętnie odbiorę reprymendę w komentarzach.
#10 Dire Straits - Sultans of Swing
(Alchemy LIVE 1983)
Jeśli chodzi o Dire Straits, to obok genialnego "Brothers In Arms" powyższy utwór, to najbardziej znane i lubiane przez fanów muzyki rockowej dzieło. Gitarowe solo w tym utworze może nie poraża technicznym kunsztem na poziomie panów Vai'a czy Van Halen'a, ale miód jaki sączy się ze strun gitary Marka Knopflera wprowadza duszy tak genialny nastrój, że od pierwszego momentu jest jasne, iż będzie się do niej już zawsze wracać. To jednak, co Dire Straits wykonało pewnego dnia w roku 1983 na koncercie w londyńskim Hammersmith Odeon musiało stać się i stało się legendarnym. Zmienione tempo utworu oraz wydłużenie go przez muzyków podziałało bajkowo na tę wersję. Instrumentalne show jakiego muzycy dostarczyli widzom jest po prostu niemal nieporównywalne do czegokolwiek, co z koncertowej historii rocka ludzkość poznała. Obok słynnej solówki gitarowej szczególnie trzeba wspomnieć niebywały wręcz występ perkusisty. Jednym z najbardziej zasmucających w historii rocka faktów jest to, że nie zachowało się nagranie wideo z prezentacją od początku do końca jego gry podczas wykonania tego konkretnie utworu.
#9 Lynyrd Skynyrd - Freebird
(Oakland Coliseum Stadium 1977)
To, że ów utwór legendarnym jest nikomu tłumaczyć nie trzeba. To, co jednak nagrywane w studiu nagraniowym niekoniecznie musi być tak samo perfekcyjne na koncercie. Tutaj ta teza się nie potwierdza. Szczególna atmosfera amerykańskich koncertów rocka tamtych czasów jaki otacza performans muzyków na scenie jest tutaj nie bez znaczenia. Kiedy nadchodzi moment na legendarne solo wszyscy dostają szału. Muzycy gotują ogromnej widowni doświadczenie doświadczalne raz na całe życie. I nie ma w tym żadnej przesady, bo przy "Freebird" z marudzeniem odpuszcza nawet najbardziej zatwardziały gangsta-raper.
#8 Chicago - 25 or 6 to 4
(Tanglewood LIVE 1970)
Dla wielu z Was obecność tego utworu na tej liście jest na pewno zaskoczeniem. I nie ma w tym nic nadzwyczajnego, bo jest po prostu wiadome, że gitarzysta Terry Kath z grupy Chicago, to jednej z najbardziej niedocenionych przez pamięć ludzkości geniusz gitarowy. Im z młodszym pokoleniem mamy do czynienia tym bardziej jest to oczywiste. Wychowałem się na muzyce rockowej, a pomimo to absolutny geniusz tego człowieka poznałem niedawno. Występ jaki za chwilę obejrzycie nie może nie być uwzględniony przez kogokolwiek w jakiejkolwiek osobistej klasyfikacji najlepszych rockowych solówek. Nie dość, że występ całego zespołu jest wyjątkowo wybitny, to gdy Terry Kath dokłada do wszystkiego gitarowe solo, każdy, w którego żyłach płynie rock, zastyga z rodziawioną gębą. Jeśli miałbym wybitność tego muzyka do czegokolwiek porównać, to jest to Zwierzak z Muppet Show. Kto nie wierzy, niechaj patrzy i podziwia.
#7 Slash ft.Myles Kennedy & The Conspirators - Anastasia
(Live in Sydney 2012)
Ale nie z Guns n' Roses?! Ciekawe, prawda? Otóż tak, nie z Guns n' Roses. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że wiele koncertowych występów Slash'a jako członka tego zespołu trzeba zaliczyć do najbardziej wybitnych w historii rocka. Moja lista, to jednak klasyfikacja gitarowych solówek wykonanych na koncertach i choćby się waliło, i paliło, to akurat solówka wykonana z The Conspirators wydaje się być najwybitniejszą w wykonaniu Saul'a Hudsona. Sam o istnieniu tego utworu dowiedziałem się przeglądając jedno z zestawień najlepszych gitarowych solo w historii rocka. I tak jak pewnie wielu z Was, też byłem zaskoczony, że nie z Guns n' Roses. Odsłuchałem utwór i przyznałem, że ma ów solówka swoje miejsce wśród najlepszych. Lecz występ Slash'a w Kanadzie, to już po prostu absolutny pewnik na liście dziesięciu najlepszych solówek koncertowych. "Slash God Mode ON" i nic nie trzeba więcej dodawać.
#6 Van Halen - Eruption
(New Haven, Connecticut 1986)
Tutaj sprawa jest jasna. Kto jest fanem rocka i nie zna "Eruption" Van Halen'a, a tym bardziej tego występu, niechaj czym prędzej idzie zbadać się do jakiegoś weterynarza. A mniej żartobliwie pisząc, niechaj na nic nie czeka i naciska przycisk "play". Van Halen czyni tutaj rzeczy z gitarą na ówczesne czasy sprawiające wrażenie czynionych przez medium obcej cywilizacji. Tutaj nie ma nawet miejsca na opowiadanie o tej solówce. Dłuższe opowiadanie byłoby absurdalne.
#5 Metallica - Fade to Black
(Seattle LIVE 1989)
Wśród fanów grupy Metallica, a w zasadzie szeroko pojętego metalu, istnieje zapewne spór o to, która z solówek Kirka Hammet'a jest najlepsza. I oczywiście taki spór jest o tyle uzasadniony, że w pierwszej dekadzie istnienia ów zespołu trudno o "niewybitną" solówkę czynioną dłońmi tego gitarzysty. Ja bez cienia wahania wskazuję na "Fade to Black" zarówno jeśli chodzi o wersję studyjną jak i koncertową zagraną w 1989 roku w Seattle. Ogólnie cały koncert wykonany przez Metallicę w Seattle, to chyba najbardziej czadowy koncert zarejestrowany przez kamery aż do wydania The Black Album w 1991 roku. Co powoduje, że wybieram ten utwór i tę solówkę? Obok genialnych umiejętności technicznych Kirka genialność kompozycji tej solówki wkomponowana w genialność kompozycji całego utworu po prostu nie pozwala wybrać inaczej. Kto się ze mną nie zgadza, ten się myli.
#4 Rush - La Villa Strangiato
(Live in Canada 1980)
"God damn!" chciałoby się zakrzyczeć. Właśnie weszliśmy bowiem na najwybitniejsze z najwybitniejszych obszarów kunsztu gitarzystów rockowych. Dla mnie nigdy nie będzie zrozumiałe dlaczego kanadyjska grupa Rush w powszechnej świadomości fanów metalu i rocka jest tak dalece niedoceniona. Owszem, nie jest tak, że się ją pomija, ale na pewno zasługuje na znacznie więcej, niż jest to jej dane. Według mnie tylko Pink Floyd jest zespołem, z którym Rush może się równać. Żaden inny zespół nie ma nawet prawa starać się o pojedynek z Jego Nadwybitnością Pink Floyd. Ani AC/DC, ani Led Zeppelin, ani żaden inny. I co ciekawe, gitarzysta Rush Alex Lifeson też wydaje się być niewystarczająco doceniony przez fanów gitary. Na pewno nie jest to nazwisko często przywoływane wsród zasługujących na powszechną popularność najwybitniejszych gitarzystów rocka, a trudno go do takich nie zaliczyć. Na pomoc przychodzi nam koncertowe wykonanie solówki chyba najbardziej genialnych muzycznie dzieł tego zespołu pt. "La Villa Strangiato". W internecie poszukałem najlepszej wersji tego popisu gitarowego Lifesona i byłbym bardzo zdziwiony jeśli ktoś nie zgodzi się z twierdzeniem, że ów popis nie zasługuje w jakiejkolwiek klasyfikacji najmniej na pierwszą piątkę.
#3 Stevie Ray Vaughan - Texas Flood
(Live at the El Mocambo 1983)
Jeśli pamięć mnie nie myli, sam B.B. King uznawał Steviego za najwybitniejszego gitarzystę w dziejach bluesa. Stevie grał bluesa szczególnego, bo z ostrym rockowym brzmieniem i dlatego ma on swoje miejsce na tej liście. Powody podstawowe, z których sie na niej znalazł zawarte sa już w samym wykonaniu "Texas Flood" podczas koncertu z El Mocambo. I w mojej ocenie, nie może się on nie znaleźć w czołowej trójce jakiegokolwiek zestawienia dotyczącego gitarowych solówek wykonanych w warunkach koncertu. To co czyni SRV ze strunami swoich gitar, wygląda na fizyczne znęcanie. Dźwięki jakie z nich wydaje czynią z niego bluesowego Michelangelo czy innego da Vinci. W skrócie: od początku do końca kompletny geniusz. Oglądając nie da się zadać sobie kilka razy pytania czy aby na pewno z gitarą da się robić takie rzeczy. "Texas Flood" z El Mocambo, to wyżyny wyżyn Steviego Ray Vaughana.
#2 Led Zeppelin - Stairway to Heaven
(Madison Square Garden 1973)
Nie bez przyczyny utwór jak i solówka uważane przez wielu za najwybitniejsze rockowe dzieło wszech czasów. Czy właściwie tak jest z mojego punktu widzenia nie ma potrzeby i sensu w tym, aby w taki spór wchodzić. A to dlatego, że jak w każdej dziedzinie będącej efektem geniuszu ludzkiego umysłu, są dzieła wykraczające po za jakąkolwiek klasyfikację czy cenę. I tak jak dzieła sztuki bywają bezcenne, tak "Stairway to Heaven" obok niejednego utworu muzyki rockowej zasługuje na taki status. Same gitarowe solówki wykonywane podczas koncertów, to zupełnie co innego i chyba każdy rozumie, że jest się o co pospierać. Problem z Jimmy Page'em jest tego typu, że na koncertach nie bywał zawsze akuratnie dysponowany, więc obszar wyboru jego najwybitniejszych występów mocno się zawęził. Jednak, to co udało mu się wykonać w Madison Square Garden roku 1973, zasługuje na szczególne miejsce nie tylko na mojej liście, ale także na każdej innej. Trochę brakuje słów, by wyrazić genialność tego występu. Jeśli jakieś przychodzi mi na myśl, to będzie to "poemat pisany dźwiękiem gitarowych strun". A jak zbyt grafomańsko, to trudno.
#1 Pink Floyd - Comfortably Numb
("Pulse" Live, Earls Court 1994)
Na szczycie każdej listy koncertowych gitarowych solo musi znaleźć się ten występ. Nie tylko cały koncert pod względem wszelkich cech, to po prostu "Stairway to Heaven" rockowych koncertów, który zasługuje na osobną notkę, ale i same tylko gitarowe solo wykonane przez jedynego w swoim rodzaju i z tego powodu także nieporównywalnego do kogokolwiek znanego z grania na gitarze, to coś, co w historii rocka w tak wybitnej formie mogło wydarzyć się tylko raz. Mamy rok 2022 i wielu z Was ma możliwość obejrzenia tego dzieła na ponad pięćdziesięcio calowym telewizorze, a być może nawet z podłączonym do niego wyjątkowym sprzętem audio. Szanowni Państwo, to są rzeczy niebywałe. Marnować w tym momencie czas na pisanie, to zbrodnia.
Na co dzień tak zwany - a niech to - web developer. Monarchię uważam za najlepszy ustrój, konserwatyzm za najwłaściwszą drogę, chociaż nie wiem czy czyni to ze mnie monarchistę i konserwatystę. Za to wiem na pewno, że czuję obsesyjny wstręt do lewactwa i socjalizmu. Najbardziej na S24 lubię ilość "kciuków w dół" przy moich komentarzach. Jeśli chcesz zobaczyć jaki ze mnie cham i prostak, faszysta-ekstremista i nieuk, to zapraszam także tutaj ⤑ https://www.salon24.pl/u/chrisziyo/komentarze/
A tak uważam o filmach: [fw.chrisziyo.blog]
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura