Godziemba Godziemba
672
BLOG

Prezydent - hochsztapler (1)

Godziemba Godziemba Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 31

W 1972 roku polityczny hochsztapler Juliusz Sokolnicki ogłosił się prezydentem RP.

Juliusz Sokolnicki urodził się w 1920 roku w Pińsku. Po zakończeniu wojny przedostał się do Wielkiej Brytanii, gdzie zaangażował się w życie polityczne polskiej emigracji zostając działaczem Ligi Niepodległości Polski, a potem Ruchu Odrodzenia Narodowego - organizacji związanej z prezydentem Augustem Zaleskim.

Polityczna aktywność Sokolnickiego sprawiła, iż znalazł się w zasięgu zainteresowania peerelowskiego wywiadu, który sprawie jego rozpracowania nadał kryptonim „Mikron”. W Centrali wyolbrzymiano jego znaczenie w „polskim” Londynie, podczas gdy w rzeczywistości był typem politycznego hochsztaplera, który kreował się na wpływowego i ustosunkowanego działacza, chętnie powołującego się na rzekome pokrewieństwo z Konstantym Skirmuntem, b. ministrem spraw zagranicznych i ambasadorem RP w Wielkiej Brytanii oraz Michałem Sokolnickim, posłem RP w Turcji.

Wedle ubeków czynnikiem zachęcającym Sokolnickiego do podjęcia współpracy z komunistycznym wywiadem miały być przede wszystkim pieniądze. W zamian za przekazywania informacji z otoczenia Zaleskiego zaoferowano mu stałe wynagrodzenie w wysokości 40-50 funtów miesięcznie.

Rozmowę werbunkową przeprowadzono z nim w grudniu 1955 roku. W jej trakcie Sokolnicki stwierdził, że „emigracja jest bardzo skłócona i nigdy się nie zjednoczy” oraz zdecydowanie sprzeciwił się wysyłaniu do kraju „jakichś szpiegów czy dywersantów”. Zgodził się na napisanie artykułu potępiającego próby obalenia rządów komunistycznych w kraju, za co otrzymał 30 funtów.

W trakcie kolejnych spotkań z komunistycznym oficerem wywiadu dostarczył między innymi wykaz kilkuset adresów działaczy emigracyjnych oraz informacje o ich poglądach na rozwój sytuacji międzynarodowej. Do ostatniego spotkania doszło w lipcu 1956 roku. W okresie współpracy z wywiadem PRL otrzymywał stałe wynagrodzenie.

Niespodziewanie w dniu 22 sierpnia londyński „Dziennik Polski” opublikował sensacyjny artykuł o kontaktach działacza emigracyjnego z komunistycznym wywiadem. Jak podała redakcja, źródłem informacji był Juliusz Sokolnicki, który poinformował gazetę o utrzymywaniu kontaktu z „agentem reżimu”, który namawiał go do „szpiegowania” prezydenta Zaleskiego.

Niejasne są motywy zgłoszenia się Sokolnickiego do redakcji „Dziennika Polskiego” jednoznacznie popierającego przeciwników Zaleskiego. Po powrocie do kraju b. premiera Hugona Hankego oraz Stanisława Mackiewicza była to kolejna sprawa kompromitująca obóz zamkowy.

Na początku września Sokolnicki o swych kontaktach poinformował premiera emigracyjnego rządu Antoniego Pająka i ministra spraw zagranicznych Aleksandra Zawiszę.

Ujawnienie kontaktów z bezpieką wywołało burzę w warszawskiej centrali, która po kilkumiesięcznym śledztwie uznała, iż Sokolnicki był prowokatorem i zakończyła prowadzenie jego sprawy.

Cała sprawa nie przekreśliła kariery Sokolnickiego. Wprawdzie Sąd Honorowy Rady Rzeczypospolitej Polskiej na posiedzeniu w dniu 19 lutego 1957 roku uznał, iż podejmując współpracę „działał w sposób nie licujący z honorem i godnością członka Rady Rzeczypospolitej Polskiej”, ale ukarał go jedynie zakazem uczestnictwa w Radzie do końca kadencji, która upływała w grudniu tego roku.

Jako przedstawiciel Ruchu Odrodzenia Narodowego  był członkiem kolejnych Rad Rzeczypospolitej Polskiej, został też w latach 1967-1970 ministrem informacji i dokumentacji w emigracyjnym rządzie Aleksandra Zawiszy.

Po śmierci prezydenta Zaleskiego oświadczył, że to jego rzekomo zmarły prezydenta wyznaczył na swego następcę. W przeciwieństwie do nominacji Stanisława Ostrowskiego mianowanie Sokolnickiego na następcę prezydenta nie zostało ogłoszone w „Dzienniku Ustaw RP”.  Jako konstytucyjny następca głowy państwa Stanisław Ostrowski w dniu 9 kwietnia 1972 roku złożył uroczystą przysięgę i objął stanowisko prezydenta.

Po jednoznacznej opinii szefa kancelarii Cywilnej Prezydenta, że dokumentu z rzekomą nominacją dla Sokolnickiego „nigdy było”, pretendent oświadczył, że „po dokładnym przemyśleniu” rezygnuje z przysługujących mu uprawnień. Swoją decyzję uzasadnił „troską o uniknięcie skutków nowego głębokiego rozbicia politycznego i podziału w społeczeństwie polskim”. Jednocześnie zaoferował Prezydentowi swoją „lojalną współpracę”.

Po kilku miesiącach, wykorzystując fakt, iż poza zjednoczeniem przeprowadzonym pod auspicjami prezydenta Ostrowskiego pozostało kilka niewielkich ugrupowań związanych dawniej z Zaleskim, w dniu 22 listopada 1972 roku odwołał swoją wcześniejszą rezygnację, zapowiadając, że zgodnie z wolą zmarłego prezydenta „przystępuje do pełnienie obowiązków głowy państwa”.

Tydzień później „zwolnił” powołany przez prezydenta Ostrowskiego rząd Alfreda Urbańskiego i mianował niejakiego majora Sergiusza Ursyn-Szantyra „prezesem Rady Ministrów”. Powołanie na ministrów różnych osób  z Australii, Stanów Zjednoczonych, Południowej Afryki i Kanady było próbą z jednej strony dowartościowania polityków nie wywodzących się z londyńskiej elity, a z drugiej nadawało grupie samozwańczego prezydenta „ogólnoemigracyjny, demokratyczny  charakter, kontrastujący z londyńskim „centralizmem”.

Prawowite władze RP, lekceważąc akcję Sokolnickiego, postanowiły nie nadawać aferze rozgłosu, by nie robić jej zbytniej reklamy. Pozwoliło to jednak Sokolnickiemu na stopniową rozbudowę wpływów w oddalonych od Wielkiej Brytanii skupiskach „Polonii”. Józef Łobodowski miał więc rację pisząc, że „brak repliki na pewne poczynania przyczynia się do zamętu, nieporozumień, pomyłek, przemilczanie staje się szkodliwe, zwraca się nie przeciw tym, których się przemilcza, lecz przeciw tym, którzy przemilczają. Przemilczanie ma swoją stronę negatywną: naprowadza na wniosek, że ci, co milczą albo nie mają racji, albo nie mają nic do powodzenia. Podając przykład Sokolnickiego wskazywał, że „takie metody, choćby były stosowane w najlepszej wierze, niezmiernie ułatwiają działalność wszelkiej dywersji, pogłębiając dezorganizację i zamieszanie”.

W końcu 1973 roku wybuchła afera z córką „prezydenta”, która pozowała do pornograficznych zdjęć. Oburzenie wywołały nie sam zdjęcia, ale podpis pod nimi, informujący, że tak wyglądają wdzięki córki prezydenta Polski.

CDN.

Godziemba
O mnie Godziemba

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (31)

Inne tematy w dziale Kultura