Najambitniejszym polskim przedsięwzięciem kolonialnym była próba założenia kolonii na pograniczu brazylijsko-argentyńskim w Misiones.
Emigranci z Polski mieli zasiedlić zakupione przez rząd ziemie – docelowo 400 tysięcy ha, na której znaleźć się miało 12 tysięcy rodzin, czyli około 45-50 tysięcy osób. W latach 1930-1938 do Argentyny wyjechało ponad 50 tysięcy obywateli polskich, spośród których ok. 5-8 tysięcy wyjechało za pośrednictwem Compani Colonizatora del Norte.
Misiones był typowym regionem rolniczym, gdzie nie dominowała wielka własność ziemska. Ziemię mieli otrzymać osadnicy spełniający określone wymagania. Po pierwsze winni to być Polacy – władze argentyńskie nie chciały wpuszczać Żydów, którzy tradycyjnie trudnili się rzemiosłem i handlem. Poza tym rząd w Buenos Aires obawiał się agitacji komunistycznej – poseł argentyński w rozmowie z prezydentem Mościckim w 1937 roku wyraził to otwarcie, mówiąc : „Korzystny obraz emigracji polskiej zaczął się psuć, (…) kiedy na miejsce polskiego emigranta zaczął się pojawiać polski Żyd. Emigracja żydowska z Polski rzuciła cień na całokształt emigracji polskiej do Argentyny. Rząd w Buenos Aires obawia się, ze za jej pośrednictwem przenikają do Argentyny wpływy komunistyczne”. Jednolitość narodowa osadników była także jednym z warunków powodzenia planu osadniczego – utworzenia „ekspozytury polskiej”.
Po drugie emigrant winien pochodzić ze wsi i znać trudy pracy na roli – charakter koloni sprawiał, iż potrzebowano przede wszystkim rolników. Osadników rekrutowano najchętniej z centralnych oraz południowych (zachodnia Galicja) województw. Zwracano także uwagę na uwarunkowania psychiczne kandydatów, uznając, iż należy wyeliminować „kandydatów zniechęcających się, lub o charakterze prowodyrów i agitatorów . (…) Od psychiki kolonisty również należy dostosować umowę, którą z nim podpisuje przedsiębiorstwo kolonizacyjne”.
Osadnicy dostawali w Misioners działki o przeciętnej wielkości 20 ha. Kolonista mógł zapłacić za nią albo w gotówce w kraju bądź wpłacić zaliczkę w wysokości 300 złotych, a resztę spłacić w siedmiu ratach. Tak więc do Argentyny nie pojechali bezrolni chłopi, a raczej zaradni gospodarze, których stać było na opłacenie znacznych kosztów podróży oraz zakupu ziemi.
Utrapieniem kolonistów był klimat – strefa subtropikalna, w której zlokalizowano kolonię sprawiała, iż osadnicy długo oswajali się z wysoka temperaturą i dużą wilgotnością. Czynniki klimatyczne miały także wpływ na rodzaje upraw. Polskie uprawy nie przyjęłyby się w kolonii, stąd wiedza przekazywana z pokolenia na pokolenie stała się bezużyteczna w nowych warunkach. Osadnicy uprawiali najczęściej maniok, kukurydzę, tytoń, yerba mate i cytrusy. W gospodarowaniu przeszkadzały szkodniki – szarańcza i mrówki pustoszyły pola. Koloniści skarżyli się także na insekty – „mamy tego dość, muchy nas gryzą, ziemne pchły (…), krosty nas obsypują ręki i nogi z tego puchną, nieznośne swędzenie”.
Znacznym problemem było zawyżanie cen towarów sprzedawanych w sklepach Compani Colonizatora del Norte. Sprawa ta dowodziła, iż działalność spółki wymknęła się spod kontroli Skarbu Państwa. Dopiero interwencja urzędników MSZ doprowadziła do obniżenia cen towarów, zaczęto także wspierać rozwój „prywatnego polskiego handlu”.
Innym utrapieniem kolonistów byłą słaba komunikacja między poszczególnymi, znacznie od siebie oddalonymi, osadami. Do bolączek należał również brak lekarza i księdza. Po wielu skargach spółka zorganizowała periodyczne dojazdy księży polskich do Misiones.
Znacznym utrudnieniem dla rozwoju polskich koloni w Argentynie był dekret władz z lipca 1938 roku, na mocy którego wprowadzono znaczne ograniczenia emigracyjne oraz wydłużono procedurę przyznawania zgody na emigrację. Wprowadzono także system kwotowy, tzn. władze argentyńskie wyznaczały maksymalną liczbę emigrantów w danym roku. Przepisy te w największym stopniu dotknęły Polaków, którzy najliczniej przybywali do Argentyny. Od wprowadzenia wspomnianego dekretu do końca 1938 roku do kolonii w Misiones wyjechało zaledwie 90 rodzin.
W czasie II wojny światowej spółka popadła w finansowe tarapaty – dochody z rat od osadników, prowadzonych sklepów oraz wyrębu lasów nie pokrywały wydatków. Rząd RP na Uchodźstwie udzielił spółce pożyczki w wysokości 3 milionów funtów. Dzięki sprzedaży części posiadanej ziemi (14 tysięcy ha z pierwotnych 64 tysięcy ha), spółka szybko zwróciła tę pożyczkę.
W obliczu przejęcia władzy w Polsce przez komunistów, dokonano zmian w statucie spółki, przepisując zdecydowaną większość akcji na Mirosława Arciszewskiego – byłego posła w Buenos Aires, a po wojnie przedstawiciela rządu RP na emigracji w Argentynie. Prawo argentyńskie stanowiło, iż prawa własności do akcji nabywało się przez zwykłe ich wręczenie. Majątek państwa polskiego został scedowany na osoby prywatne. W ten sposób uniemożliwiono władzom komunistycznym przejęcie majątku spółki.
Spółka za sprzedane w latach 1949-1950 tereny założyła przedsiębiorstwo Industria Forestales Argentinas, które wybudowało m.in. fabrykę dykty. Nadal jednak podstawowym zadaniem spółki było wspieranie polskiego osadnictwa.
Dochody z działalności spółki nie trafiały do prywatnych kieszeni, a wysyłane były poufnie na konto rządu RP na Uchodźstwie. Tak więc między innymi dzięki przedwojennym argentyńskim inwestycjom, władze RP w Londynie mogły funkcjonować.
Mimo formalnego fiaska przedwojennych planów założenia kolonii w Argentynie, wielu polskich emigrantów odegrało ważną rolę w lokalnej społeczności a ich dorobek stał się składnikiem dziedzictwa kulturowego Argentyny. Dobitnie świadczy o tym ustanowiony w 1995 roku decyzja argentyńskiego parlamentu i obchodzony corocznie 8 czerwca „Dzień Osadnika Polskiego” .
Wybrana literatura:
T. Biłas – Liga Morska i Kolonialna 1930-1939
L. Bartolome, R. Stemplowski – Słowianie w argentyńskim Misiones 1897-1977
C. Lusiński – II Rzeczpospolita a Polonia 1922-1939
E. Kołodziej – Wychodźstwo zarobkowe z Polskie 1918-1939
Inne tematy w dziale Kultura