Na relacjach rządu RP na Uchodźstwie ze Stanami Zjednoczonymi cieniem kładło się uznanie przez Waszyngton rządu warszawskiego a także stosunek do Stanisława Mikołajczyka.
Podstawowym problemem było uznanie przez Amerykanów przedstawicielstwa Mikołajczyka, który po ucieczce z Polski w 1947, wyjechał do USA, gdzie został uznany za pierwszoplanową postać polskiej emigracji. Rząd RP uważając go za zdrajcę, odrzucał amerykańskie sugestie dotyczące powołania wspólnej z nim zjednoczonej organizacji polskiej emigracji. Przedstawiciele polskiego rządu nie zamierzali wchodzić w jakiekolwiek stosunki z partiami lub osobami „nie uznającymi ciągłości państwa polskiego” lub „skompromitowanych w oczach społeczeństwa”. Z drugiej strony także Mikołajczyk nie pragnął porozumienia, aspirując do odgrywania w pełni samodzielnej roli w kontaktach z Amerykanami.
Równocześnie na łamach paryskiej „Kultury” pojawiły się artykuły apelujące o ostrożność w stosunkach z amerykańskimi politykami. Jan Ulatowski w artykule zatytułowanym „Inteligenckie herezje polityczne” system działania USA uznał za podobny do sowieckiego. Uważał, iż pod pozorem walki z komunizmem Waszyngton dążył do realizacji „doktryny jednego świata”, oznaczającej ustanowienie „Pax Americana”. Jednocześnie podkreślając konieczność pozbycia się złudzeń w sprawie przesadnej roli polskich emigrantów na arenie międzynarodowej, uważał, iż poparcie USA było niezbędne dla odzyskania przez Polskę niepodległości. Było to całkowicie zgodne ze stanowiskiem rządu RP na Uchodźctwie, który jednoznacznie wskazywał, iż „widzi możliwość odzyskania i odbudowy niepodległego państwa polskiego jedynie w oparciu o mocarstwa zachodnie, w szczególności o Stany Zjednoczone”.
Artykuł Ulatowskiego rozpoczął dyskusję na temat znaczenia Ameryki w ówczesnym świecie. Juliusz Mieroszewski w liście do Giedrojcia wskazywał, iż „Anglicy i Amerykanie są cyniczni, ale jak mam wybierać między dwoma cynizmami: bolszewicko-rosyjskim czy angloamerykańskim, decyduje na ten drugi. A niestety trzeciego miejsca nie ma i na coś trzeba się zdecydować. I jakiekolwiek wysuwałoby się zastrzeżenia, szansa polska związana jest niepodzielnie z zwycięstwem Amerykanów, choćbyśmy ich nie wiem jak nienawidzili czy nimi pogardzali”.
Z niechęcią do USA wiązało się poczucie wyższości emigrantów wobec „prymitywnej” amerykańskiej kultury masowej oraz zachodzących w tamtejszym społeczeństwie zmianom obyczajowym. Poczucie cywilizacyjnej wyższości kłóciło się ze statusem petenta amerykańskich władz. Nie można nie uwzględnić opinii wielu wpływowych środowisk w Europie, które z ciężkim sercem zaakceptowały przyjęcie - w obliczu katastrofalnej sytuacji ekonomicznej - amerykańskich pożyczek w ramach Planu Marshalla. Uzależnienie od pomocy amerykańskiej spowodowało z kolei narodzenie się kompleksu, który próbowano kompensować krytyką płytkiej amerykańskiej kultury oraz jakością amerykańskiej demokracji.
W odpowiedzi na artykuł Ulatowskiego, Tadeusz Sołowiej w „Bronię Ameryki” postanowił zbadać przyczyny częstego lekceważącego opisywania Ameryki, jej kultury i obyczajów. Uznał, iż w obliczu dominacji gospodarczej, militarnej oraz technologicznej Waszyngtonu, Europa w odruchu obronnym starała się zaznaczyć swoją przewagę kulturową. Z tego powodu patrzyła z góry na Amerykę „jako na coś gorszego i niedorozwiniętego”. Autor podkreślał, iż w przeciwieństwie do Europejczyków, Amerykanie nie posiadali kompleksu niższości, który na kontynencie europejskim wydawał się wzrastać wraz z szybkim tempem rozwoju USA.
Rozprawiając się z kuriozalną tezą Ulatowskiego o podobieństwie obu systemów, przekonywał, iż nie ma żadnego związku między polityką Waszyngtonu a traktowaniem człowieka przez doktrynę i praktykę komunistyczną. Jednocześnie uważał, iż Amerykanie przekonani o swojej potędze nie traktowali w należyty sposób niebezpieczeństwa komunistycznego.
Opisując swoje wrażenia z obserwacji stylu życia Amerykanów podkreślał, iż „nie znam innego kraju, w którym tak łatwo jest pociągnąć opinię do akcji pomocy dla pojedynczego człowieka, zwłaszcza jeżeli nim jest dziecko, kobieta lub istota bezbronna a nieszczęśliwa”.
„ Wierzę, że mimo wszystko – trafnie podsumowywał – łatwiej poruszyć idealizm „niekulturalnych” mas amerykańskich, jak niektórych „patentowanych” humanistów europejskich”.
Sprawę nie doceniania groźby komunizmu podnosił także Andrzej Bobkowski pisząc w liście do Giedrojcia, iż „Amerykanom wydaje się, ze komunizm jest jeszcze ciągle najgroźniejszy w Europie. Tymczasem moim zdaniem na ocalonych częściach Europy ludność została już w pewnym sensie uodporniona. Amerykanie dalej ładują szczepionki nie widząc, co się dzieje tuz obok, na ich bezpośrednich tyłach, w całej Ameryce Środkowej i Południowej. (…) Komunizm ma tu zupełnie świeży grunt, może grać z całym powodzeniem najbardziej już zgranymi gdzie indziej kartami”.
Polska emigracja zdawała sobie sprawę, iż kwestia polska mogła zostać właściwie potraktowana przez Waszyngton dopiero w obliczu wojny z ZSRS. W tej sytuacji pozyskanie Polski było dla Stanów Zjednoczonych ważnym elementem gry politycznej. Część emigracji obawiała się jednak stworzenia przez USA własnej „agentury politycznej” w celu uniezależnienia swych działa od rządu RP ma Uchodźctwie. Z tej tez przyczyny starano się przekonać decydentów amerykańskich o znaczącej roli polskiego rządu , jako jedynego legalnego ośrodka polskiej władzy.
Ważnym problem była próba zainteresowania zwykłych Amerykanów problemem zniewolonej przez Sowietów Polski. Jerzy Lerski na łamach „Kultury” wskazywał na szokujące braki w znajomości losów Polski w USA. Fałszywe informacje dotyczące Polski ukazujące się w prasie amerykańskiej były z jednej strony wynikiem wpływów sowieckiej agentury, z drugiej zwyczajnego niedoinformowania. W tej sytuacji autor postulował stworzenie systemu informującego opinię amerykańską o faktycznej sytuacji sprawy polskiej. Taki system winien objąć najwyższe urzędy, osoby wpływowe, komisje spraw zagranicznych, senatorów oraz media. Mieroszewski namawiał Giedrojcia do stworzenia filii „Kultury” na kontynencie amerykańskim.
Uznanie Stanów Zjednoczonych za kluczowego partnera dla polskich starań niepodległościowych pociągnęło za sobą oczywista konieczność rozwinięcia na tamtejszym gruncie skutecznych działań politycznych i informacyjnych. W lutym 1948 roku w memoriale polskiego rządu do Departamentu Stanu przedstawiono znaczenie Polski i Europy Środkowej dla USA, wskazując na konieczność wyparcia Sowietów poza linię wyznaczoną w Rydze w 1921 roku. Równocześnie polskie władze zdecydowanie przeciwstawiały się amerykańskim planom utworzenia antykomunistycznego ugrupowania w kraju.. W wydanym oświadczeniu rząd RP podkreślił, iż „tworzenie w krajach pozostających pod bezpośrednią lub pośrednią okupacja sowiecką ruchów podziemnych z inspiracji amerykańskiej byłoby działaniem z punktu widzenia interesów tych krajów całkowicie nieuzasadnionym a grożącym bezcelowymi ciężkimi ofiarami”. Wskazano jednocześnie, iż udział Polski w ewentualnej wojnie z Sowietami „wymagałby uprzedniego przygotowania politycznego, wyrażającego się w układach międzynarodowych, zawartych między Rządem RP a rządzami państw zachodnich. Tylko taka bowiem podstawa udziału Polski w wojnie mogłaby dać porękę, ze krew polska nie będzie zmarnowana”.
Konflikty polityczne, które doprowadziły do trwałych podziałów w londyńskim ośrodku emigracyjnym ograniczyły w sposób zdecydowany kontakty polskich przedstawicieli z oficjalnymi instytucjami amerykańskimi.
Atak komunistycznych sił północnokoreańskich na republikę Korei w czerwcu 1950 roku otwierał nowy rozdział, w którym polskie wychodźstwo mogło stać się pożądanym sojusznikiem Zachodu, zdolnym do stawiania własnych warunków politycznych.
Wybrana literatura:
P. Machcewicz – Emigracja w polityce międzynarodowej
Jerzy Giedroyc – Juliusz Mieroszewski, Listy 1949-1956
Jerzy Giedroyc – Andrzej Bobkowski, Listy 1946-1961
Materiały do dziejów uchodźstwa T. 1 -7
Inne tematy w dziale Kultura