Komunistyczni agitatorzy dążyli do wywołania zamętu w szeregach odrodzonego Wojska Polskiego.
Wraz z rozbudową Wojska Polskiego coraz więcej żołnierzy nie miało związku z formacjami legionowymi czy korpusowymi ani ugrupowaniami paramilitarnymi tworzonymi pod auspicjami narodowych demokratów czy piłsudczyków.
W pierwszej kolejności komuniści kierowali swój przekaz do tych „nowych” żołnierzy, nawołując ich do tworzenia rad żołnierskich. Udało im się pozyskać kilku żołnierzy w stacjonującym w Zamościu 35 Pułku Piechoty. Ten sukces zachęcił KPRP do podjęcia próby wywołania ich zbrojnego wystąpienia przeciwko lokalnym władzom państwowym i samorządowym.
28 grudnia 1918 roku zrewoltowanych żołnierzy pod dowództwem kpr. Grabczaka wyprowadzono z koszar. Uzbrojeni i z przypiętymi do płaszczy czerwonymi kokardami, pomaszerowali pod ratusz .
Tak rozpoczynało się największe wywołane przez KPRP wystąpienie rewolucyjne z udziałem żołnierzy Wojska Polskiego. Wbrew oczekiwaniom w piętnastotysięcznym Zamościu odzew społeczny na podjęte działania był więcej niż skromny. Do zrewoltowanych żołnierzy przyłączyło się zaledwie kilkudziesięciu cywili. Powołana Czerwona Gwardia była jednak zbyt słaba by przejąć kontrolę nad miastem. Nie udało się zdobyć magazynu broni i amunicji, a jedynym początkowym sukcesem było zajęcie więzienia, z którego uwolniono kilku komunistycznych agitatorów.
W kolejnych godzinach rebelii udało się aresztować komendanta miasta mjr. Stanisława Zosika-Tessaro oraz rozbić miejscowy oddział żandarmerii. Utworzono także Komitet Rewolucyjny i Radę Robotniczo-Żołnierską.
Zaalarmowane Dowództwo Okręgu Generalnego Lublin wysłało do Zamościa dodatkowe oddziały pod dowództwem mjr. Leopolda Lisa-Kuli, które rozbiły oddziały Czerwonej Gwardii i przystąpiły do pacyfikacji miasta. Do 3 stycznia 1919 roku rozstrzelano 20 żołnierzy i aresztowano 312 aktywnych uczestników rebelii. W grupie aresztowanych cywili dominowali przedstawiciele lokalnej społeczności żydowskiej, głównie członkowie Bundu.
Klęska próby wywołania rewolucji w izolowanym ośrodku miejskim uświadomiła kierownictwu KPRP że posługując się zrewoltowanymi żołnierzami, a nie posiadając szerszego poparcia społecznego, nie było szansy na przejęcie władzy w Polsce.
Polskie władze wyciągnęły wnioski z tej rebelii intensyfikując działania skierowane przeciwko komunistom. „Nie należy lekceważyć propagandy, - napisano w analizie II Oddziału Sztabu Generalnego - jaką szerzą komuniści wśród wojska i Milicji Ludowej, na co nie szczędzą pieniędzy i sił ludzkich. Biuro Wywiadowcze MSW nadmienia, że jedynie internowanie wszystkich przywódców komunistycznych oraz zamknięcie „Sztandaru Socjalizmu” może zapobiec do pewnego stopnia katastrofie. (…) należy obawiać się wybuchu rewolucji, która ma wielkie szanse powodzenia”.
Duże znaczenie komunistyczni agenci przykładali także do dezorganizacji podległej PPS Milicji Ludowej . Działania komunistów doprowadziły do pogłębienie stopnia radykalizacji w szeregach bojowców. Skutkowało to wzmocnieniem wśród nich nastrojów przeciwnych tworzącemu się Wojsku Polskiemu. „Często dochodziło – napisał Artur Leinwand - do starć między Milicją a będącą pod wpływem endecji Strażą Bezpieczeństwa Publicznego i wojskiem, wobec których milicjanci zajmowali aktywne, a niekiedy wręcz agresywne stanowisko, rozbrajając żołnierzy i członków straży”.
Dalsze tolerowanie tego stanu rzeczy przez polskie władze doprowadzić mogło do wybuchu konfliktu wewnętrznego. Przeciwdziałając temu niebezpieczeństwu, rząd Jędrzeja Moraczewskiego, działając w porozumieniu z Naczelnikiem Państwa, zdecydował w grudniu 1918 roku o faktycznej pacyfikacji wszystkich ochotniczych oddziałów utworzonych przez partie polityczne i samorządy. Szczególnie zdecydowane kroki podjęto w kierunku „neutralizacji elementów bolszewickich” w strukturach Milicji Ludowej. Milicja Ludowa została upaństwowiona, a jej członkowie poddani procesowi weryfikację. Organem powołującym komendanta Państwowej Milicji Ludowej stawał się Naczelnik Państwa
Weryfikacja nie ujawniła wszystkich „dotkniętych gorączką rewolucyjną” bojowców, stąd też niektórzy z nich trafili potem do Wojska Polskiego.
W raporcie Biura Wywiadowczego MSW z 29 stycznia 1919 roku zwracano uwagę, że „komuniści robią obecnie szalone wysiłki w celu rozszerzenia agitacji w wojsku. W kierowniczych kołach komunistów obmyślane są najskuteczniejsze środki, aby doprowadzić do wrzenia wśród wojska. W ostatnich czasach wyprawiono na front galicyjski dwudziestu najzdolniejszych agitatorów - Polaków zaopatrzonych w duże sumy pieniędzy, którzy mają tam zorganizować ośrodek agitacyjny. Ulotne broszury i proklamacje, wobec trudności transportu, mają być drukowane w jakimś małym miasteczku w pobliżu frontu. Poza tym specjalnie zaufanym towarzyszom polecono zapisywać się do różnych oddziałów wojsk w charakterze rzemieślników w warsztatach wojskowych”.
Problem komunistycznej agitacji w wojsku był dostrzegany przez organa bezpieczeństwa państwa, ale przez ówczesną prasę, która opisywała przypadku konfliktów w jednostkach WP, do których dochodziło w wyniku agitacji aktywistów KPRP. Powszechnie domagano się: „Niech strajkują, niech wiecują, niech robią, co im się podoba, ale wara od agitacji w wojsku”.
W odpowiedzi komunistyczna prasa podkreślała: „ (…) Nasza propaganda poszybuje ponad wszelkie mury i trafi do serca żołnierskiego . Nie wyzujecie nas z prawa do propagandy rewolucyjnej (…) bo to prawo proletariat sam sobie bierze. Nikt nie może odebrać nam prawa do rewolucji”.
Komunistyczne działania obliczone na osłabienie morale „wroga klasowego” miały pogłębić społeczny defetyzm, wzmocnić wrażenie nieuchronności wybuchu rewolucji nad Wisłą, a więc finalnie doprowadzić do takiego rozkładu struktur i instytucji dopiero co odrodzonego państwa, aby Armia Czerwona z marszu mogła opanować Polskę i niezwłocznie wyruszyć na pomoc niemieckim towarzyszom.
Jednocześnie komunistyczna propaganda przekonywała, iż „nie wojny nam trzeba, która przynosi nam głód, nędzę, cmentarze i poniewierkę, lecz chleba i wolności. Trzeba obalić panów, wydrzeć im fabryki, ziemię i władzę. Nie wojny trzeba z sąsiadami, lecz solidarności międzynarodowej, by wspólnymi siłami obalić despotów i kapitalistów, którzy jednakowi są w każdym kraju”.
Wzmożona czujność Biura Wywiadowczego MSW oraz powołanych do zabezpieczenia przed zewnętrzną infiltracją Wojska Polskiego komórek sztabowych zmusiła agentów KPRP do szukania sposobów zabezpieczenia się przed aresztowaniem. Jednym z nich było wyręczanie się dziećmi przy prowadzeniu akcji ulotkowych. Sądzono bowiem, że siły porządkowe z racji wieku małoletnich i ewentualnych reakcji społecznych nie będą skłonne ich zatrzymywać, obawiając się publicznego napiętnowania.
Poza dziećmi komuniści do agitacji wśród żołnierzy angażowano także partyjne towarzyszki. Jedną z nich była Maria Maciejowska, która wcześniej indoktrynowała żołnierzy armii rosyjskiej oraz polskich żołnierzy I Korpusu Polskiego.
W przypadku zatrzymania agitatorów jego towarzysze prowokowali w ich obronie wywoływali demonstracje zrewoltowanych robotników. Nagminne były sytuacje, kiedy przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości lub policji z obawy przed wybuchem zamieszek na większą skalę decydowali się spełnić żądanie tłumu i zwolnić zatrzymanego lub sądzonego agitatora.
I tak np. zatrzymany w Kutnie za prowadzenie agitacji wśród żołnierzy aktywista partyjny o nazwisku Warda, jeszcze zanim sędzia śledczy zdołał postawić mu zarzuty, doczekał się „odsieczy” ze strony robotników folwarcznych z pobliskich majątków. Pomimo interwencji oddziału wojska, fornale wymogli zwolnienie aresztowanego. Ochraniany przez swych „obrońców” bez przeszkód mógł opuścić Kutno i przeniósłszy się w inne okolice, gdzie prawdopodobnie kontynuował „robotę polityczną”.
Pomimo stosowania takich wybiegów szeregi rekrutujących się z krajowych komórek partii agitatorów systematycznie topniały. Zaalarmowani towarzysze z Rosji zmuszeni zostali do wysłania uzupełnień.
CDN.
Inne tematy w dziale Kultura