Narastający od lata 1917 roku chaos w Rosji sprzyjał planom Lenina zagarnięcia władzy.
Od początku swych rządów Kiereński całkowicie był niezdolny do panowania nad wydarzeniami. Jego współpracownicy potwierdzają jego rosnącą izolację, słabość woli, obezwładniający strach przed lewicą oraz fatalny brak zdecydowania w podejmowaniu odpowiednich kroków przeciwko niej. Nieustanne napięcie i bezsenne noce 1917 roku sprawiły, iż żył, wspomagając się morfiną i kokainą.
Rząd nie był w stanie zahamować wzrostu inflacji w Rosji . Z tego powodu od września 1917 roku wybuchało coraz więcej strajków, które paraliżowały kraj. Ponieważ strajki zamiast zahamować wzrost inflacji doprowadzały do jej przyspieszenia, często towarzyszyły im szersze żądania polityczne zrestrukturyzowania całej gospodarki.
Związki zawodowe i komitety fabryczne, które wywierały z reguły wpływ łagodzący, wkrótce utraciły kontrolę nad tymi gwałtownymi protestami. Rozszerzały się one na ulice, a niejednokrotnie kończyły krwawymi konfliktami między robotnikami - uzbrojonymi, wyszkolonymi i zorganizowanymi przez Czerwoną Gwardię - a milicją rządową.
Niektóre strajki rozlewały się na całe dzielnice i dotykając ich mieszkańców, przeradzając się w napady na piekarnie i sklepy, rewizje mieszkań i aresztowania „burżujów”, których tłum podejrzewał o magazynowanie żywności.
Na jesieni 1917 roku nastąpił gwałtowny wzrost liczby włamań i przestępstw, pijaństwa i wandalizmu, konfliktów etnicznych – ostatnie tygodnie przez zagarnięciem władzy przez bolszewików jawiły się jako pogrążanie się kraju w anarchię.
Strajkom towarzyszyły walki chłopów z właścicielami majątków ziemskich. Rzezie oraz brutalne grabieże majątków przez motłoch stały się szeroko rozpowszechnionym zjawiskiem w centralnych regionach czarnoziemu. I tak np. w guberni tambowskiej spalono i zdewastowano setki dworów - rzekomo po to, by, jak mawiali chłopi, „wykurzyć dziedziców”. Ta dzika fala zniszczenia zaczęła się od zamordowania księcia Borisa Wiaziemskiego, właściciela kilku tysięcy hektarów w regionie Usman w guberni tambowskiej. Rezydencję wiejską Wiaziemskiego
zdewastowano, podzielono się żywym inwentarzem i narzędziami, które odwieziono wozami do wsi, a chłopi zaorali jego ziemię.
Podobne rzezie odbyły się w dziesiątkach innych posiadłości, nie tylko w Tambowie, lecz również w sąsiednich guberniach: penzeńskiej, woroneskiej, saratowskiej, kazańskiej, orłowskiej, tulskiej i riazańskiej. W guberni penzeńskiej tylko we wrześniu i w październiku spalono lub spustoszono 250 dworów (jedną piątą wszystkich).
Gdy pod koniec lipca 1917 roku lipca przywódcy bolszewików zebrali się w Piotrogrodzie na VI Zjeździe Partii Jekatierina Breszko-Breszkowska, weteranka partii eserowców błagała go, aby ich aresztował. Według Davida Soskice’a, prywatnego sekretarza Kiereńskiego, siwowłosa kobieta „skłoniła się przed Kiereńskim do samej ziemi i kilkakrotnie powtarzała uroczystym, błagalnym tonem: „Błagam cię, Aleksandrze Fiodorowiczu, rozpędź zjazd, zdław bolszewików. Błagam cię, uczyń to, w przeciwnym razie zrujnują nasz kraj i rewolucję”. Scena była doprawdy przejmująca. Widok babki rosyjskiej rewolucji, która walcząc o wolność, spędziła trzydzieści osiem lat w więzieniach i na syberyjskiej zsyłce, widok tej wielce kulturalnej i szlachetnej kobiety kłaniającej się do ziemi pradawnym zwyczajem przed młodym Kiereńskim... był czymś, co na zawsze utkwiło mi w pamięci. Spojrzałem na Kiereńskiego. Jego blade oblicze pobladło jeszcze bardziej. Oczy wyrażały straszliwą toczącą się w nim walkę. Długo milczał, a wreszcie odezwał się cicho: „Jak mam to zrobić?” „Uczyń to, A. F., błagam cię” i Babuszka znów zgięła się w głębokim ukłonie. Kiereński nie mógł tego dłużej znieść. Zerwał się na nogi i chwycił za telefon. „Muszę najpierw się dowiedzieć, gdzie odbywa się zjazd i skonsultować z Awksientjewem”, po czym zadzwonił do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Awksientjewa nie zastał i sprawę trzeba było przełożyć na później. Ku wielkiej uldze Kiereńskiego, jak mniemam”.
Zjazd obradował dalej bez przeszkód - a trzy miesiące później bolszewicy doszli do władzy.
Jednym z wielu zdumiewających faktów wokół bolszewickiego przejęcia władzy było to, że spodziewano się tego od tak dawna, a mimo to nikt nie podjął kroków niezbędnych, by do tego nie dopuścić: tak głęboki był bezwład Rządu Tymczasowego.
W ostatnich tygodniach Rządu Tymczasowego zachowanie Kiereńskiego zaczęło przypominać zachowanie ostatniego cara: obaj nie chcieli uznać rewolucyjnego zagrożenia dla swojej władzy. W wypadku Mikołaja taka postawa brała się z beznadziejnej rozpaczy i fatalistycznej rezygnacji, lecz w wypadku Kiereńskiego była raczej owocem jego niemądrego optymizmu. Kiereńskiemu uderzyła do głowy ogólnokrajowa popularność w początkowej fazie rewolucji.
Zaczął wierzyć we własne „opatrznościowe powołanie” do poprowadzenia „narodu” ku wolności i, jak car zamknięty w Pałacu Zimowym, był na tyle oderwany od rzeczywistości, by nie kwestionować tego przeświadczenia. Podobnie jak Mikołaj otaczał się oddanymi sprzymierzeńcami, którzy nie śmieli mówić tego, co myślą. W efekcie nie miał pojęcia o prawdziwej skali własnej niepopularności.
Zapewne nie słyszał dowcipu krążącego po kraju w ostatnich tygodniach jego reżimu:
„ - Jaka jest różnica między Rosją dzisiaj a na koniec zeszłego roku? - Wtedy mieliśmy Aleksandrę Fiodorowną [carycę], a teraz mamy Aleksandra Fiodorowicza [Kiereńskiego]”.
Wieczorem 29 października, gdy ministrowie Rządu Tymczasowego siedzieli w Pałacu Zimowym, oczekując końca, wielu odczuwało pokusę przeklęcia Kiereńskiego za to, że nie rozbił partii bolszewickiej po dniach lipcowych. Legalny zakaz jej działalności z pewnością nie zdołał cofnąć jej rosnących wpływów.
Zobojętnienie znacznej części społeczeństwa sprawiło, iż w jesiennych wyborach do rad frekwencja spadła o prawie jedną drugą w stosunku do majowej. To ułatwiło zadanie bolszewikom, którzy byli dużo lepiej zorganizowani oraz posiadali znacznie większe fundusze, pochodzące od Niemców. Z kolei apatia szeregowych członków partii pozbawiła mienszewików i eserowców ich wcześniejszej przewagi.
Sprawę bolszewików wydatnie umocniło wstąpienie Trockiego do partii. Żaden z członków jej kierownictwa nie dorównywał mu jako mówca, a ta umiejętność czyniła Trockiego, chyba nawet bardziej niż Lenina, najlepiej znanym bolszewickim przywódcą w całym kraju. Podczas gdy Lenin działał głównie zakulisowo, Trocki stał się jej głównym źródłem publicznej inspiracji. W tygodniach poprzedzających przejęcie władzy przemawiał niemal co wieczór przed wypełnioną po brzegi salą w Cirque Moderne.
O ile w propagandzie bolszewicy domagali się oddania całej władzy w ręce rad, to Lenin porzucił wszelką nadzieję dojścia do władzy poprzez rady: w jego opinii Rząd Tymczasowy zdominowała „dyktatura wojskowa” tocząca „wojnę domową” z proletariatem; rady utraciły swój rewolucyjny potencjał i są prowadzone „jak owce na rzeż” przez grupę przywódców pragnących za wszelką cenę przypodobać się „kontrrewolucji”.
W tej sytuacji uważał, iż jedyną możliwością, jaka pozostała, było porzucenie hasła „Cała władza w ręce rad!” i zorganizowanie zbrojnego powstania w celu przeniesienia władzy na konkurencyjne proletariackie organy pod przewodnictwem partii bolszewickiej.
W jego koncepcji Rady miały być zawsze podporządkowane partii. Nawet w „Państwie a rewolucji” - podobno najbardziej „liberalnym” z jego dzieł wykładających teorię polityczną - Lenin podkreślał potrzebę silnego i represyjnego państwa partyjnego, dyktatury proletariatu. O radach prawie nie napomknął
Gdy znaczna część przywódców bolszewickich chciała odwlec przejęcie władzy do Zjazdu Rad, który miał się odbyć 20 października, Lenin wysmażył gniewną epistołę, w której otwarcie oskarżył bolszewickich przywódców jako „żałosnych zdrajców proletariackiej sprawy”. Robotnicy, twierdził uparcie Lenin, stoją murem za bolszewicką sprawą; chłopi rozpoczynają własną wojnę z dworami, wykluczając tym samym niebezpieczeństwo 18 brumaire’a, czy też „drobnomieszczańskiej” kontrrewolucji, takiej jak w 1849 roku; tymczasem strajki i bunty w pozostałej części Europy są „bezspornymi symptomami... że znajdujemy się w przededniu światowej rewolucji”. „Przeoczenie takiego momentu i czekanie na Zjazd Rad byłoby skończonym idiotyzmem lub też czystą zdradą”, a gdyby bolszewicy tak postąpili, „okryliby się hańbą i unicestwiliby siebie jako partię”.
Ostateczne zagroził nawet odejściem z Komitetu Centralnego, zapewniając sobie tym samym swobodę przeniesienia swej kampanii o zbrojne powstanie na szeregowych członków partii bolszewickiej, którzy zgodnie z planem mieli spotkać się na zjeździe partii 17 października. „Jestem bowiem głęboko przekonany, że jeśli będziemy czekać na Zjazd Rad i pozwolimy obecnej chwili przeminąć, zaprzepaścimy rewolucję”.
CDN.
Inne tematy w dziale Kultura