Próby wydostania się z okrążenia pod Tomaszowem Lubelskim zakończyły się porażkami.
Około godz. 6 ruszyło natarcie brygady płk. Roweckiego. Po zdobyciu pierwszej linii niemieckich okopów polskie natarcie w ogniu niemieckiej artylerii załamało się. W związku z pogarszającą się sytuacją taktyczną, ok. godz. 15 dowódca brygady nakazał wycofanie się. Dowódca jednego ze szwadronów wspomniał: „Odwrót […] zupełnie odmienił żołnierzy. O ile, mimo ciężkiego zmęczenia, szli wszyscy do przodu z samo zaparciem i wielką zaciętością, o tyle pod czas marszu w kierunku odwrotnym w postawie i na twarzach ludzi malowało się nie tylko zmęczenie, ale jakaś złość, przeradzająca się w zobojętnienie, apatię”.
Zmasowany ogień niemieckiej artylerii zniszczył większość słabo opancerzonych wozów rozpoznawczych oraz wiele tankietek. Dramat załóg tankietek opisał sierż. pchor. Janusz Hryniewicz: „Ogień niemiecki wzmaga się. […] Walka […] była twarda, a śmierć straszna. Jadący z lewej strony […] czołg nagle skręcił w prawo, zakołysał się i zarył w ziemi. Pocisk rozerwał gąsienice. Załoga żyła, chcieli wyskoczyć z tej nieruchomej trumny, lecz w tym momencie słup dymu i ziemi zasłonił ich widok. […] Bezwładnie zwisało ciało kierowcy […], a ciało dowódcy nienaturalnie i tragicznie skręcone leżało obok na ziemi. Czołg mojego zastępcy wyleciał w powietrze. Załoga nie próbowała wyskoczyć […]. Czołg z prawej nagle stanął, nie wiedziałem zrazu, co było powodem. […] Po chwili dojrzałem w pancerzu dwie ogromne dziury, zdolne pomieścić czołgającego się człowieka, a wewnątrz dym i języki ognia. […] I znowu spostrzegam […] zagładę załogi, to chyba czołg dowódcy II plutonu. […] W pewnej sekundzie obraca się w kółko, robi dziwny piruet dookoła swojej osi […]. Czołg próbuje jeszcze ruszyć, szarpie się i zmaga się ze swoją niemocą […]. Parę prawie równoczesnych wybuchów […] uspokaja go na zawsze. […] W najbliższym sąsiedztwie pusto, mój czołg jedzie zupełnie sam, jesteśmy chyba ostatnią […] załogą z mojego plutonu i jedną z ostatnich kompanii”.
Jednak lepiej uzbrojone i silniej opancerzone czołgi 7TP, wspierana przez dwie kompanie strzelców pieszych opanowały południową część Tomaszowa. Gdy polscy czołgiści bliscy byli rozbicia części 4. DLek. pod Tomaszowem, wczesnym popołudniem z kierunku Bełżca nadciągnęła znaczna liczba niemieckich czołgów z 2. BPanc. (II/3. i 4. ppanc.). Polacy dysponujący ok. 20 sprawnymi wozami 7TP, nie byli w stanie powstrzymać nacierających Niemców.
W trakcie odwrotu kompanie strzelców pieszych poniosły dotkliwe straty, a w mieście porzucono kilka wozów 7TP.
W starciu z częścią 4. DLek., a następnie z większością 2. BPanc WBPM poniosła duże straty w ludziach, a przede wszystkim w sprzęcie. Poważne straty ponieśli także Niemcy, a 4DLek. Straciła najwięcej żołnierzy od .rozpoczęcia działań wojennych w Polsce.
Równocześnie z natarciem brygady, do szturmu ruszyła GO „Boruta” gen. Boruty-Spiechowicza. Także to i natarcie załamało się, a Polacy zostali okrążeni. W czasie nocnej próby wydostania się z kotła, jedynie nielicznym polskim żołnierzom udało się przebić.
Gen. Piskor nie zamierzał zrezygnować z prób przebicia się. Wobec znacznych strat WBPM, następny atak miała przeprowadzić piechota z GO „Jagmin”, Cel pozostał niezmieniony: opanować Tomaszów Lubelski i otworzyć drogę w kierunku Rawy Ruskiej.
Uderzenie na miasteczko miało być wspierane przez całość artylerii. Zadaniem Krakowskiej BK było zabezpieczenie natarcia od północy,
Główną rolę w natarciu miały odegrać oddziały 23. DP pod dowództwem płk. Władysława Powierzy.
Mimo iż w rozkazie nie było mowy o samodzielnym natarciu WBPM, dowódcy jej poszczególnych oddziałów planowali uderzyć na niemieckie pozycje nocą z 18 na 19 września, aby wykorzystać efekt zaskoczenia. W tym celu ppłk Wzacny, dowódca psp, postanowił uderzyć w kierunku Tomaszowa, uzasadniając to tym, że „nie mogłem pozostać […] stłoczony w niedużym lesie […], w którym znalazły się teraz i moje tabory […], i jakieś obce kolumny samochodowe, i część 55. DP. Montowanie natarcia na dzień następny wydawało się niecelowe. […] Pozostała tylko jedna droga do wykonania otrzymanego zadania – próba uderzenia nocnego. […] Uważałem poza tym, że moje natarcie powinno ułatwić również 1. psk wyjście na Tomaszów. O moim zamiarze meldowałem przez oficera łącznikowego dowódcy brygady”.
Polski atak załamał się - Niemcy byli dobrze przygotowani do obrony – wznieśli umocnienia polowe, w okolicznych lasach rozmieścili zasadzki ogniowe oraz ściągnęli ciężką artylerię. Po ponadgodzinnych walkach załogi polskich pojazdów bojowych, pozbawione osłony piechoty i wsparcia artyleryjskiego, zostały zmuszone do wycofania się.
Zgrupowanie ppłk. Wzacnego poniosło dotkliwe straty zarówno w ludziach, jak i sprzęcie. Bój przetrwały: siedem czołgów 7TP oraz dwie tankietki, niemal bez paliwa. Ponad 200 polskich żołnierzy poległo lub odniosło rany, a 70 dostało się do niewoli.
Późnym wieczorem 11. pp płk. Henryka Gorgonia przystąpił do planowanego uderzenia nocnego na Tomaszów. Wsparcie miały zapewnić cztery czołgi Vickers E i cztery tankietki z północnego zgrupowania WBPM, mające otworzyć drogę piechurom.
Szturm na Rogóźno załamał się wskutek twardego oporu Niemców. W trakcie walk utracono czołg Vic kers E, dwa kolejne, poważnie uszkodzone, zostały porzucone na polu bitwy. Polska artyleria nie była w stanie – z braku łączności – udzielić skutecznego wsparcia polskim czołgom.
Skutki walk 19 września były katastrofalne dla wojsk gen. Piskora – poniesiono duże straty, a kontrolowany obszar znacząco się skurczył. Zgrupowanie zostało stłoczone na obszarze 10 na 12 kilometrów, znajdując się pod nieustannym ostrzałem niemieckiej artylerii. Brakowało żywności, lekarstw, map, paliwa oraz amunicji. Nastroje były tak pesymistyczne, że niektórzy oficerowie proponowali rozwiązanie oddziałów i przebicie się przez niemieckie pozycje na własną rękę.
Późnym popołudniem gen. Piskor zwołał naradę, na której postanowił po raz ostatni zaatakować Tomaszów. Główną siłą uderzeniową miała stanowić 23. DP, wzmocniona ostatnimi
pojazdami pancernymi WBPM.
Atak zaplanowano na godz. 20. Okoliczności przygotowania się do ostatniego natarcia tak opisał gen. Szylling: „Godzina 20 minęła, gen. Piskor nie zjawił się, a więc przypuszczałem – co się potem potwierdziło – że nie odnalazł miejsca postoju dywizji, a natarcie zostało odłożone. […] Poleciłem płk. Powierzy przesunąć swoje miejsce postoju bliżej natarcia, a sam, […] przepychając się, posuwałem się dalej. Ostatni to raz odczułem bliskość żołnierza. Słyszałem rozmowy i pogodne gawędy, śmiechy i okrzyki. […] Były to oddziały dobrej, śląskiej 23. DP. […] Dalej posuwaliśmy się pieszo. Tak dotarłem do […] płk. Roweckiego. Przy złamanym mostku, na którym tworzył się zator […], niewprawni kierowcy tłukli maszyny niemiłosiernie. […] Płk Rowecki […] przesuwał swoją brygadę w kierunku Tomaszowa, o wyruszeniu natarcia nic nie wiedział. […] Nikt nie wie, gdzie jest jakieś dowództwo. Godzina 24 mija – ciemności. Wtem zrywa się gwałtowny ogień. Ogień!” .
Zaplanowane na godz. 20 natarcie Armii gen. Piskora opóźniło się, z braku łączności oraz ogromnych zatorów na drogach. Ostatecznie polskie natarcie ruszyło 20 września między godz. 1 a 3. W pierwszej kolejności poruszały się czołgi, a za nimi piechurzy z 11. pp. Nacierające polskie pojazdy pancerne zostały ostrzelane z armat przeciwpancernych w odległości kilku set metrów od pierwszych domostw Rogożna. Dodatkowo przybyłe na pole bitwy niemieckie czołgi odrzuciły Polaków z zajętej zachodniej części osady.
O świcie dowodzący 11. pp., płk Gorgoń zameldował dowódcy armii, że jego oddział poniósł ogromne straty i nie jest zdolny do dalszych działań. Generał Piskor zgodził się przerwać natarcie na tym kierunku i nakazał wycofać się na pozycje wyjściowe.
Po tym niepowodzeniu gen. Piskor zaczął rozważać kapitulację, jednak płk. Powierza przekonał go, iż istnieje jeszcze możliwość przebicia się na innych odcinkach frontu.
Ostatnie desperackie polskie ataki dostały odparte skutecznym ogniem niemieckiej artylerii i karabinów maszynowych. Polacy ponieśli bardzo wysokie straty.
CDN.
Inne tematy w dziale Kultura