W PRL, a szczególnie w latach 1949-1956 władze komunistyczne dążyły do ukształtowania nawyków żywieniowych Polaków.
Państwo totalitarne za pomocą siły i perswazji kształtuje postawy jednostek, starając się przy tym objąć wszystkie dziedziny ich życia – od wierzeń religijnych po stosunek do własnego ciała. W zakres tych działań wchodzi również wpływ na sposób odżywiania się społeczeństwa, czyli tzw. polityka wyżywienia, której celem jest kształtowanie społecznie pożądanych wzorców spożycia i związana z tym edukacja konsumentów.
Polska Ludowa kształtowała smak swoich obywateli na wiele różnych sposobów - poprzez kolektywizację rolnictwa i kontrolowany skup płodów rolnych wpływało na ilość i jakość dostępnej żywności. Poprzez centralnie sterowaną gospodarkę decydowało o tym, co trafiło na sklepowe półki. Od państwa komunistycznego zależało więc, co w efekcie znalazło się na kuchennym stole przeciętnego Polaka.
Nowe przyzwyczajenia dietetyczne starano się narzucić Polakom za pomocą poradników, książek kucharskich, prasy (zwłaszcza prasy kobiecej), radia, a w późniejszym okresie także i telewizji. Od lat 40. aż do końca Polski Ludowej towarzyszyły kobietom, również w kuchni, dwa tygodniki: „Przyjaciółka” oraz „Kobieta i Życie” . Kształtowały one gusta i nawyki kulinarne Polek, popularyzując zarazem program polityki żywnościowej państwa.
O ile wychodząca od 1948 roku wielkim nakładzie „Przyjaciółka” skierowana była do kobiet ze wsi i małych miasteczek, a także robotnic wielkich zakładów przemysłowych, to „Kobieta i Życie” czytana była przede wszystkim w dużych miastach, głównie przez tzw. inteligencję pracującą, czyli nauczycielki, urzędniczki, działaczki społeczne i partyjne.
Oba pisma drukowały przepisy, porady kulinarne i tygodniowe jadłospisy, a nawet lekcje gotowania dla najmłodszych. Na ich łamach ukazywały się teksty fachowców, takie jak drukowany w „Przyjaciółce” cykl „Encyklopedia gotowania”, redagowany przez słynną propagatorkę zdrowego odżywiania Irenę Gumowską, ale i listy zwykłych czytelniczek, które dzieliły się swoimi domowymi przepisami.
Kulinariami zajmowały się także dwa inne, skierowane do wyrobionych, inteligenckich czytelników pisma: krakowski tygodnik „Przekrój” i ukazujący się w Warszawie miesięcznik „Ty i Ja”. Do „Przekroju” pisywali: córka Jarosława Iwaszkiewicza, Maria Iwaszkiewicz, autorka felietonów „Kuchnia polska”, poświęconych polskim tradycjom kulinarnym, oraz Jan Kalkowski, który w swoich krótkich felietonach „Jedno danie” popularyzował najczęściej potrawy kuchni zagranicznych. W miesięczniku „Ty i Ja” o wysmakowanej kuchni pisał muzykolog i publicysta kulinarny Tadeusz Żakiej, ukrywający się pod podwójnym pseudonimem „Maria Lemnis i Henryk Vitry”. Partyjnych decydentów coraz bardziej raziły propagowane przez magazyn zachodnie znamiona luksusu: hors d’oeuvre, homar i melon w szynce. Ostatecznie uznano, że „pismo jest nieprzystosowane do sytuacji gospodarczej kraju, że budzi tęsknoty nie do zrealizowania” , i zamknięto je w 1973 roku.
Wydawane książki kucharskie zmieniały się wraz z rytmem kolejnych dekad socjalizmu w Polsce. W latach stalinowskich w ich wstępach podkreślano, iż „dobra i dbała o dom gospodyni, która świadomie i mądrze pojmuje swoje obowiązki, odczuwa istotny związek swej pracy w gospodarstwie z ogólnymi narodowymi celami wyznaczonymi przez partię i rząd” . Z kolei Zofia Czerny we wstępie do swojej „Książki kucharskiej” wskazywała, iż „żywienie człowieka, tak samo jak każda działalność, musi oprzeć się o prawidłowe planowanie. Wymaga tego zarówno dobro osób, które mamy żywić, jak i całokształt gospodarki narodowej” .
Sposób odżywiania się w komunistycznej Polsce przestawał być sprawą indywidualnych potrzeb, gustów i przyzwyczajeń. Stawał się kwestią społeczną. Jednostka w komunizmie była tylko częścią systemu i jako taka musiała sprawnie w nim funkcjonować. Siły do pracy zaś zapewniało jej przygotowane zgodnie z naukowymi zasadami ówczesnej dietetyki jedzenie. Tak więc dobra, świadoma gospodyni przygotowując włąściwe posiłki podnosiła wydajność pracowników fabryk.
Na początku lat 50. władze zapragnęły jednej, ujednoliconej księgi socjalistycznego gotowania na wzór słynnej sowieckiej „Książki o smacznym i zdrowym jedzeniu”, która powstała przy współpracy „wielu lekarzy, naukowców, kucharzy i gospodyń domowych”. Podobnie miało być w wypadku „Kuchni polskiej”, stworzonej zbiorowym wysiłkiem zespołu specjalistów z tytułami profesorów i inżynierów oraz śląskiej gospodyni Heleny Kulzowej-Hawliczkowej, która opracowała większość przepisów.
Na ponad 700 stronach księgi znajdowały się nie tylko przepisy, lecz także informacje na temat wartości odżywczej jedzenia, jego znaczenia dla zdrowia, diet leczniczych, wyposażenia i organizacji pracy w kuchni, przechowywania produktów i podawania posiłków. Celem „Kuchni polskiej” było przejęcia kontroli nad życiem kulinarnym Polaków, uznając jednocześnie, że „każda wiedza dotycząca żywienia, która nie jest dystrybuowana przez placówki badawcze i instytucje państwowe, jest wiedzą fałszywą”.
Czytelniczki już ze wstępu miały się dowiedzieć, że „ustrój socjalistyczny, wysuwając na pierwszy plan dobro człowieka, dąży nieustannie do poprawy jego bytu”. W tym celu budowana była cała sieć placówek naukowo-badawczych, które miały w naukowy sposób ustalić zasady prawidłowego żywienia człowieka. „Przekazując szerokim masom wyniki tych badań, przyczyniamy się do realizacji zadań nakreślonych przez naszą władzę ludową” – napisali autorzy wstępu.
„Kuchnia polska” miała do roku 1989 aż 29 wydań. W kolejnych edycjach zmieniały się ilustracje, modernizowały przepisy i ideologiczna zawartość wstępów. Jedno pozostawało niezmienne: rzekomo racjonalne podejście do żywienia.
W stalinowskiej Polsce tworzenie nowych nawyków żywieniowych stało się częścią szerszego programu kształtowania nowej, socjalistycznej mentalności. Wykuwany przez komunistyczny system Nowy Człowiek miał być silny i zdrowy, musiał się więc zdrowo odżywiać. Wyżywienie klasy robotniczej traktowano jako jeszcze jedno zadanie produkcyjne, a jedzenie przyrównywano do paliwa w maszynie: „Racjonalne żywienie człowieka – pisano - podnosi jego siły, a tym samym wpływa dodatnio i na podniesienie jego pracy, tak samo jak racjonalne zaopatrzenie maszyny w paliwo i smary zwiększa jej sprawność i przedłuża okres działalności”.
Stan zdrowia człowieka przestał być jego sprawą osobistą, ponieważ – jak głosił jeden z poradników – „zdrowie jednostek ma decydujący wpływ na kształtowanie się przeciętnej zdrowia całego społeczeństwa, a tym samym na jego siłę i rozwój naszego Państwa”. Dieta człowieka zdrowego miała na celu „zapewnienie mu pełnej sprawności do pracy”. Zalecano więc wysokie, nieeralne w ówczesnej sytuacji, normy kaloryczne. Stołówkowa norma zasadnicza pracownika PGR-u na ośmiogodzinny dzień pracy wynosiła ponad 4600 kcal. Za każdą nadgodzinę należało się pracownikowi dodatkowo 190 kcal. Norma dzienna zawierała 145 gramów białka (w tym 28 gramów białka zwierzęcego) plus 6 gramów białka za każdą nadgodzinę. Jednocześnie wskazywano, iż : „ilości białka są wystarczające dla umiarkowanie pracującego mężczyzny. Idąc po linii ostatnich wskazań uczonych radzieckich, należałoby nieco podnieść normę białka zwierzęcego .
Realia żywnościowe czasów stalinowskich dalekie były jednak od optymistycznych opisów zawartych w poradnikach. Z przeprowadzonych badań wynikało, iż dieta przeciętnej polskiej rodziny „opierała się głównie na ziemniakach i chlebie, które stanowiły 65% (29,3 kg) spożywanych artykułów, a towary uważane za luksusowe, takie jak mięso i przetwory mięsne, tłuszcze, cukier i słodycze, spożywano sporadycznie”.
CDN.
Inne tematy w dziale Kultura