Po przeforsowaniu ustawy o pełnomocnictwach NSDAP przejęła pełną władzę w Niemczech.
Po zwycięstwie wyborczym w marcu 1933 roku NSDAP zorganizowała olbrzymią manifestację. „Byliśmy upojeni entuzjazmem, oślepieni światłem pochodni tuż przed naszymi twarzami i zawsze w ich mgle, jak w słodkim obłoku kadzidła” – napisała w dzienniku Luise Solmitz.
Widzowie stojący na skraju trasy przemarszu dostrzegli w defiladzie prawdziwą metaforę drogi wyjścia z kryzysu, i dawali się jej porwać.
Od tego momentu „przebudzenia” znikała szansa na debatę, człowiek inaczej myślący zamieniał się w zwykłego wichrzyciela, w „obcego wspólnocie narodowej”, jak określiła to Luise Solmitz.
Po wygraniu wyborów przez NSDAP jednym z głównych haseł, głoszonych przez partię było przejęcie niezależnej prasy, którą Joseph Goebbels nazywał „anarchistyczną, wszystko niszczącą i podkopującą albo potulną wobec obcych jak pokojowy piesek!". Wzywał do odzyskania gazet, które „znajdują się w obcych rękach".
Likwidowanie wolnej prasy i eliminacja możliwości wypowiadania się osób o odmiennych poglądach od samego początku znajdowały się w programie NSDAP. Nawoływał on do „prawnej walki z umyślnymi kłamstwami politycznymi” i zapowiadał, że „Gazety, które naruszają dobro wspólne, mają być zakazane”.
W przemówieniu wygłoszonym na prezydium Izby Kultury Rzeszy Goebbels przekonywał, iż „ta „demokratyczna” prasa, uzależniona od ośrodków zagranicznych, nie dostrzega tego, jak wspaniale zmieniamy ten kraj? Dlaczego nie potrafi dostrzec, jak wiele pomocy dają nasze programy socjalne, jak bardzo zmniejszyliśmy bezrobocie, jak przywracamy moralność po tym bałaganie stworzonym przez naszych poprzedników?"
Pierwszym krokiem była ustawa o obywatelstwie Rzeszy i ochronie niemieckiej krwi i honoru. Pozwalała ona na nacjonalizację majątku osobom o nieniemieckim pochodzeniu. W ten sposób partyjna spółka przejęła 80 procent niemieckich gazet.
Po wyborach członkowie nowego Reichstagu spotkali się 24 marca 1933 roku na drugim posiedzeniu, na którym Hitler przedłożył projekt ustawy o „ usuwaniu niedostatku narodu i Rzeszy”, zwanej także Ustawą o pełnomocnictwach, która dawała rządowi prawo uchwalania ustaw niezależnie od parlamentu i bez względu na konstytucję oraz prawa podstawowe.
Aby się dostać na sesję parlamentarną, posłowie SPD musieli przejść przez szpaler członków SA. Socjaldemokratyczny poseł Wilhelm Hoegner wejście do budynku odczuwał jako przejście przez „ścieżkę zdrowia”, podczas której: „Młode łobuzy ze swastyką na piersiach bezczelnie mierzyli nas wzrokiem i po prosu zagradzali drogę. (…) Wyzwali nas obelgami typu „świnia z centrum”, „marksistowski łajdak”. W samej Sali posiedzeń ludzie z SA kręcili się w pobliżu posłów SPD, sycząc obelgi i prowokacyjnie trzymając ręce na swoich pistoletach”.
Mimo tej przerażającej atmosfery SPD jednogłośnie głosowała przeciwko ustawie o pełnomocnictwach. Przewodniczący SPD Otto Wels w przemówieniu podkreślił, iż „można odebrać nam wolność i życie, ale nie honor”.
Posłowie z Partii Centrum poparli projekt ustawy, licząc na kompromis, po tym jak Hitler w swoim przemówieniu zapewnił, jakoby jego troską były dobre stosunki między Kościołem a państwem. Przewodniczący Centrum, prałat Ludwig Kaas zaznaczył, iż „Partia Centrum w tej godzinie wyciąga rękę do wszystkich, także do byłych przeciwników, aby zapewnić kontynuowanie dzieła narodowego awansu”.
W ten sposób za zgodą Partii Centrum i mniejszych partii burżuazyjnych uchwalono Ustawę o pełnomocnictwach niezbędną większością dwóch trzecich głosów.
Demokracja została zlikwidowana w pozornie demokratycznym procesie. „Teraz jesteśmy również konstytucyjnie władcami Rzeszy” – napisał Joseph Goebbels w swoim dzienniku tego samego wieczora.
Stosując typową mieszankę użalania się nad sobą, cynizmu i agresji, Göring jako przewodniczący Reichstagu, zwrócił się w swoim przemówieniu końcowym przeciwko rzekomo oszczerczej prasie socjaldemokratycznej i komunistycznej: „Panowie socjaldemokraci, ostatnio przeczytałem prasę waszych towarzyszy partyjnych za granicą: nigdy wcześniej gazety nie pisały bardziej bezwstydnie, bardziej nieludzko; ci, którzy rządzą dziś narodem niemieckim, są oczerniani, mieszani z błotem, szkalowani jako niecni idioci, jako prowokatorzy, jako łajdackie typy. Mówicie o człowieczeństwie, a wasza prasa w Skandynawii wciąż zniesławia moją zmarłą żonę!”.
I dodawał, iż „każdy może przemierzyć Niemcy i na własne oczy zobaczyć: Nie ma splądrowanych ani rozbitych sklepów (…), nie ma domu towarowego, który zostałby zniszczony, obrabowany lub uszkodzony! Udajcie się do tych wszystkich domów towarowych. Przekonacie się, że dżentelmeni nadal mogą tam robić swoje. (…) Proszę, przejdźcie także przez więzienia i zapytajcie panów Thälmanna i Torglera, czy coś im się stało”.
Przewodniczący KPD Ernst Thälmann został aresztowany trzy tygodnie wcześniej, a w więzieniu wybita mu kilka zębów. Wielu jego towarzyszy uciekło zagranicę. Göring kpił, iż „jeśli pan Thälmann wydaje się przygnębiony faktem, że jego zwolennicy uciekają tysiącami, to nie nasza wina. W końcu nie mogę szczególnie troszczyć się o jego rozweselenie. Nic się ludziom nie stało. To, że tu i ówdzie w jednym lub drugim wezbrała żółć i w końcu stawił opór ciągłym prześladowaniom i atakom – owszem, nie możecie, moi panowie, żądać od nas, abyśmy nadal pozwalali się mordować, tak jak się to działo w waszym systemie. (…) Jeśli różni posłowie spośród panów byli zatrzymywani w areszcie ochronnym, proszę, bądźcie mi za to wdzięczni, ponieważ złość ludzi na wszystko, co zrobiliście w ciągu czternastu lat, była tak wielka, tak pokaźna, że można chyba stwierdzić: gdyby ludzie rozprawiali się według własnego pojęcia sprawiedliwości, nie siedzielibyście tu teraz”.
Komunistyczni historycy podawali, iż w ramach represji narodowi socjaliści aresztowali 160 tysięcy członków partii komunistycznej. Trudno te dane zweryfikować. Liczba więźniów politycznych szybko spadała i jak napisał historyk Götz Aly: „Gdy opadła fala początkowego terroru, w 1936 r., a więc prawie trzy lata po narodowej konsolidacji (w obozach koncentracyjnych), przebywało tylko 4761 więźniów, wliczając w to alkoholików i kryminalistów”.
Dla Hitlera i NSDAP prawo istniało tylko po to, by im służyć, a na sprawiedliwość mogli liczyć tylko ich zwolennicy, nie zaś przeciwnicy.
W pierwszym okresie rządów narodowych socjalistów, niemiecki wymiar sprawiedliwości był w miarę niezależny, zdarzały się sytuacje, gdy niemieccy prokuratorzy stawiali zarzuty członkom SA i SS za mordy na konkurentach politycznych. Prowadzone były także śledztwa w sprawie tortur na więźniach obozów koncentracyjnych, zwłaszcza gdy te prowadziły do śmierci osadzonych.
W celu ochrony swoich członków, już 21 marca 1933 roku, na pierwszym posiedzeniu nowo wybranego Reichstagu, uchwalono amnestię w spawie przestępstw popełnianych w okresie tzw. „walki”. Tym samym anulowano ponad 7 tysięcy aktów oskarżenia.
Równocześnie przystąpiono do usuwania z sądów opozycyjnie nastawionych przedstawicieli systemu sprawiedliwości, w pierwszej kolejności żydowskich prawników.
Brunatni bojówkarze wdzierali się do gmachów sądów, wyciągali z posiedzeń żydowskich sędziów i adwokatów, znieważali ich, bili i grozili im śmiercią w przypadku powrotu na sale rozpraw. Wszystko to działo się w atmosferze wściekłych ataków narodowo-socjalistycznej prasy, która wzywała do oczyszczenia wymiaru sprawiedliwości z żydostwa.
Po tym jak w grudniu 1933 roku przewodniczący składu sędziowskiego Wilhelm Bünger uniewinnił z braku dowodów Dymitrowa i jego towarzyszy, oskarżonych o udział w podpaleniu Reichstagu i zdradę stanu, „Völkicher Beobachter” uznał, iż wyrok ten dowodził „potrzeby gruntownej reformy życia prawnego, które na wielu płaszczyznach nadal podąża ścieżkami przestarzałej i obcej dla naszego narodu myśli liberalnej”.
Do walki z politycznymi oponentami naziści utworzyli nowe instytucje sądownicze. Najważniejszą z nich był Trybunał Ludowy, powołany do życia 24 kwietnia 1934 roku. Przejął on od Najwyższego Sądu Rzeszy kompetencje w zakresie spraw o zdradę. Obok dwóch zawodowych sędziów, nominowanych przez Kanclerza, w rozpatrywaniu sprawy brali udział też trzej sędziowie „ludowi” wyznaczeni przez partię z własnych szeregów, z SA, SS lub innej narodowo-socjalistycznej organizacji.
Z czasem zwiększano kompetencje Trybunału Ludowego i można było przed nim stanąć m.in. za powtarzanie plotek na temat Führera, uszkodzenie mienia wojskowego, infrastruktury kolejowej oraz niepowiadomienie odpowiednich służb o planowanym zamachu na narodowo-socjalistycznego dygnitarza.
Posiedzenia Trybunału Ludowego były starannie reżyserowanymi przedstawieniami z odpowiednio dobraną publiką. Oskarżeni mieli mocno ograniczone możliwości obrony, nie mogli nawet wybrać sobie adwokata (otrzymywali go obowiązkowo z urzędu).
Zdarzało się że w trakcie procesów w ogóle nie brano pod uwagę dowodów ani argumentów obu stron. Co więcej przewodniczący Trybunału mógł występować jednocześnie jako prokurator, czytając oskarżenie i jako sędzia, czytając wyrok i ogłaszając karę.
Narodowi socjaliści utworzyli także Sądy Specjalne, których obszarem jurysdykcji były poszczególne kraje związkowe. Do tych sądów sędziów wybierano tylko spośród członków partii narodowosocjalistycznej bądź osób zaakceptowanych przez NSDAP. Wyrok nie podlegał odwołaniu do wyższej instancji, chyba że na wniosek oskarżyciela. Ponadto sędziowie mieli całkowitą swobodę w doborze dowodów, które chcieli uwzględnić w sprawie, co pozwalało wyeliminować argumenty świadczące na korzyść oskarżonego.
Specyficznym tworem był Sąd Wojskowy Rzeszy. Najwyższym sędzią tego organu był Adolf Hitler, który mógł decydować o wydawaniu lub uchylaniu jego wyroków. Jego jurysdykcji podlegali członkowie niemieckich sił zbrojnych oskarżeni zdradę stanu i narodu, dezercję oraz odmowę służby wojskowej ze względu na przekonania religijne czy poglądy społeczne.
CDN.
Inne tematy w dziale Kultura