Artur Ritter był jednocześnie agentem sowieckiego wywiadu oraz konfidentem Gestapo.
Artur Ritter urodził się 12 maja 1906 roku w Jelcu w guberni orłowskiej w Rosji w rodzinie niemieckiej, która w połowie XIX wieku przeniosła się do Łodzi. Jego ojciec Johann pracował w zakładach włókienniczych w Żyrardowie. Na początku XX wieku został wysłany do Jelcu, gdzie miał pomagać w uruchomieniu przędzalni.
W 1916 roku rodzina Ritterów wróciła do Polski i zamieszkała w Grodzisku Mazowieckim, gdzie Artur ukończył szkołę podstawową. Następnie rozpoczął naukę w Gimnazjum Państwowym w Łomży, gdzie przenieśli się jego rodzice. Tam też wstąpił do szkolnego koła Związku Młodzieży Socjalistycznej. Jego zaangażowanie polityczne oraz sympatie prokomunistyczne sprawiły, iż rok przed maturą został usunięty ze szkoły.
Po zakończeniu w ten sposób swojej edukacji, w 1925 roku wstąpił w Łomży do Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej, a w 1927 roku do Komunistycznej Partii Polski. Na polecenie partii wstąpił do PPS-Lewicy, w celu jej infiltracji.
Jego działalność musiała zyskać wysoką ocenę przełożonych, gdyż zaproponowano mu podjęcie płatnej pracy etatowej w partii, z czym wiązały się częste podróże do wielu miast Polski w celu pomagania w pracy partyjnej komitetom różnych szczebli oraz prowadzenia szkoleń ideologicznych.
Po pewnym czasie wywiadowcy policyjni, wspomagani przez informatorów ulokowanych wewnątrz KZMP i KPP, zwrócili uwagę na młodego funka (funkcjonariusza etatowego partii) Artura Rittera, który wykazywał dużą aktywnością partyjną. Był kilkukrotnie aresztowany oraz przetrzymywany w aresztach, a potem wypuszczany na wolność z powodu braku niezbitych dowodów na przynależność do partii komunistycznej, a wątpliwości w tej sprawie przemawiały na korzyść oskarżonego. Szczególną dumą napawało Rittera to, że gdy siedział w więzieniu na Zamku Lubelskim, towarzysze wybrali go – mimo młodego wieku – na starostę komuny więziennej. Był to objaw szacunku i zaufania, jakim go darzono
W latach 1932–1933 przebywał w Bakowce pod Moskwą, gdzie ukończył Szkołę Wojskowo-Polityczną Sekcji Polskiej Międzynarodówki Komunistycznej, której najważniejszym elementem był kurs wywiadowczo-dywersyjny. Komendantem Szkoły był wówczas Karol Świerczewski. Najlepsi, cieszący się największym zaufaniem absolwenci tej szkoły otrzymywali następnie propozycje pracy dla wywiadu sowieckiego (Razwiedupru).
Tak też było w przypadku Rittera, który po powrocie do Polski został przydzielony do Centralnego Wydziału Wojskowego KPP. „Wojskówka” KPP, będąca ekspozyturą sowieckiego wywiadu wojskowego, nie zajmowała się szkoleniem wojskowym członków partii ale zbieraniem informacji o Wojsku Polskim. Jej funkcjonariusze i współpracownicy gromadzili informacje o uzbrojeniu i dyslokacji jednostek WP, podejmowali próby organizowania w jednostkach wojskowych siatek szpiegowskich, werbowali informatorów i agitatorów komunistycznych, którym dostarczali materiały propagandowe. Interesowali się także zakładami zbrojeniowymi, próbując organizować w nich komórki KPP, nakłaniać robotników do sabotażu i przekazywania informacji o produkowanej broni.
Wkrótce po zaangażowaniu w „wojskówce” KPP, Ritter został aresztowany 17 września 1933 roku. Z więzienia zwolniono go już w kwietniu 1934 roku.
„W 1936 r. popadł w niełaskę. – napisał Witold Bagieński - Sprawa była niebagatelna, ponieważ podejrzewano go o działalność prowokatorską i przyczynienie się do wsypy kierownika „wojskówki” Aleksandra Zawadzkiego. W ramach procesu przeciwko członkom CWW KPP na ławie oskarżonych zasiadło ponad 50 osób, tymczasem on sam pozostał na wolności”.
Jeśli towarzysze z KPP przestali mu ufać to wywiad sowiecki nie miał do niego zastrzeżeń. Zamiast kary śmierci, jaka groziła za działalność prowokatorską, pozwolono mu opuścić szeregi partii. Możliwe, iż wszystko to miało go uwiarygodnić w środowisku lewicy niekomunistycznej.
Dzięki znajomym z PPS otrzymał pracę w Stołecznym Przedsiębiorstwie Budowlanym. Ożenił się z Eugenią Kamieniecką – jakżeby inaczej – działaczką KPP, z którą miał dwoje dzieci.
Po agresji niemieckiej na Polskę 1 września 1939 roku przedostał się z rodziną do okupowanego przez Sowietów Białegostoku, gdzie najpierw pracował w spółdzielni drzewnej, a potem został dyrektorem miejskiego szpitala.
Na wiosnę 1941 roku odnowił z nim kontakt wywiad sowiecki. Został kadrowym agentem Razwiedupru (od lutego 1942 roku - GRU), odbył szkolenie i planowano jego przerzut do Generalnego Gubernatorstwa. Ze względu na niemieckie pochodzenie i dobrą znajomość języka niemieckiego zamierzano ulokować go w administracji okupacyjnej, aby donosił o niemieckich planach wojennych.
Po wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej i chaotycznej ucieczce Sowietów na Wschód, jego kontakty z sowieckim wywiadem zostały na pewien czas zerwane. Ritter z rodziną latem 1941 roku przedostał się do Warszawy, gdzie nawiązał kontakty z dawnymi towarzyszami z KPP.
W składzie, zrzuconej w nocy z 27 na 28 grudnia 1941 roku w okolicach Wiązowny pod Warszawą tzw. pierwszej Grupy Inicjatywnej PPR, znajdowała się radiotelegrafistka Maria Rutkiewicz, która była siostrą żony Rittera. Przez nią nawiązał kontakt z innym członkiem ww. grupy Czesławem Skonieckim, który otrzymał zadanie zorganizowania siatki głębokiego wywiadu strategicznego NKWD w okupowanej Polsce. Z chwilą włączenia się do działalności w grupie Skonieckiego Ritter przeszedł z podporządkowania sowieckiemu wywiadowi wojskowemu do struktur wywiadu cywilnego.
W swoich wspomnieniach „Życie na krawędzi” napisał, że pierwsze zadanie, jakie otrzymał, brzmiało: „Przedzierzgnąć się w Niemca. Przystąpić do wykonywania zadań”. Wykorzystując swoje niemieckie pochodzenie, wyraził chęć podpisania niemieckiej listy narodowościowej. Otrzymał najwyższą kategorię obywatelstwa – stał się Reichsdeutsche, czyli pełnoprawnym obywatelem III Rzeszy. Pomógł mu w tym niemiecki urzędnik Adolf Träger: „Wmówiłem mu, że obudził się we mnie duch germańskich przodków [...]. Nieźle musiałem zagrać, skoro Träger nawet wzruszył się i postanowił mi pomóc. Słowa dotrzymał. […] Pozostało teraz jedynie zatrzeć pospiesznie ślady mojej przedwojennej karalności za działalność komunistyczną. Nieocenioną pomoc okazał mi w tym major Wojska Polskiego Zygmunt Horyszowski [...]. Za jego pośrednictwem nawiązałem kontakt z pracownikiem archiwum Ministerstwa Sprawiedliwości przy ulicy Leszno, Włodzimierzem Dzendzelem, członkiem AK. Uzyskałem z jego rąk moją kartotekę, usuniętą z rejestru skazanych. Z życzliwej i bezinteresownej pomocy tego człowieka korzystali również inni towarzysze”.
Zapewne nie była to „bezinteresowna pomoc” urzędnika, którego wsparcie uzyskał szantażem lub łapówką.
CDN
Inne tematy w dziale Kultura