Dopiero w latach 80. zaczęto doceniać w RFN niemieckich przeciwników Hitlera.
Po wojnie dysydenci III Rzeszy znaleźli się w Niemczech w bardzo trudnej sytuacji. Nie byli specjalnie akceptowani ani przez władze alianckie, ani przez nowe elity wywodzące się w pierwszych latach najczęściej ze środowisk politycznych Republiki Weimarskiej.
Dobrym przykładem był sposób, w jaki potraktowani zostali dawni przeciwnicy reżimu przez gremium doradcze przy komendancie brytyjskiej strefy okupacyjnej. Zwrócili się do niego w 1946 roku z prośbą o polityczne wsparcie. Jego przewodniczący Konrad Adenauer odrzucił ich podanie, wskazując, że „większość dysydentów początkowo sympatyzowała z faszystami i dopiero, kiedy zrozumieli, że wojna jest przegrana, postanowili wystąpić przeciwko Hitlerowi”.
Kierowana przez Adenauera CDU również w następnych latach konsekwentnie występowała przeciwko środowiskom byłych dysydentów III Rzeszy.
W tej debacie ważne znaczenie miał proces przeciwko Walterowi Huppenkothenowi, wysokiemu oficerowi Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy, kierownikowi grupy dochodzeniowej prowadzącej śledztwo w sprawie zamachu z 20 lipca 1944 roku. Zarzucano mu przeprowadzenie pozorowanego procesu i tym samym oskarżono o zamordowanie czołowych dysydentów III Rzeszy.
W czerwcu 1956 roku został ostatecznie uniewinniony wyrokiem Federalnego Trybunału Sprawiedliwości, który uznał, że w sytuacji, kiedy państwo znajduje się w stanie poważnego zagrożenia swojego bytu, może ono zalegalizować skrócone procedury przewodów sądowych.
Federalny Trybunał Sprawiedliwości tym wyrokiem usankcjonował wszystkie kary wydane na dysydentach III Rzeszy. Uznano bowiem, że w sytuacji zagrożenia likwidacji państwa wyroki śmierci nałożone na zdrajców były legalne i uzasadnione. W ten sposób eksterminacja dysydentów III Rzeszy otrzymała w Republice Federalnej nowe ramy prawne i została powtórnie zalegalizowana.
Świadomość istnienia środowisk opozycyjnych wobec rządów Hitlera musiała być bardzo nieprzyjemna dla wszystkich, którzy usprawiedliwiali swój udział w zbrodniach reżimu niemożliwością działania opozycji. Unikano zatem porównań własnych postaw z działaniami dysydentów i konsekwentnie w tej kwestii milczano.
Po wojnie znaczna część Niemców zarzucała uczestnikom zamachu na Hitlera z 20 lipca 1944 roku, iż na skutek ich zdrady doszło do szybszego załamania frontu zachodniego. Przy różnych okazjach zarzucano im także tchórzostwo i nieudolność. Dysydentów związanych z ruchem 20 lipca pomawiano również o złamanie przysięgi wojskowej i odmowę posłuszeństwa, co wówczas uchodziło za czyny wyjątkowo haniebne. Wyrazicielem społecznych nastrojów był niewątpliwie admirał Max Bastian, który we wspomnieniach podkreślił, iż „zamach stanu z 20 lipca 1944 roku był zdradą państwa, podważał fundamenty wierności i wiary w naszą narodową wspólnotę. Była to zbrodnia, dla której w zdrowym społecznym odczuciu nigdy nie będzie wyjaśnienia, czy tym bardziej usprawiedliwienia”.
W czerwcu 1951 roku próbę zamachu na Hitlera jednoznacznie potępiało 30% Niemców w RFN. Pozytywnie o próbie zamachu stanu wypowiedziało się 49% respondentów.
Dopiero 10. rocznica próby zamachu stanu z 20 lipca 1944 roku przyniosła pewną zmianę. W prasie pojawiły się pierwsze artykuły o uczestnikach zamachu, a w 1955 roku przemianowano ulicę Bendlera w Berlinie na ulicę Stauffenberga. W latach 1955–1964 bojownikom związanym z ruchem 20 lipca 1944 roku zbudowano też kilka pomników.
Najważniejsze znaczenie miało przemówienie prezydenta Teodora Heussa, wygłoszone 19 lipca 1954 roku na Uniwersytecie w Berlinie. W niemieckiej świadomości historycznej miało ono rewolucyjny charakter, ponieważ prezydent publicznie uznał dysydentów za bohaterów narodowych
Dla niemieckich elit politycznych antyhitlerowski ruch oporu stał się, propagandowym dowodem, że nie wszyscy Niemcy uczestniczyli w zbrodniach. Odwołanie się do Oporu związanego z zamachem stanu z 20 lipca 1944 roku dobrze wpisywało się w nowy model ustrojowy Niemiec, którego ważnym elementem było przypisanie elitom szczególnej roli w państwie.
W przemówieniach polityków coraz częściej pojawiały się nawiązania do tradycji zamachu stanu z 20 lipca 1944 roku. W większości z nich konsekwentnie podkreślano, że w próbie zamachu stanu udział wzięli przedstawiciele różnych grup. Wskazywano również, że w przygotowaniach do zamachu uczestniczyli najlepsi i najszlachetniejsi przedstawiciele narodu.
Jednocześnie jednak starano się nie drażnić i nie obrażać dawnych elit urzędniczych, sądowniczych i wojskowych, którym udało się na powrót zdobyć wpływowe stanowiska w nowej powojennej rzeczywistości.
Charakterystyczne było, iż honorowano nieomal wyłącznie dysydentów związanych z próbą zamachu stanu z 20 lipca 1944 roku. Zaakceptowanie innych grup dysydentów napotykało ciągle opory. Społeczeństwo niemieckie w dalszym ciągu potępiało wszelkie formy sprzeciwu wobec reżimu, którego mieli się dopuścić zwykli ludzie.
Ignorowano również istnienie środowisk młodzieżowych, które oparły się propagandzie III Rzeszy i aktywnie występowały przeciw reżimowi. W publicystyce lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych okresu powojennego dominowały także poglądy dyskryminujące całą generację pokolenia dorastającego w latach 1933–1945. Uparcie powtarzano pogląd, że w pełni uległo ono propagandzie hitlerowskiej i stało się nośnikiem ideologii reżimu.
Podobnie traktowano emigrantów z III Rzeszy, nie chcąc zaakceptować działalności opozycyjnej prowadzonej za granicą przeciwko reżimowi hitlerowskiemu, a tym bardziej jej uhonorować. W przekonaniu większości środowisk jakakolwiek forma współpracy z aliantami zachodnimi była zdradą narodu niemieckiego.
Bundeswehra przyznała się oficjalnie do oficerów związanych z próbą zamachu stanu dopiero 20 lipca 1959 roku. Wówczas to generalny inspektor Bundeswehry Adolf Heusinger nazwał to wydarzenie świetlanym momentem w historii Niemiec. Dwa lata później pięć kompleksów koszarowych Bundeswehry otrzymało imiona liderów opozycji antyhitlerowskiej – Erwina Rommla, Clausa von Stauffenberga, Henninga von Tresckowa, Alfreda Delpa i Juliusa Lebera.
Wielu oficerów Bundeswehry nie akceptowało zamachu stanu z 20 lipca 1944 roku. Niechętny stosunek do zamachu potwierdzały badania sondażowe, przeprowadzone wśród zawodowych żołnierzy w latach sześćdziesiątych. Przynajmniej 59% żołnierzy wyrażało się negatywnie o dysydentach związanych z zamachem stanu z 20 lipca 1944 roku, pozytywny stosunek do tego wydarzenia miało tylko 33% żołnierzy.
Dzień 20 lipca 1944 roku nigdy też nie stał się w Niemczech urzędowym świętem narodowym. W gruncie rzeczy dopiero w latach osiemdziesiątych próbę zamachu stanu z 20 lipca 1944 roku zaakceptowano jako element historii Niemiec, który może napawać dumą.
Wybrana literatura:
S. Fikus - Trudny spadek dysydentów III Rzeszy w Republice Federalnej Niemiec
E. Cziomer - Historia Niemiec współczesnych 1945–2005
A. Wolff-Powęska - Pamięć – brzemię i uwolnienie. Niemcy wobec nazistowskiej przeszłości (1945–2010)
W. Pięciak - Niemiecka pamięć. Współczesne spory w Niemczech o miejsce III Rzeszy w historii, polityce i tożsamości (1989–2001)
Ofiary czy współwinni. Nazizm i sowietyzm w świadomości historycznej
Inne tematy w dziale Kultura