Na początek prywatne wspomnienia. Jest początek lat dziewięćdziesiątych. Mam 12 lat, całą rodziną wyjechaliśmy na placówkę dyplomatyczną do Ameryki Południowej. Drugi dzień pobytu: zakupy. Przed supermarketem zaczepia mnie mały chłopiec. Tak na oko jakieś 7-8 lat. Cały obdarty, brudny. Prosi o coś do jedzenia. Zszokowani całą sytuacją dajemy mu cztery bułki. Reakcja zaskakująca - chłopak jest wzruszony, niemal z nabożnym skupieniem patrzy na podarowane jedzenie. A następnie zjada wszystko, do ostatniego okruszka.
Jego proszącą, smutną twarz pamiętam do dzisiaj. Do dzisiaj czuję też niewytłumaczalne wyrzuty sumienia. To absurdalne, ale nadal - po ponad 20 latach - czuję się winny. Ja, który miałem szczęście urodzić się w dobrej, kochającej rodzinie, w bezpiecznej, bogatej Europie.
Czas na powrót do rzeczywistości, Polska AD 2014. Szef jednej z największych fundacji dobroczynnych w Polsce, a więc osoba wydawałoby się ponadprzeciętnie wrażliwa na los bliźniego, pokazuje na filmie zamieszczonym w internecie swoje mieszkanie. Tak, mowa o Jurku Owsiaku. Osobie którą bardzo lubię i szanuję i której dobrego imienia broniłem przed tygodniem. Niestety, filmik który zobaczyłem mnie przeraził. Nie dlatego, że miałbym komuś zazdrościć sukcesu. W mojej rodzinie mamy zarówno krewnych żyjących z socjału w walącej się wiejskiej chałupie, jak i multimilionera noszącego ręcznie szyte buty za 3 tys. €. Akurat w obu wypadkach status ekonomiczny jest skorelowany z pracowitością, więc nie razi. Podobnie rzecz się ma z Jurkiem Owsiakiem. To świetnie, że po 20 latach prowadzenia Orkiestry, ale również intensywnej pracy jako dziennikarz i biznesmen Owsiak mieszka w luksusowym mieszkaniu. Sądzę, że mało kto w Polsce na taki sukces zasłużył. Dlaczego więc widzę tu problem?
Problem polega na tym, że Jurek Owsiak twierdzi: to nie jest luksusowe mieszkanie! Co więcej, w dyskusji nad "nieluksusowością" podobne zdanie ma spora rzesza dziennikarzy i internautów. I to mnie faktycznie niepokoi. Jeśli ktoś tak wyczulony na potrzeby innych mówi o 115-apartamencie za 1 mln złotych "mieszkanko", to coś nie gra. Jestem absolutnie przekonany, że szef WOŚP tak naprawdę twierdzi - ten film miał dać odpór krytykom, w szczególności dziennikarzom z prawicowego czasopisma, wypominającym mu wysoki poziom życia. Ten film został nakręcony w dobrej wierze, ale był koszmarną medialną kulą w płot. Pokazuje przy okazji jak bardzo życie w warszawskiej enklawie dobrobytu odrealnia. Już Karol Marks twierdził, że byt określa świadomość.
Mało tego, w Polsce byt tą świadomość deformuje. I to jest przerażające. Nie w przypadku samego Jurka Owsiaka - on dalej robi swoje i robi to dobrze. Ale w przypadku elit społeczno-politycznych skutki są już opłakane.
Przyznaję, sam częściowo jestem tego uczestnikiem. Mieszkam w Krakowie, zarabiam przyzwoicie - jestem zadowolony ze swojego statusu społecznego i pracy. Słowem: jestem w czepku urodzony. Ale żyjąc w dobrobycie często zapominamy, że nie wszyscy mają równie dobrze. Warto wtedy przypomnieć sobie wtedy twarz brazylijskiego dziecka żebrzącego o jedzenie.
O zgrozo, przypomina się tu i teraz. Nie patrząc na tragedię mieszkańców Republiki Środkowoafrykańskiej, relacjonowaną w telewizji. Nie, chodzi o Polskę i o znacznie mniejszą skalę ludzkich problemów. Jeszcze niedawno wydawało mi się, że może jako kraj nie jesteśmy bogaci, ale przecież nie jest tak źle. Bogacimy się, kupujemy mieszkania i samochody. Jeździmy na wczasy do Tunezji i Egiptu. Jest super.
Wystarczył jeden projekt unijny, w ramach którego musiałem wyjechać poza Kraków, Trójmiasto, Wrocław, Poznań czy Warszawę - na tzw. prowincję. Co gorsza, wymogi projektu oznaczały konieczność korzystania z transportu publicznego. To był szok. Okazuje się, że obok Polski A, w której żyję jest nie tylko Polska B. Jest też Polska C - w której świat zatrzymał się jakieś 20 lat temu. I wcale nie leży tuż przy granicy z Ukrainą i Białorusią. Czasem to tylko 60 km od Warszawy, Krakowa czy Katowic.
Poczułem więc na własnej skórze, co czuje pracownik ochrony dojeżdżający do pracy w Krakowie z Sosnowca czy Częstochowy, albo studentka z Łomży próbująca dojechać na zajęcia do stolicy. Nie dla nich Pendolino, autostrady i wypasione, zbudowane za unijne pieniądze dworce kolejowe. Nie, oni wysiadają gdzieś na uboczu - wstydliwie. Na parkingach galerii handlowych, wysypując się szarą masą z poobijanych, 20-letnich minibusów, do których za pierwszym razem bałem się wsiąść.
Więc jak im się mówi: "sorry, taki mamy klimat" - to czują, jakby im napluto w twarz. Niestety, tak mogą mówić politycy wożeni luksusowymi limuzynami na sygnale, albo latający do stolicy samolotem. Oni nigdy nie jeżdżą WKD z Opaczy, minibusem z Myślenic czy rozklekotanym autobusem z Łomży.
Jasne, ci ludzie nie głodują jak mieszkańcy Subsaharyjskiej Afryki. Oni po prostu żyją bardzo skromnie. Ciężko harują, by związać koniec z końcem. Można powiedzieć: trudno, taki już ich los. Jesteśmy krajem na dorobku, muszą poczekać na swoją kolej. Problem w tym, że ich Polska a Polska widziana oczyma wielkomiejskich elit to dwa różne kraje. Syty głodnego nie zrozumie. Politycy żyjący w enklawach dobrobytu, nie mają więc pojęcia o potrzebach przeciętnego Kowalskiego, żyjącego za 1,3 tys. zł na rękę miesięcznej pensji.
Więc warto przypomnieć dane: wg. Ministerstwa Finansów w 2011 roku 728 tys. osób osiągnęło miesięczny dochód ponad 7,1 tys. zł brutto. Podatników było zaś 25 mln. Panie Jurku, należy Pan do 3% najbogatszych Polaków. Gratuluję Panu, bo zasłużył Pan na to. Ale prosiłbym o nieco większą wrażliwość. To, co dla Pana jest "mieszkankiem", dla 97% Polaków jest nieosiągalnym luksusem.
Założyłem bloga, bo denerwuje mnie poziom dyskusji na tematy ekonomiczne, która toczy się w polskim internecie. Szczególnie teraz, gdy wchodzimy w okres spowolnienia, a może nawet (odpukać!) recesji. Idea bloga jest prosta - przedstawienie diagnoz/opisu polskiej gospodarki w sposób przystępny, właśnie "na chłopski rozum". Na ile to się uda, zależy nie tylko ode mnie, ale i od użytkowników:)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka