Miałem na blogu nie pisać o polityce, ale nie wytrzymałem. Powód oczywisty: dzisiejsze głosowanie nad referendum w sprawie sześciolatków. Zebrany milion podpisów, oddolna akcja społeczna - ale przedstawiciele Narodu wiedzą lepiej niż Naród - mowy nie ma. Naród nie dorósł do decydowania co dla niego dobre, a co złe. My - politycy i elity - wiemy dobrze, co dla nas, pardon - dla Was! - lepsze.
To już nie pierwszy groźny symptom, zwiastujący niepokojące procesy zachodzące w polskiej demokracji. Pierwszym było referendum warszawskie w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Walz. Partia mająca w nazwie "obywatelska", a w swoich szeregach weteranów walki o wolność i demokrację nawołuje do bojkotu referendum. Znak nowych czasów, w których przyszło nam żyć.
Ale problem jest głębszy i nie dotyczy tylko Platformy i Pisu. Moim zdaniem na polskiej scenie politycznej zachodzi bardzo niepokojące zjawisko: totalne oderwanie polityków od wyborcy i obywatela, zupełny brak kontaktu i zrozumienia realnych problemów, zgłaszanych przez szarego Kowalskiego.
Wiadomo, jaki jest lud. Społeczeństwo zawsze chce tego samego: mniej pracować, więcej zarabiać i najlepiej mieć wszystko za darmo. Gdyby więc pytać się wszystkich o zdanie w każdej sprawie, to zamiast stopniowej likwidacji Krusu czy innych przywilejów emerytalnych, zamiast wydłużenia wieku emerytalnego mielibyśmy wcześniejsze emerytury dla wszystkich - najlepiej od 45 roku życia. Cudów nie ma, przeciętny obywatel nie rozumie, że ktoś za jego przywileje musi zapłacić - najczęściej on sam, albo jego dzieci. Dopuszczenie do warcholstwa politycznego i schlebianie gustom mas zawsze kończyło się katastrofą gospodarczą.
Ale niestety, myślenie typu: "ja wiem lepiej, niż głupi Kowalski i Nowakowa" ma swoje granice. Przecież od tego zaczęła się integracja europejska. Zjednoczenie Europy, której obecnie jesteśmy beneficjentami było możliwe tylko dzięki konsensusowi zachodnioeuropejskich elit politycznych, dokonanym ponad głowami obywateli. Przeciętny Francuz po 1945 roku nie chciał bratać się z Niemcem czy Włochem: poparcie dla projektu EWWiS było minimalne. Gdyby wtedy organizować referenda w sprawie europejskiej integracji, z pewnością zostałyby one przegrane. Partykularyzm narodowy i animozje sąsiedzkie wzięłyby górę nad pokojową współpracą.
Można więc powiedzieć, że Schuman, Adenauer, Monnet czy Spaak "wiedzieli lepiej" co dobre dla Europejczyków. I nie pytając się o zdanie swoich obywateli doprowadzili do historycznego porozumienia. Tak, historia przyznała im rację - ale europejski projekt, który rozpoczęli właśnie przeżywa najtrudniejsze chwile. Dlaczego? Z braku demokracji właśnie. Konstrukcja Wspólnot Europejskich, a później UE, w których dominującą rolę odgrywają nie rządy narodowe, nie demokratycznie wybrany parlament, a bezosobowa i reprezentująca brukselski estabilishment Komisja - odzwierciedla dawne dążenia "Ojców Europy". My-elity wiemy lepiej, co dla was dobre. W rezultacie Komisja zamiast walczyć z najpoważniejszym w historii UE kryzysem gospodarczym, debatuje nad zupełnie nieistotnymi, technicznymi sprawami. Zupełnie nie rozumie obywateli UE i nie musi ich rozumieć - bo przecież jej członkowie nie są wybierani w demokratycznych wyborach. Niestety, takie myślenie ma swoje poważne konsekwencje - poparcie dla UE jest najniższe w historii organizacji, Europejczycy są zmęczeni projektem politycznym którego nie rozumieją i który nie rozwiązuje ich codziennych, palących problemów.
To samo dzieje się niestety w Polsce. Zamiast rozmawiać o prawdziwych problemach, mamy wysyp medialnych afer i problemów marginalnych: od brzozy smoleńskiej, poprzez dyskusję nt. aborcji, in vitro, związków partnerskich, afer pedofilskich w Kościele. Tymczasem 13% dorosłych Polaków nie ma pracy, ponad 2 mln siedzi za granicą i chyba nie zamierza wracać, zagraniczne firmy inwestujące w Polsce tworzą głównie etaty dla prostych robotników, zostawiając działy badawczo-rozwojowe za granicą, zaś polskie firmy nie są dość konkurencyjne i za mało inwestują, spętane więzami biurokratycznymi i fiskalnymi. Do tego setki tysięcy Polaków pracuje na umowach śmieciowych bez szansy na porządna emeryturę w przyszłości, kolejne setki tysięcy studentów studiuje dla papierka, a nie dla zdobycia realnej wiedzy - traktując uczelnie jako przechowalnie dla bezrobotnych. Już teraz mamy kłopot z rosnącą liczbą emerytów - od niewydolnego systemu opieki zdrowotnej (w skali kraju mamy ponoć ok. stu geriatrów!) poprzez nierozwiązany system usług opiekuńczych (cały ciężar opieki nad niesamodzielnym pozostawiony rodzinie). Wreszcie Polacy stają się bierni i apatyczni: stopień partycypacji w wyborach jest niski, ale skłonność do działalności społecznej jest zatrważająco mała. Ciągle oczekujemy, że państwo za nas wszystko zrobi, a ponieważ nie robi - obrażamy się na nie i złorzeczymy.
Gdy więc pojawiają się takie obywatelskie zrywy, jak akcja Państwa Elbanowskich, politycy i przedstawiciele elit powinni zamiast urządzać mentorskie połajanki wziąć się do roboty i rozpocząć PORZĄDNĄ DEBATĘ na ten temat. Skoro milion osób chce referendum, to warto na ten temat porozmawiać, wsłuchać się w argumenty drugiej strony. I UCZCIWIE przedstawić swoje. Przecież nie czarujmy się: nie o wyrównanie szans 6-latków z prowincji i miast tu chodzi. Chodzi o przeciwdziałaniu katastrofie w finansach publicznych w przyszłości, gdy będzie nas-pracujących coraz mniej. Dlatego należy za wszelką cenę opóźniać przechodzenie na emeryturę i przyspieszać wejście młodzieży na rynek pracy.
Ja nawet rozumiem ten argument i uważam go za całkiem sensowny. Problem w tym, że on w tej dyskusji w ogóle nie padł. Bo i debaty publicznej zabrakło. Obie główne partie w parlamencie wychodzą z kolejnymi inicjatywami, nie wchodząc przy tym w żaden dialog ze swoimi wyborcami. Za takie lekceważenie obywateli możemy kiedyś wszyscy słono zapłacić.
Panowie Tusk i Kaczyński - na otrzeźwienie przypomnijcie sobie, jak skończyła się kiedyś rada: "przecież mogą jeść ciastka"...
Założyłem bloga, bo denerwuje mnie poziom dyskusji na tematy ekonomiczne, która toczy się w polskim internecie. Szczególnie teraz, gdy wchodzimy w okres spowolnienia, a może nawet (odpukać!) recesji. Idea bloga jest prosta - przedstawienie diagnoz/opisu polskiej gospodarki w sposób przystępny, właśnie "na chłopski rozum". Na ile to się uda, zależy nie tylko ode mnie, ale i od użytkowników:)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka