Zainteresowanych kupnem własnego mieszkania ciągle nurtuje pytanie: jak długo czekać? Czy ceny jeszcze spadną? Jeśli tak - to jak bardzo?
Nie jestem wróżką, więc nie dam prostej odpowiedzi. Chciałbym jednak zwrócić Państwa uwagę na to, co dzieje się w Krakowie - czyli mieście w którym ceny w okresie boomu zostały wywindowane do "kosmicznych" poziomów.
Większość dziennikarzy opisując sytuację na rynku nieruchomości, koncentruje swoją uwagę na rynku pierwotnym. Tymczasem większość dostępnych mieszkań znajduje się na rynku wtórnym. I tu pękła kolejna granica psychologiczna - 4 tys. zł za m2. I nie chodzi tu o mieszkania w TBSie, tylko o zwykłe - własnościowe. Oczywiście chodzi o lokale położone daleko od centrum. W tym przypadku - w Nowej Hucie.
Co to oznacza? Przy kupnie 2-pokojowego, 40-metrowego mieszkania cena wyniesie ok. 150 tys (a w zasadzie mniej, bo to przecież tylko cena ofertowa, jest więc pole do negocjacji). Przy wkładzie własnym 30 tys. i 120 tys. kredytu na 30 lat, zapłacimy miesięczną ratę w wysokości ca. 800 zł.
Tyle samo... zapłacimy za wynajem takiego 40-metrowego mieszkania w Nowej Hucie. Oczywiście, dla przeciętnego Kowalskiego nie ma automatycznej alternatywy między wynajmem a kupnem mieszkania, szczególnie na kredyt. Niemniej ten przeciętny Kowalski w sytuacji gdy koszt wynajmu zrównuje się z potencjalną ratą kredytu, zaczyna się powoli zastanawiać, czy jednak nie kupić mieszkania.
Najtańsze mieszkania na rynku pierwotnym są nadal po ca. 4,4 tys za m2. Ale i tu zbliżenie się do progu 4 tys. wydaje się możliwe, szzczególnie że w gorszych lokalizacjach developerzy są bardzo elastyczni przy negocjacji ceny.
Co to oznacza? W pierwszej kolejności presję na dalszą obniżkę cen najmu. Te spadły już w stosunku do sytuacji sprzed 2 lat o 20-30% (przynajmniej w mojej dzielnicy - Śródmieście). Ale docelowo - stopniową stabilizację cen. Szczególnie w tych najmniej atrakcyjnych lokalizachach.
Wygląda więc na to, że powoli ceny dobijają dna.
Założyłem bloga, bo denerwuje mnie poziom dyskusji na tematy ekonomiczne, która toczy się w polskim internecie. Szczególnie teraz, gdy wchodzimy w okres spowolnienia, a może nawet (odpukać!) recesji. Idea bloga jest prosta - przedstawienie diagnoz/opisu polskiej gospodarki w sposób przystępny, właśnie "na chłopski rozum". Na ile to się uda, zależy nie tylko ode mnie, ale i od użytkowników:)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka